Strona główna/Aktualności/Historia/Marek Szołtysek: „Nędzne bytowanie” w Rybniku

Marek Szołtysek: „Nędzne bytowanie” w Rybniku

12.07.2024 Historia

Wpadła mi w ręce książka wydana przez Fundację Zamek Chudów. Należy ona do historycznego cyklu „Pamiętniki Śląskie”, w której znalazłem nieznany mi XVIII-wieczny opis Rybnika, a właściwie jego zamku. Ale wszystko po kolei…

Budowla dzisiejszego rybnickiego sądu w latach 1789‑1847 spełniała funkcję „hotelu inwalidów”Zacznijmy od rybnickiego zamku, czyli dzisiejszego sądu. Ów zamek wybudowano najprawdopodobniej pod koniec XII wieku za panowania księcia opolsko-raciborskiego Mieszka I Plątonogiego. Książę jednak nigdy tu nie zamieszkał, a jedynie osadził w budowli zakon sióstr norbertanek. Ale i siostry w 1228 roku przeniosły się do miejscowości Czarnowąsy pod Opolem, a budynek zamku służył książęcym zarządcom czy kolejnym „panom na Rybniku”. Budowla też była wielokrotnie przekształcana i powiększana, zwłaszcza w XVII wieku przez ród Oppersdorfów i w XVIII przez ród Węgierskich. Natomiast w 1788 roku ostatni „pan na Rybniku” hrabia Antoni Węgierski sprzedał Rybnik królowi Prus Fryderykowi Wilhelmowi II, który na koszt pruskiego rządu rozpoczął przebudowę rybnickiego zamku, by rok później stworzyć z niego pensjonat dla emerytów i inwalidów pruskiej armii. Nazwano to - hotel inwalidów.

Właśnie na opis zwiedzania owego hotelu inwalidów natknąłem się we wspomnianej książce wydanej w Chudowie. Jest to anonimowe dzieło literackie wydane w Lipsku w 1795 roku w języku niemieckim, a pozycja nosi tytuł „Opowiadania albo Podróże jednego Kosmopolity. Podróż po Polsce i Śląsku w latach 1792 i 1793”.

Oto fragmenty tego opisu: „Zapukawszy [w Rybniku] do wszystkich drzwi skrzydła domu inwalidów /…/ powiadomiłem podoficera o moim życzeniu obejrzenia domu. /…/ Podoficer pokazał mi wszystkie grupy nieszczęśników - ślepych, sparaliżowanych i okaleczonych, którzy poświęcili swoje zdrowie i szczęście dla interesu ojczyzny? Część z nich jest zbyt bezsilna i skołatana na ciele i duszy, żeby móc cokolwiek robić, przeżywa resztę swych trosk i nędznego bytowania w stanie, który nie jest życiem ani śmiercią. /…/ W ogóle większość z nich zapadła na pewną nieczułość, prowadzi życie roślin i gdy /…/ zostaną zużyte /…/ pieniądze na gorzałkę i tytoń, pozostałe dni przeważnie przesypia, szczęśliwa, że może chociaż to. /…/ A jednak los ich wydaje się godnym pozazdroszczenia co poniektórym kalekom wlokącym się o kulach od wsi do wsi, od domu do domu, żeby za służbę, którą często wykonywali przez pół wieku, otrzymać wynagrodzenie [jałmużnę] w postaci kilku kawałków spleśniałego chleba. Jak chętnie taki [wędrowny kaleka-jałmużnik] pogodziłby się z Bogiem i światem, gdyby powodziło mu się tak dobrze, jak tym tutaj [w Rybniku]!”

Wczytując się w ten z pozoru banalny opis odwiedzin w rybnickim zamku, można jednak dostrzec bardzo krytyczne słowa podróżnika. Otóż oglądając ów rybnicki budynek i obserwując niski poziom życia inwalidów, a z drugiej strony widząc dostatek grupy zarządców, podróżnik zasugerował chyba wyraźnie istnienie korupcji, a może tylko urzędniczej samowoli, łapczywości czy pasożytnictwa?

Ale oceńmy te słowa sami:

„Przygnębiające są te obserwacje, które nasuwają się w sposób nieunikniony zwiedzającemu tego rodzaju zakład, ale przygnębiają jeszcze bardziej, gdy weźmie się pod uwagę, że zamiar fundatora jest źle spełniany. Biada ręce - pisze wnikliwy obserwator podczas pobytu w Rybniku w XVIII wieku - która pomniejsza kęsy przeznaczone przez darczyńcę dla weterana!”

Na koniec jeszcze powiedzmy, że ów rybnicki dom inwalidów przestał istnieć w 1847 roku, bo jego pensjonariusze uciekli podczas wielkiej epidemii tyfusu. Wówczas zamek przekształcono w sierociniec dla sierot, którym epidemia odebrała rodziców. Ostatecznie w 1857 roku z zamku zrobiono budynek sądu i tak pozostało do dnia dzisiejszego.

Tekst i fotokopia: Marek Szołtysek

Publicysta
Marek Szołtysek
do góry