Strona główna/Aktualności/Piotr Kuczera czeka na jesień

Piotr Kuczera czeka na jesień

10.06.2022 Sport

Półtora roku po ślubie z uprawiającą również dżudo Anną Borowską i niespełna dziewięć miesięcy po pechowym olimpijskim debiucie w Tokio dżudoka Kejza Team Piotr Kuczera osiągnął swój życiowy sukces. Na mistrzostwach Europy, które odbyły się w Sofii, pokonując m.in. mistrzów świata, wywalczył tytuł wicemistrza Europy, zdobywając jedyny medal dla polskiego dżudo na tych mistrzostwach.

Piotr Kuczera, wicemistrz Europy w dżudo. Zdj. Wacław TroszkaStart Piotra Kuczery na wymarzonych igrzyskach olimpijskich w Tokio poprzedziły nerwowe kwalifikacje, w czasie których stracił nawet finansowe wsparcie Polskiego Związku Judo. Sam start zakończył się porażką. W losowaniu Kuczera nie miał szczęścia i już w pierwszej walce trafił na mistrza Europy Gruzina Bekauriego, który pokonał nie tylko jego, ale i wszystkich pozostałych rywali i zdobył olimpijskie złoto. Z Tokio Piotr wrócił więc z silnym postanowieniem poprawy za trzy lata swego olimpijskiego wyniku. Wkrótce nasz dżudoka zdecydował o zmianie kategorii wagowej na wyższą. Dotychczasowe 90 kg zamienił na 100. Sukcesu na mistrzostwach Europy raczej nikt się nie spodziewał. W końcu lutego wygrał wprawdzie turniej Pucharu Świata w Warszawie, ale ostatni oficjalny start Kuczery przed mistrzostwami znów zakończył się już po pierwszej walce. W turnieju pucharowym w Pradze przegrał z zawodnikiem z Niemiec. - Już w czasie rozgrzewki czułem, że z moimi mięśniami międzyżebrowymi nie jest dobrze, bo podchodząc do rzutu czułem duży ból. By wyleczyć kontuzję przed mistrzostwami Europy, zrezygnowałem ze startu w kolejnym turnieju z serii Grand Slam w Antalyi - wspomina Piotr Kuczera.

Nadwagę zamienił na niedowagę

Gdy w październiku po raz pierwszy walczył w setce ważył 95 kg. Teraz, jak sam mówi, w zależności od dnia i menu, waży pomiędzy 98 a 99 kg. Tak jak on przez ostatnie lata zbijał przed zawodami wagę, by osiągnąć wymagany limit 90 kg, tak większość jego rywali z nowej kategorii zrzuca kilogramy, by w czasie ważenia waga nie pokazała ich więcej niż 100. Na co dzień to zawodnicy, którzy ważą po 106, a nawet 108 kg. - Zdaniem trenera, optymalna dla mnie waga to 105 kg. Taki jest plan. Na macie czuję się już pewnie, ale są chwile, jak w czasie przegranej finałowej walki o mistrzostwo Europy, gdy czuję, że jeszcze trochę brakuje mi siły. Na jej wypracowanie, co jest naturalne, potrzebuję jeszcze trochę czasu - mówi wicemistrz Europy. Ten srebrny medal cieszy go tym bardziej, że rzadko się zdarza, by dżudocy po zmianie kategorii wagowej na wyższą już po tak krótkim czasie osiągali sukcesy.
Trenerów ma teraz dwóch - klubowego, którym jest Artur Kejza, i reprezentacyjnego - Azerbejdżanina Rashada Hasanova, z którym z powodzeniem współpracuje od października.
- Oni się uzupełniają. Gdy wracam np. ze zgrupowania kadry, trener Artur Kejza szybko orientuje się, jaki trening jest mi potrzebny. Nowy trener kadry, w przeciwieństwie do swego poprzednika, wychodzi z kolei z założenia, że nie ma się co tłuc na krajowym podwórku, że trzeba jeździć na zagraniczne zgrupowania i tam sparować z zawodnikami ze światowej czołówki. Na zagranicznych „campach” najważniejsze są właśnie walki, bo w Polsce jest problem z odpowiednią liczbą sparingpartnerów. W czasie takiego campu tylko jednego dnia, w którym odbywają się dwa treningi, Kuczera toczy średnio od 10 do 14 walk z wymagającymi przeciwnikami. Oczywiście walka walce nierówna, czasem po siedmiu treningowych pojedynkach jest mniej wykończony niż po czterech ciężkich walkach. Po dwóch dniach takich intensywnych zmagań z trudnymi rywalami następuje dzień lżejszych treningów.

Poświęcenie starszaków

W klubie nie ma drugiego zawodnika startującego w jego kategorii wagowej. Trenuje więc z najcięższym juniorem, Łukaszem Kawalą, który waży tyle, co on w czasach, gdy startował w kategorii do 90 kg. W treningach pomaga mu też z dużym poświęceniem grupa znacznie starszych zawodników z kategorii wiekowej masters, co zapewne sporo ich kosztuje, bo to w końcu nie gimnastyka artystyczna, tylko dżudo. - Jestem im bardzo wdzięczny, za to, że przychodzą na treningi i mi pomagają. Gdy ćwiczę na przykład szybkość rzutów, mimo bólu wstają z maty i trenujemy dalej. Gdyby nie oni i Łukasz, nie miałbym w klubie z kim ćwiczyć - przyznaje Kuczera.
Wspominając przegraną walkę finałową o mistrzostwo Europy, przyznaje, że Holender Michael Korrel pokonał go doświadczeniem i siłą. - Zakładał bardzo niewygodny dla mnie uchwyt blokujący moją lewą rękę. Miałem nadzieję, że z czasem jednak nieco osłabnie, ale tak się nie stało. Gdy w dogrywce wykonał zwycięski rzut, moja niedowaga miała jednak znaczenie - wspomina Kuczera. W drodze do finału rybniczanin pokonał m.in. dwukrotnego mistrza świata w kategorii 90 kg urodzonego w Gruzji reprezentanta Hiszpanii Nikoloza Sherazadishvilego, z którym kilka miesięcy wcześniej przegrał na mistrzostwach świata, na których ten zdobył jeden ze swoich złotych medali.

„Moja żona Ania też uprawia dżudo, więc nie tylko mnie wspiera, ale przede wszystkim świetnie rozumie“

Małżeństwo mu służy

Z dżudoczką Anną Borowską, z którą kilka lat wcześniej porzucił Polonię Rybnik i przeszedł do nowo tworzonego przez jego trenera Artura Kejzę klubu, pobrali się, po długiej znajomości, na początku października 2020 roku. Dzień wcześniej na mistrzostwach Polski Piotr zdobył już szósty w swojej karierze tytuł mistrza kraju. Poznali się oczywiście na sali treningowej, ale ani ona, ani on nie pamięta już, kiedy to dokładnie było. - Moja żona Ania też uprawia dżudo, więc nie tylko mnie wspiera, ale przede wszystkim świetnie rozumie. Oczywiście również dba o mnie, więc gdy wracam do domu po treningu, czeka już na mnie dobra kolacja. A że dobrze wie, czego mi jako sportowcowi potrzeba, dietą nie muszę się przejmować. Ja rewanżuję się jej śniadaniami; najczęściej omletem z masłem orzechowym i owocami - zdradza, przyznając, że jeśli chodzi o jedzenie, nie jest zbyt wybredny.  Piotr Kuczera na razie skupia się na swojej własnej karierze, zresztą trenując dwa razy dziennie, nie ma zbyt wiele wolnego czasu. Owszem, kilka razy w awaryjnych sytuacjach poprowadził treningi z klubowym narybkiem i zapewnia, że cierpliwości do maluchów mu nie brakuje, więc nie wyklucza, że w przyszłości będzie trenować dzieci i młodzież. 
Czas szybko płynie i już w maju rozpoczęły się długie kwalifikacje na kolejne igrzyska olimpijskie, które za dwa lata odbędą się w Paryżu. Ich zasady są dość skomplikowane. Ważne, że konkretną narodową federację, w naszym przypadku Polski Związek Judo, w kolejnych kategoriach wagowych może reprezentować tylko jeden zawodnik i jedna zawodniczka. Współpraca z nowym trenerem układa się wyśmienicie, zdrowie dopisuje, kochająca żona dba o niego jak może, więc Piotr Kuczera jako urodzony optymista z duszą wojownika jest dobrej myśli. Oczywiście awans na igrzyska będzie musiał wywalczyć na tatami, ale w tym ma już spore doświadczenie. 
Na razie kolejny olimpijski start to jednak odległa przyszłość. Najważniejsza impreza tego roku - mistrzostwa świata - odbędą się w październiku w Taszkencie, w stolicy Uzbekistanu. Z kolei na początku listopada przyjdzie na świat pierworodne dziecko Ani i Piotra Kuczerów. Mamy więc nadzieję, że jesień będzie dla dwójki naszych sportowców wyjątkowo szczęśliwa.

Wacław Troszka

do góry