Strona główna/Aktualności/Jeżech z Rybnika/Marek Szołtysek: Świat śląskich kolędników

Marek Szołtysek: Świat śląskich kolędników

25.12.2024 Historia

Czy dzisiaj ktoś jeszcze kolęduje? Jak idzie o śpiewanie, to większość ludzi pamięta nie więcej jak po trzy zwrotki i to tylko tych najpopularniejszych kolęd. A komu by się chciało w święta przebierać i chodzić od domu do domu „po kolędzie”? Ale nie tylko lenistwo ma tutaj znaczenie. Wielu z nas jest po prostu ciężko przepracowana albo znerwicowana i w święta chcemy mieć święty spokój w czterech ścianach swoich domów. Rodzice też boją się o zdrowie dzieci i ich ewentualne przeziębienie podczas kolędniczych wędrówek w chłodny czas. I jeszcze mamy problem bezpieczeństwa po zmierzchu. Zatem świąteczno-kolędniczy świat zmienił się, a może nawet zanika?

Baśń o dwóch braciach

Unikalne zdjęcie z 1937 roku przedstawiające orszak śląskich kolędników. Od prawej stoją: anioł, śmierć, król Herod, diabeł, starosta, Turek i ŻydUnikalne zdjęcie z 1937 roku przedstawiające orszak śląskich kolędników. Od prawej stoją: anioł, śmierć, król Herod, diabeł, starosta, Turek i Żyd
Współcześnie kolędowanie kojarzy nam się głównie z chodzeniem farorza po kolędzie, co oficjalnie nazywa się odwiedzinami duszpasterskimi. Ta tradycja wywodzi się z czasów dawnych, kiedy proboszczowie mieli przywilej, by zbierać od parafian darowizny. Chodzili więc od domu do domu. Najpierw rozmawiali o tym, jak się gospodarzowi powodzi, a potem przechodzili do targowania się o powinności. Takiego kolędowania pozazdrościli ludzie biedni, ale nie pozbawieni fantazji i też chodzili po kolędzie od Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Ich sytuacja była trudniejsza, bo żadne prawo nie nakazywało tych kolędników wynagradzać, co zmuszało ich do pomysłowości.

Przebierali się, przygotowywali rekwizyty, układali śmieszne wierszyki, uczyli się śpiewać kolędy – i tak przygotowani ruszali między domostwa. W ten sposób dorabiali sobie kilka groszy czy zbierali w naturze jakieś jajka, owoce, pierniki, kiełbasy czy inne jedzenie. Czasami gospodarze poczęstowali ich jakąś nalewką albo winem i zdarzało się, że kolędnicy tracili stopniowo kontakt z rzeczywistością. Z tego powodu dochodziło czasami do awantur czy kradzieży. Jednak głównym powodem kolędowania była zabawa i chęć zebrania jakiegoś świątecznego jedzenia.

A takie chodzenie kolędników „po chałpach” było znane w wielu regionach Polski, także na Śląsku. Pochodziło ono jeszcze z czasów średniowiecza, kiedy Śląsk był częścią Polski. Tyle tylko, że śląskie kolędowanie wyglądało trochę inaczej. U nas kolędnicy nie chodzili z drzewem, z rajem ani z krakowskimi szopkami. Nawet nie na całym Śląsku w orszaku kolędników kroczył król Herod, Turek czy Żyd. Choć były wyjątki. Zasadniczo jednak śląska tradycja kolędników miała chyba mniejszy rozmach i byli to zazwyczaj tylko chłopcy poprzebierani za pasterzy. Mówiło się wtedy, że po kolędzie chodzą „pastuszki”.

A być może ta jedynie „pastuszkowa skromność” śląskich kolędników to efekt dopiero drugiej połowy XIX wieku, kiedy z powodu rozwoju przemysłu na Śląsku wzrosła zamożność i bieda nie była już przynaglającym powodem masowego kolędowania. W tym sensie od około stu lat śląskie kolędowanie powoli zanika, ale pozostaje jeszcze rodzinne odwiedzanie się w okresie świąteczno-noworoczno-trzejkrólowym.

Takie wizyty też czasami nazywa się kolędowaniem. To jednak wygląda trochę inaczej. Wówczas wszyscy wspólnie zasiadają przy stole, śpiewają kolędy, próbują swoich świątecznych smakołyków i winszują sobie, czyli składają świąteczno-noworoczne życzenia. 

A można je sobie powinszować według tradycyjnej śląskiej formułki, która brzmi:

„Winszujymy Wom szczynścio, zdrowio, błogosławiyństwa Bożego od Ponboczka miłego na tyn Nowy Rok, na powszystkie lata, póki żyć bydziecie, a po śmierci Królestwa Niybieskigo!”.

Wówczas odbierający powinszowania odpowiada: „Dej Panie Boże!”,

zaś winszujący kończy: „Amyn!”

Tekst i fotokopia: Marek Szołtysek

Publicysta
Marek Szołtysek

Zobacz także

Marek Szołtysek: Czy kołocz trzeba ratować?
Marek Szołtysek: Czy kołocz trzeba ratować?

Marek Szołtysek: Czy kołocz trzeba ratować?

Marek Szołtysek: Rybniczanin złapał rekina
Marek Szołtysek: Rybniczanin złapał rekina

Marek Szołtysek: Rybniczanin złapał rekina

Marek Szołtysek: Gęsi na rynku
Marek Szołtysek: Gęsi na rynku

Marek Szołtysek: Gęsi na rynku

Marek Szołtysek: Chwałowicka wieża
Marek Szołtysek: Chwałowicka wieża

Marek Szołtysek: Chwałowicka wieża

Marek Szołtysek: Róża z ulicy Zielonej
Marek Szołtysek: Róża z ulicy Zielonej

Marek Szołtysek: Róża z ulicy Zielonej

do góry