Strona główna/Aktualności/Historia/W Rybniku plotkowano, że Eryk był ukrywany z jakąś (..)

W Rybniku plotkowano, że Eryk był ukrywany z jakąś młodą Żydówką

24.09.2023 Historia

O tym się mówiło pokątnie i ukradkiem, bo nowa władza mogła coś podsłuchać, a była przerażająca i nie napawała nadzieją. Rybniczanki, które przed wojną pracowały w sklepie Eryka przy Sobieskiego 2, czasem w rozmowach wymieniały się tym, co usłyszały na mieście: że przeżył dzięki żonie, że jego siostra nie zgodziła się na rozłączenie z córeczką. Plotkowano, że Eryk był ukrywany z jakąś młodą Żydówką...

Eryk z żoną Klarą (po prawej) w Krynicy latem 1939 r. (z albumu Witty Priester)

Rybnik, wrzesień 1945 r.

Ona
Klara od jakiegoś czasu wiedziała, że koniec wojny jest również końcem jej małżeństwa. Stała w pustym mieszkaniu i przez okno spoglądała na plac, który teraz nazywano Placem Żołnierza Polskiego. Jej myśli od dłuższego czasu krążyły wokół tego, co działo się w ostatnich latach. Te plotki w 1935 r., gdy Eryk na nią - zwykłą sprzedawczynię w sklepie jego wujka - zwrócił uwagę. Te protesty jej rodziny, że zakochała się w Żydzie. Ta nieskrywana niechęć matki Eryka, która dopiero, gdy wybuchła wojna, zaczęła ją traktować inaczej. Nigdy nie polubiła teściowej i teraz czuła wyrzuty sumienia, że nieraz źle jej życzyła, jak choćby w czasie ostatnich wakacji w Krynicy, gdy Olga przy ludziach dawała jej do zrozumienia, że syn popełnił błąd żeniąc się z katoliczką. Mesalliance - to słowo aż do września 1939 r. śniło jej się po nocach.

Bogaty Priester z kupieckiej rodziny, do której należało kilka kamienic i dwa sklepy w Rybniku, ożenił się z córką zwykłego urzędnika pocztowego z Gleiwitz. Mimo tych sprzeciwów i różnic byli bardzo szczęśliwi. Nawet ostatnie wakacje w górach, które chciała spędzić jedynie z nim, ale musiała z całą jego rodziną, teraz wspominała jako cudowne. Minęło zaledwie sześć lat, a czuła jakby postarzała się o 50. Eryk nie przypominał radosnego mężczyzny sprzed wojny. Był cieniem człowieka. Całymi dniami zamykał się sam w pokoju, nie patrzył jej w oczy, i gdyby nie ona, to zapewne i dziś by nie poszedł do starostwa, aby złożyć ten kwestionariusz dotyczący szkód wojennych.
Jeszcze miała nadzieję na to, że jakoś to się ułoży. Może ci komuniści nie będą tacy źli? Może uda się odzyskać, co utracono? Może Eryk jeszcze będzie taki jak przed wojną? Całe pięć lat walczyła, by go ocalić. Przeprowadziła się do Trzebini, dokąd go wywieziono z innymi rybnickimi Żydami w maju 1940 r. Musiała być blisko męża. Kursowała między Rybnikiem, Trzebinią a gettem w Chrzanowie. Starała się ratować ich wszystkich: Eryka, jego siostrę Hertę, jej córkę Werę i nielubianą teściową Olgę. Wyprzedawała majątek Priesterów, by ich uratować.

Nad życie kochała Eryka i robiła to dla niego. Jako katoliczka i Niemka mogła, co prawda z trudnościami, się przemieszczać. Dokonywała cudów, by znaleźć dla niego schronienie na wypadek likwidacji getta. I nic jej się wtedy nie śniło. Działała jak w transie. Mesalliance już przestał ją prześladować, a teściowa Olga bez sprzeciwu pozwalała na sprzedaż wszystkiego, w tym jej ukochanych rodowych sreber. Dla pewności spytała, czy może sprzedać i tę srebrną łyżeczkę, którą karmiono małą siostrzenicę Eryka - Werę. Wtedy, w grudniu 1942 r., widziała starą Priesterową po raz ostatni. Mąż do teraz jej nie powiedział, co się stało z jego siostrą, mamą i dziesięcioletnią Werą. Pytała nieraz, ale zawsze odwracał wzrok i wychodził z pokoju. Potem tylko słyszała jego łkanie, które było nie do zniesienia.

Klara czuła, że to inny człowiek. Półtora roku pobytu w kryjówce na tym strychu go złamało. Jeszcze tam siedział z nią - z tą Żydówką. Boże, gdyby dało się cofnąć czas! Już lepiej, by znowu jej się śnił Mesalliance, by despotyczna Olga traktowała ją z góry i by cała rodzina rozprawiała o chorobach delikatnej szwagierki Herty i rozwodzie wuja Maksa.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi. Eryk wrócił ze starostwa. Pierwszy raz od powrotu do Rybnika odezwał się stanowczym głosem: „Ja tu nie mogę mieszkać. Wyjeżdżam”. „Sam?” - spytała Klara.

On
Eryk szedł w stronę Starostwa. Myślał o Klarze. Powinien czuć miłość, wdzięczność, a czuł złość. Po co go ratowała? Co mu z tego, że żyje, skoro nie ma jego mamy, ukochanej siostry i uwielbianej siostrzenicy? Co z niego za mężczyzna, skoro nie potrafił ocalić tych, których kochał? Od momentu wybuchu wojny i powrotu do Rybnika z Krynicy musiał być odpowiedzialny za wszystkich. Za mamę, za siostrę, jej córeczkę i za starego dziadka Noah.

On - uważany przez wielu za „tego młodego Priestera”. To on musiał sprowadzić zwłoki zamordowanego we wrześniu 1939 r. szwagra Fritza. To on musiał załatwić jego powtórny pochówek i wspierać siostrę. To on musiał zanieść okup do starego Weissa, by odroczyć wywózkę rybnickich Żydów. To on musiał iść do hitlerowskiego urzędu i zgłosić zgon dziadka, a potem załatwić pogrzeb w styczniu 1940 r. To on musiał przybić na rodzinnej kamienicy tabliczkę „Adolf Hitler Platz”. A potem Trzebinia i getto w Chrzanowie.

Nie da się opowiedzieć tego, co przeżył. Klara wciąż pytała. Co jej miał odpowiedzieć? Że piekła nie da się opisać? Że ten moment, w którym siostra nie wyraziła zgody na rozdzielenie z małą Werą, był najgorszym w jego życiu? Że błagał, nalegał? Że nie pożegnał się z mamą Olgą? Co miał powiedzieć swej katolickiej żonie Klarze? Że śni mu się ten moment, gdy kobiety, które tak kochał, giną w komorze gazowej? Zawiódł. To on, dzięki Polakom z Trzebini i Klarze, miał kryjówkę na ciasnym strychu. Klara nigdy nie zrozumie, co czuł przez ten czas, wiedząc, co stało się z kobietami z jego rodziny. Nie pojmie tego strachu, bólu i tej niepewności. Klara była na wolności. Ona nie musiała drżeć, że ją znajdą, wyciągną, wywleką, poniżą i wyślą do Auschwitz. Cały czas widziała niebo i mogła swobodnie oddychać. Tylko Gusta wie, co przeżył. To z nią, nawet bez słów, może się porozumieć.
Dotarł do starostwa. Dwóch świadków, zorganizowanych przez Klarę, w obecności urzędnika poświadczyło kwestionariusz dotyczący szkód, które poniósł w czasie wojny. Nie zależało mu na żadnych odszkodowaniach. Czuł pustkę, boleść i niewyobrażalny smutek. Nie może tu zostać. Nie może być z Klarą, choć m.in. dzięki niej żyje. Tęsknił za Gustą.

Druga ona
Gusta straciła prawie wszystkich. Gdy likwidowano getto w Chrzanowie, znała jedynie starą Priesterową i jej syna Eryka. Mama Gusty dzieliła z Olgą izdebkę w getcie. Gdy znalazły się w pociągu do Auschwitz, Gusta obiecała swojej mamie, że się uratuje. To był moment, gdy esesman „nie patrzał”. Nie pamiętała, jak dotarła nocą do Trzebini, ale wiedziała, że Eryk miał katolicką żonę, która mu pomagała. Znała adres. Ubłagała ją, by spytała Polaków czy może się tam ukryć.

Klara z oporami przystała, Polacy też. Gdy znalazła się na tym samym strychu co Eryk, była na skraju wyczerpania. Po jakimś czasie dołączył do nich jeszcze jeden Żyd. I tak w trójkę doczekali wyzwolenia Trzebini. Była silna psychicznie i przez cały czas wspierała Eryka, który nie potrafił wyzwolić się z koszmarów. Obwiniał się za to, że nie uratował swoich bliskich. Wraz z upływem czasu stawali się sobie coraz bliżsi. Dotrwali do końca. Miała tylko jego.

Oni - rybniczanie
Rybniczanki, które przed wojną pracowały w sklepie Eryka przy Sobieskiego 2, dobrze pamiętały starszą panią Priester. W pamięci młodych dziewczyn utkwiła srebrna łyżeczka, którą mama ich pracodawcy karmiła uwielbianą wnuczkę oraz to, jak twardą ręką rządziła rodziną i interesami. Niektórzy się nawet cieszyli, że „żydki” już się nie będą panoszyć po Rybniku. Jednak większość czuła współczucie, bo Eryk był lubiany i to, co go spotkało poruszało rybniczan. A potem nagle wyjechał i już nie rozpamiętywano o jego losach.

Ekspedientki w sklepie Eryka Priestera przy ul. Sobieskiego 2 (z albumu Teresy Kaźmierskiej)

Wrzesień 2023

Ja - na podstawie dokumentów
Eryk, syn Olgi Priester z domu Leschcziner, urodził się w 1908 r. w Rybniku. Miał dwie siostry: starszą Theę oraz młodszą Hertę. Jego ojciec zmarł w 1926 r. Thea zdołała wyjechać z mężem i synem do Kanady w czerwcu 1939 r. Herta, po ślubie z Fritzem Aronade, w 1932 r. urodziła córeczkę Werę. Eryk w 1936 r. poślubił katoliczkę Klarę Grudziński, mieszkankę Gliwic (wtedy ekspedientkę w sklepie wuja Maksa Leschczinera). Dziadek Noah Leschcziner przekazał jeden ze swoich sklepów najpierw córce Oldze, a potem wnukowi Erykowi. Latem 1939 r. rodzina Priesterów, oprócz męża Herty, wyjechała na wakacje do Krynicy. Prawdopodobnie tam zastał ich wybuch wojny.

Mąż Herty zginął 4 września w Woszczycach. Dziadek zmarł w styczniu 1940 r. W maju 1940 r. rybnickich Żydów wywieziono do Trzebini, gdzie Eryk do początków 1943 r. pracował w tzw. Gummiwerke. Matka Olga oraz siostra też. Ostatnie ślady po kobietach to meldunki z chrzanowskiego getta z grudnia 1942 r. Eryk przeżył wojnę ukrywany przez Polaków w Trzebini.

W kwietniu 1945 r. wrócił do Rybnika z żoną Klarą. W 1946 r. był już w Niemczech, gdzie urodziło mu się dwoje dzieci ze związku z Gustą. Klara wyjechała do Niemiec kilka miesięcy po nim. Eryk pomógł swojej byłej żonie (oraz córce polskiej rodziny z Trzebini) w wyjeździe do USA, dokąd też wyemigrował z Gustą i dziećmi. Zmarł w 1980 r. Dalsze losy Klary nie są mi znane.


Proszę, by nie oceniać postaw bohaterów tego artykułu, bo jak powiedziała Szymborska: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.

Córka Eryka, Witta, rozpoczęła procedurę przyznania bohaterskim mieszkańcom Trzebini tytułu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Dziękuję Pani Teresie Kaźmierskiej za zdjęcia i wspomnienia jej Mamy, która przed wojną pracowała w sklepie Eryka Priestera, oraz Pani Agnieszce Kostuch z Trzebini za dokumenty z czasów okupacji.

Pasjonatka historii
Małgorzata Płoszaj
do góry