Strona główna/Aktualności/Rudolf Strauss - mało krystaliczny fabrykant

Rudolf Strauss - mało krystaliczny fabrykant

05.07.2024 Historia

Obiecałam Czytelnikom, że wrócę do historii żydowskiego przedsiębiorcy Rudolfa Straussa, przedwojennego właściciela garbarni, której budynki stały mniej więcej tam, gdzie dziś straszy biurowiec „telekomunikacji”, czyli w okolicach ulic Pocztowej i Hallera. Nieistniejący zielony budynek dawnej przychodni przy Hallera przed wojną należał właśnie do tego zakładu. Oficjalny, przedwojenny adres garbarni to ul. Pocztowa 6.

Nieistniejący zielony budynek dawnej przychodni przy Hallera przed wojną należał właśnie do tego zakładu.

28 marca minęło 80 lat od zamordowania w KL Plaszow Rudolfa Straussa. Dla przedwojennej prasy był to oszust, malwersant i wyzyskiwacz. Dla mnie to mało krystaliczny fabrykant, którego los na jakiś czas związał z Rybnikiem i którego życie być może zostało przerwane przez „pana śmierci i życia”. Obóz w Płaszowie kojarzy mi się jednoznacznie z „Listą Schindlera” i oczyma wyobraźni widzę, jak ów „pan”, tj. Amon Göth, z papierosem w ustach strzela z balkonu swej wilii do Straussa pchającego wagonik z wapieniem. Co prawda zaświadczenie wystawione przez Waffen SS Konzentrationslager Krakau-Plaszow informuje tylko, że „żyd Rudolf Strauss ur. 4 sierpnia 1895 w Zabłociu pow. Żywiec zmarł dnia 28 marca 1944 w obozie koncentracyjnym”, ale inaczej wtedy nie pisano. 

Gdy w archiwum w Raciborzu dotykałam jego odręcznego testamentu spisanego w obozie, czułam wyjątkowy smutek. Jakie wtedy miały znaczenie te jego nieruchomości, długi i hipoteczne obciążenia?

Odręczny testament spisany w obozie

.

Strauss pojawił się w Rybniku pod koniec lat 20. początkowo jako zarządca, a następnie jako właściciel Górnośląskiej Fabryki Skór, która była prowadzona jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Przedtem podobny zakład prowadził w Zabłociu oraz pod Radomiem. Prawie od początku miał problemy z prawem, jak choćby za zatrudnianie bez wymaganego zezwolenia cudzoziemców. 

W 1933 r. „Gazeta Robotnicza” pisała o wyzysku pracowników i braku umów u „rybnickich fabrykantów skór”. Tu należy wspomnieć, że niewypłacanie wynagrodzeń opisano również u konkurentów Straussa, czyli w garbarni Żurków. W skład nieruchomości Straussa wchodziły (podaję za testamentem):

„Realności hipoteczne przy ul. Pocztowej 4 i 6 oraz Hallera 8. Składały się na nie budynki fabryczne, urządzone wraz z magazynami, dołami do garbowania, beczkami do wałkowania skór, budynek magazynowy, budynek wydzierżawiony firmie Sobczyk na wyrób cukierków i czekolady, dwupiętrowa willa z mieszkaniami, w ogrodzie budynki administracyjne i mieszkania dla robotników, łaźnia oraz garaż”.

W swej ostatniej woli spisanej 14 sierpnia 1943 r. Strauss ujawniał wszystkie zadłużenia, które ciążyły na jego nieruchomościach oraz powołał do spadku swoją żonę Margit Strauss, a także dwie siostry oraz brata. Zastrzegł, że gdyby jego żona nie żyła, to jej część ma przypaść rodzeństwu.

Testament oddał w ręce adwokata dr. Jana Kańskiego z Krakowa i mianował go wykonawcą tej woli. Po kilku dniach spisał dodatek do swego ostatniego rozporządzenia, w którym oświadczył, że jest winien pani Stelli Kańskiej (żonie adwokata) kwotę 20.000 dolarów amerykańskich. Dług ten mieli spłacić spadkobiercy.

Strauss spisał dodatek do swego ostatniego rozporządzenia

Przewidujący wtedy swoją niechybną śmierć w obozie Rudolf Strauss jeszcze kilka lat wcześniej miał wielkie szanse na długie życie. Prowadząc swoją garbarnię w Rybniku, był dość majętnym przedsiębiorcą, choć niestety ze skłonnościami do oszustw i do bardzo kreatywnego księgowania.

Latem 1937 r. Rybnik (a potem i wiele innych miast) obiegła informacja, że Strauss ogłosił bankructwo i ze sporą ilością gotówki zbiegł za granicę. Prasa pisała o niepłaceniu podatków, wynagrodzeń, sprzeniewierzeniu składek na ubezpieczenie robotników, o pobranych zaliczkach za towary, poszkodowanych na wysokie kwoty kontrahentach, hipotekach oraz okupacji fabryki przez robotników. Za uciekinierem wystawiono międzynarodowe listy gończe, a nad fabryką rozciągnięto nadzór sądowy zabezpieczając księgi handlowe i towary. Aresztowano kilka osób podejrzanych o współudział w malwersacjach, przeprowadzono wiele rewizji i gromadzono dowody winy przedsiębiorcy, który wg plotek starał się dostać do Palestyny. To mu się nie udało, gdyż został aresztowany 26 listopada 1937 r. na terenie Czechosłowacji i ostatniego dnia tego samego roku odstawiony do aresztu w Rybniku.

"Polska Zachodnia" 30.07.1937

Sensacyjny proces Straussa rozpoczął się dopiero we wrześniu 1938 r., gdyż sporo czasu zajęło przygotowanie materiału dowodowego. Na ławie oskarżonych zasiadło jeszcze kilku jego współpracowników i wspólników oraz poborca rybnickiego urzędu skarbowego. Główny oskarżony wyszedł za kaucją z aresztu dopiero pod koniec października. Zaraz wrócił do garbarni jako zarządzający, choć wtedy sam zakład był już wydzierżawiony (być może z jego inicjatywy) dr. Kańskiemu z Krakowa. Tak, tak, temu, który w 1943 r. dostał się jakoś do obozu w Płaszowie i odebrał testament, a potem uzupełnienie do niego. Rozmawiałam z pracownikiem Muzeum w Płaszowie i był w szoku, że takie dokumenty zostały w obozie sporządzone i dwukrotnie z niego wyniesione. To było w zasadzie niemożliwe.

"Siedem Groszy" 4.01.1938

"Katolik" 14.09.1938

"Polska Zachodnia" 26.09.1938

Wyrok w tej bulwersującej rybniczan sprawie zapadł 14 lutego 1939 r. Sąd skazał Straussa wymierzając łączną karę dwóch lat pobytu w więzieniu z zawieszeniem na pięć lat. W marcu zapadł jeszcze jeden wyrok w sprawie nieodprowadzania składek do Funduszu Pracy, ale i wtedy oszust nie wrócił za kratki.

1 września 1939 r. żydowski przedsiębiorca na pewno pluł sobie w brodę, że dał się złapać przy węgierskiej granicy. Rybnickie więzienie, w którym spędził niecały rok, było rajem w porównaniu z płaszowskim obozem, do którego trafił z Krakowa, gdzie zapewne zbiegł po wybuchu wojny.

Dr Jan Kański, już jako Johann Kanski, został zarządcą komisarycznym rybnickiej garbarni z ramienia władzy okupacyjnej. Ponownie pojawił się w Rybniku, gdy zaraz po wojnie obywatelka Węgier - Julia Böhm, rodzona siostra Rudolfa Straussa zgłosiła się jako spadkobierczyni po bracie. Z uwagi na międzynarodowy wydźwięk tej sprawy, Ministerstwo Spraw Zagranicznych z Warszawy często dopytywało o postępy i kiedy zostanie wydany dekret o dziedziczeniu. Na sprawie zależało też dr. Kańskiemu, gdyż to jego żona została ujęta w dodatku do testamentu jako wierzycielka masy spadkowej. Z powołanych do spadku czterech osób dwie nie żyły. Zarówno Margit, żona Straussa, jak i druga z jego sióstr zostały zamordowane w czasie wojny. Zgodnie z postanowieniem Sądu Grodzkiego w Rybniku obciążony spadek przypadł siostrze mieszkającej w Budapeszcie oraz bratu z Bielska.

Nie mam pojęcia, czy Stella Kańska i jej mąż odzyskali swoje 20.000 dolarów, kto spłacił hipoteki, i czy w ogóle spadkobiercy spadek przyjęli. Tajemnicą, chyba na zawsze, pozostanie kwestia powiązań pomiędzy Kańskim i Straussem oraz to, w jaki sposób udało mu się przedostać do obozu, by odebrać ostatnią wolę spisaną przez rybnickiego przedsiębiorcę. Czy Strauss napisał testament dobrowolnie? Może na tym dokumencie zależało temu, który był jego wykonawcą? Nie wiem też, w jakich okolicznościach zginęła żona Rudolfa, z którą ożenił się krótko przed wojną.

Mimo wielu zastrzeżeń do tego nieuczciwego właściciela garbarni myślę o nim raczej ciepło. A zarazem mi smutno. Nie tak powinno było się skończyć jego życie…

Pasjonatka historii
Małgorzata Płoszaj
do góry