Alojzy Prus z Rybnika. Zostały portrety i wspomnienia
– Dobrze się uzupełniali – mówi Stefania Małysza z Grabowni o swoich przodkach Jadwidze i Alojzym Prusach. On – przedwojenny kupiec, społecznik i przewodniczący rady miasta, ona – działaczka i matka ośmiorga dzieci. Razem prowadzili sklep przy ul. Sobieskiego i patriotyczną działalność w swoim domu w Zebrzydowicach. Alojzy uciekając przed Niemcami przepadł bez śladu. Jadwiga nie wyszła ponownie za mąż.
To była nietypowa ucieczka. Kiedy Alojzy Prus usłyszał: – Uciekaj! Niemcy po ciebie idą! – wsiadł na motocykl, który stał w oknie wystawowym jego sklepu. Celem był Lwów, ale nie wiadomo, czy tam dotarł. – Niektórzy mówią, że udało mu się dojechać w okolice Krakowa. Jednak nie wiadomo, jak było naprawdę. Do Rybnika już nie wrócił – opowiada Stefania Małysza. Alojzy był bratem jej babci Reginy. Prowadził z żoną warsztat naprawy rowerów i sklep, w którym sprzedawali nie tylko rowery i maszyny do szycia, ale też maszyny rolnicze, a od 1928 roku – motocykle, a nawet gramofony i płyty. Prus był też wieloletnim przewodniczącym rybnickiej rady miejskiej, posłem Sejmu Śląskiego, społecznikiem i patriotą. – Obok Webera i Basisty był kluczową postacią przedwojennego Rybnika. Był na niemieckiej liście osób do stracenia. Niektórzy mówią, że zginął gdzieś na Wschodzie – mówi pani Stefania.
Kuźnia polskości
Byli równolatkami. Jadwiga pochodziła z Orzepowic, Alojzy z Grabowni. – Tego domu już nie ma – mówi mieszkanka tej dzielnicy Stefania Małysza. Wciąż za to istnieje „zameczek”, jak nazywano budynek w Zebrzydowicach (przy ul. Zdrzałka i Basztowej), który Prusowie kupili w 1908 roku, również z myślą o prowadzeniu propolskiej działalności. Odbywały się tam zebrania i wiece, ale też próby chóru, zabawy taneczne i przedstawienia teatralne. Spotykali się tam również członkowie Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”.
– Na budynku wciąż wisi pamiątkowa tabliczka. Byliśmy tam jakieś 10 lat temu, ale nikt nie chciał z nami rozmawiać. Mama i babcia zawsze opowiadały, że Prusowie byli bardzo patriotyczną rodziną. Ich „zameczek” był więc kuźnią polskości. Kupili go właśnie z myślą o takiej działalności. W piwnicy drukowano też ulotki, a wokół budynku ukrywano broń i amunicję dla powstańców śląskich. Podobno również w warsztacie Prusów prowadzono jakieś prace rusznikarskie – opowiada Stefania Małysza, której mama Anna była siostrzenicą Alojzego. Propolską działalność nieformalnej placówki kulturalno-patriotycznej Prusowie reaktywowali po I wojnie światowej. Oboje angażowali się też w kampanię plebiscytową, a ich synowie walczyli w III powstaniu śląskim.
Matka Polka
– Jadwiga nigdy się nie poddawała – mówi pani Stefania. Poradziła sobie nawet w czasie I wojny światowej, kiedy Alojzego wcielono do armii niemieckiej, a ona z gromadką dzieci nie otrzymywała od władz zapomogi za ich propolską działalność. Nie załamała się też podczas kolejnej wojennej zawieruchy, w której straciła męża i dwóch synów. Ignacy zginął w partyzantce, Wincenty podobno gdzieś na Wschodzie. Kolejni synowie – Bolesław, więzień obozów koncentracyjnych Buchenwald i Dachau i najmłodszy Czesław – przeżyli wojnę. Podobnie jak cztery córki Prusów. Z najmłodszą Heleną – Jadwiga mieszkała w Rybniku do swojej śmierci w 1962 roku. Miała 85 lat. Napis na jej mogile upamiętnia też Alojzego – „ukochanego ojca zaginionego w zawierusze wojennej”. – Często odwiedzamy ten grób. Wspominamy Prusów przy różnych rodzinnych spotkaniach. Dobrze jest mieć takie korzenie – mówi Stefania Małysza, która pracowała m.in. w sklepie, ale też w rybnickim domu dziecka. Dziś jest emerytką i stara się ocalić pamięć o swoich nietuzinkowych przodkach. – To jedyne bezcenne pamiątki, jakie mam. Zostały mi tylko te portrety i wspomnienia o Jadwidze i Alojzym – mówi rybniczanka.
Sabina Horzela-Piskula