Co nom to prziszło na tym Górnym Ślonsku…
– Powstały z wielkiego wołania mojego serca. Każde napisane słowo wykąpane jest w moich łzach i to jest właśnie ta prawda, w której tkwi tajemnica powodzenia spektakli o Hance oraz o Helmucie – mówił wczoraj w rybnickiej bibliotece Alojzy Lysko, autor poruszających monodramów „Mianujom mie Hanka” oraz „Godajom mi Helmut”, którego liczna publiczność wysłuchała w ciszy, a potem nagrodziła owacją na stojąco.
W rolę Helmuta wcielił się Sławomir Rosowski. Zdj. Paulina Rzymanek/Biblioteka główna
Zaczęło się od książki „Jak Niobe… Opowieść górnośląska” Alojzego Lyski, na podstawie której autor napisał scenariusz monodramu „Mianujom mie Hanka”, z genialną rolą Grażyny Bułki. Potem powstał scenariusz „Godajom mi Helmut”, ale oba utwory mają źródło w „Duchach wojny”, śląskiej epopei Alojzego Lyski, pisarza pochodzącego z Bojszów. Tytułowy Helmut... swoje wystoł, tak jak wielu Ślonzoków, nie tylko w czasie wojny, ale też po jej zakończeniu. Grający go aktor amator z Bierunia, Sławomir Rosowski rozprawio o utracie ojca, wcielonego siłą do niemieckiego wojska i jej konsekwencjach dla jego rodziny, rzuconej w wir historii.
– Od teraz nazywołech sie Franciszek... Jak tata przidzie z wojny, bydzie nas dwóch Franków – stary i młody – tak żech sie pocieszoł. Tęsknił żech za nim okropnie… – opowiadał aktor, snując swoją opowieść o łojcu i o tym, jak dorastał u boku dziadka i jego gołębi, o pszoniu z Lenką, z którą się ożenił, o drugim ojcu Mietku i matce, której nigdy nie oceniał, bo przecież chciała normalnego życia oraz o pewnym spotkaniu, które mogło zmienić wszystko, a może też wszystko zmieniło?
Śląską opowieść wyreżyserowaną przez Alojzego Lysko podbija też akordeon i przyśpiewka wygrywana przez Franciszka Moskwę. A publiczność wspólnie z narratorem Januszem Watołą, zastanawia się, co nom to prziszło na tym Górnym Ślonsku…
– Jestem urzeczony tą niezwykłą ciszą jaka panuje podczas prezentacji tego spektaklu – mówił po przedstawieniu Alojzy Lysko. Zachęcał też, by graną na pogrzebach kompozycję „Il silenzio”, każdorazowo dedykować dziadkom, ojcom i krewnym, którzy zginęli na różnych frontach II wojny światowej.
– Ponieważ oficjalna pamięć nie uznaje śmierci 130 tysięcy naszych ojców i dziadków, żołnierzy wciągniętych przymusowo do służby w Wehrmachcie. Jest jeszcze jeden utwór, który zawsze dedykuję tym, którzy zginęli, to „Pieśń Wołgi”, o umierającym na mrozie żołnierzu. Podobnie było z moim ojcem, który umierał na polach Ukrainy, po tym jak nogi zmiażdżył mu sowiecki tank. Oddajmy im wszystkim cześć przynajmniej w taki symboliczny sposób, skoro w oficjalnej pamięci nie ma zgody na publiczne wyrażanie pamięci o naszych ojcach – dodał pisarz.
Mówił też o rzeczywistości historycznej i jej opisywaniu z pozycji obserwatora zewnętrznego oraz uczestnika i świadka.
– Przeciwieństwem pamięci jest zapominanie. Zapominanie jest zgodą na wykreślenie naszych życiorysów i historii naszych rodów, na wykreślenie naszej historii...
Nam się historię narzuca, a to nie jest nasza historia! Więc nie zapominajcie! Jeśli nie wolno nam pielęgnować prawdziwej pamięci, to przynajmniej nie zapominajmy! Parafrazując słowa naszego wieszcza „odczucie serca” jest dla mnie czymś więcej niż szkiełko i oko mędrca. Miejcie rezerwę do mędrców w naszych górnośląskich realiach. I z tym przesłaniem przyszedłem dziś do was – mówił wczoraj w Rybniku Alojzy Lysko.

Zobacz także
