Oni pracują dla miasta. Remigiusz Michalik i szwarccharaktery
Remigiusz Michalik w miejskim Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej pracuje od 21 lat. Ukończył przyzakładową szkołę zawodową Huty Silesia, w której później naprawiał lodówki. Potem przez dwa lata stał za ladą w sklepie z artykułami AGD. W ZGMie, gdzie pracuje od roku 2001, zaczynał jako szeregowy pracownik, po kolejnych awansach prowadził narzędziownię, był majstrem potem kierownikiem działu gospodarczego, a od stycznia jest kierownikiem działu remontowego.
Po drodze ukończył studia z zarządzania firmą w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach. Jest też inspektorem Obrony Cywilnej. Jak sam mówi, ze względu na brak czasu robotę związaną z obronnością zakładu zabiera na ogół do domu.
W całym ZGM-ie pracuje 168 osób; w dziale remontowym 68. To fachowcy różnych profesji: instalatorzy, elektrycy, malarze, stolarze, dekarze, jest nawet jeden zdun, bo w miejskich zasobach wciąż są mieszkania z piecami kaflowymi.
- Zajmujemy się głównie remontami mieszkań, które przejmujemy albo po wyprowadzeniu się lokatorów, albo po ich eksmisji lub śmierci. Oczywiście wcześniej zapada decyzja, czy remontujemy je dla kogoś, kto czeka na przydział mieszkania w kolejce, czy może dla najemcy, który stara się o mieszkanie do remontu. Wykonujemy też okresowe przeglądy większości instalacji i usuwamy awarie, co zajmuje nam najwięcej czasu. Robotę ciężko zaplanować; wystarczą dwa telefony od lokatorów w sprawie jakichś awarii i cały plan dniówki trzeba układać od nowa - mówi kierownik Michalik.
W ramach działu remontowego działa stolarnia. To tam powstają ławki, drzwi i okna. Okna zaś nie byle jakie, starego typu - skrzynkowe, które trafiają później do zabytkowych familoków m.in. przy ul. Przemysłowej na Paruszowcu.
W stolarni ZGM-u powstały też tzw. miejskie meble, czyli m.in. plenerowe biblioteczki, poidełka dla psów i budki dla kotów oraz wyjątkowe piaskownice - jedna w kształcie ryby, która latem 2020 roku trafiła na rynek i druga w kształcie kopalnianego wózka na urobek, służąca bajtlom na terenie Zabytkowej Kopalni „Ignacy” w Niewiadomiu.
- Mam pracę, którą lubię i która przynosi mi satysfakcję. Wiem już, że moi podwładni muszą we mnie widzieć jednocześnie i swojego szefa, kierownika, i kolegę - mówi Remigiusz Michalik.
Relaksuje się i resetuje na ogół na działce. - Mam tam grządkę ze szczypiorkiem i niewielki basen. To mi wystarczy - dodaje. Ale na zawodowych i rodzinnych obowiązkach jego aktywność się nie kończy. Przedmiotem jego hobbystycznego zainteresowania są pozostałe po I i II wojnie światowej bunkry. Jest przewodniczącym rybnickiego koła stowarzyszenia Pro Fortalicium, z siedzibą w Bytomiu, działającego na rzecz ochrony zabytkowych fortyfikacji. W Rybniku dba ono o stan trzech schronów, z których jeden sąsiaduje ze sklepem Aldi przy ul. Dąbrówki na Nowinach. Ale to nie wszystko.
Remigiusz Michalik jest też naturszczykiem, czyli aktorem nieprofesjonalnym. Od czasu do czasu występuje w przedstawieniach działających w mieście i w regionie teatrów niezawodowych. Na stałe współpracuje z teatrem Safo z Rydułtów. Na swoim koncie ma też role filmowe, m.in. zagrał z Robertem Gonerą w „Opowiem Ci o zbrodni”, a także w nakręconej przez Adama Grzegorzka ekranizacji spektaklu teatru Safo „Jo był ukradziony”, opowiadającego o tragedii górnośląskiej.
Wciela się głównie w postaci szwarccharakterów - najczęściej żołnierzy Wehrmachtu, rzadziej milicjantów lub zomowców. A że interesuje się historią, skompletował do swoich aktorskich wcieleń oryginalne umundurowanie.
- Postaci, które gram, niewiele mają wspólnego z moim prawdziwym usposobieniem, bo z natury jestem przeciwny jakiejkolwiek przemocy - zapewnia Remigiusz Michalik.
W spektaklu „Chachary”, wystawionym przez teatr Safo m.in. na scenie Teatru Ziemi Rybnickiej, pan kierownik wystąpił w potrójnej roli, grając hitlerowca, generała Ziętka i cwaniaka z targowiska.
Wacław Troszka