Kundle Katarzyny Groniec

20.10.2023 Kultura i rozrywka

- Książkę nazwałam „Kundle”, bo sama jestem kundlem. To opowieść ludziach, którzy mają różne korzenie, i są stąd, ze Śląska - mówiła pochodząca z Zabrza Katarzyna Groniec, ceniona wokalistka i artystka, którą mieliśmy okazję poznać z nieznanej dotąd pisarskiej strony. O tym dlaczego zaczęła pisać i jakie były reakcje jej bliskich oraz recenzentów opowiadała podczas spotkania w rybnickiej bibliotece 18 października.

Katarzyna Groniec w rozmowie z Aleksandrą Klich opowiadała o swoich "Kundlach". Zdj. Wacław Troszka

Mówi, że to nie jest powieść, a bardziej poetycka opowieść o ludziach i miejscu. - Podobno każdy debiutant rozpoczyna od czasów dzieciństwa - stwierdziła. W kameralnej rozmowie z Aleksandrą Klich, dyrektorką rybnickiej biblioteki, opowiadała o mamie i babci, o Toszku i swoim dzieciństwie.

- Mama wychowywała się w Toszku, tata pochodził spod Zamościa. Mieszkaliśmy w miejscu, w którym z jednego domu wychodził ktoś kto ledwo mówił po polsku, z silnym niemieckim akcentem, a za rogiem mieszkała „zaciągająca” rodzina przesiedlona ze Wschodu, więc mój Śląsk nie jest jednorodny - mówiła.

Takie też są jej „Kundle” opowiadające o Toszku, kulturowym i narodowościowym tyglu, współtworzonym przez Ślązaków, Polaków, Żydów, Niemców, Romów. Podczas spotkania Groniec opowiadała też o języku śląskim, którym mówiła jej babcia i rodzina mamy oraz o śląskich berach i bojkach, do których wciąż zdarza jej się wracać.

- To moje pisanie wzięło się z ciszy, z zamknięcia, z próby poukładania sobie świata - opowiadała Katarzyna Groniec. Zdj. WaT

- Po prostu czułam potrzebę pisania. W listopadzie 2019 roku poszłam na roczny urlop, bo po 30 latach grania i koncertowania, przechodzenia z projektu w projekt, z płyty w płytę, dotarłam do momentu, gdy doskwierało mi nawet samo pakowanie walizek. Czułam, że jeżeli nie zamknę się w ciszy, zwariuję od nadmiaru dźwięków. Jestem cichym człowiekiem… - mówiła.

Potem wybuchła pandemia, a czas izolacji pomógł Groniec w pracy nad książką. - To moje pisanie wzięło się z ciszy, z zamknięcia, z próby poukładania swojego świata - opowiadała. Mówiła też o samym procesie pisania, który polubiła i twórczej samotności, kiedy zaszywała się w pokoju na kilka godzin i w zatyczkach do uszu, by odciąć się od świata, pisała. Katarzyna Groniec wspominała o pojawiającym się w "Kundlach" motywie wody i książkach, które inspirowały ją podczas pisania. Uczestnikom spotkania opowiedziała też o poszukiwaniach wydawcy, które dla debiutanta oznaczają zwykle miesiące nerwowych oczekiwań oraz o recenzjach, jakie przeczytała na temat swojej debiutanckiej książki.

- „Kundle” są opowiedziane przez tajemniczego narratora. To ktoś, kto obserwuje ludzi i im towarzyszy, ktoś kto pojmuje przekraczanie czasu. Jest wieczny, ale nie jest śmiercią. Jest towarzyszem i opowiadaczem. Może być psem, może być czym i kim chce - wyjaśniała pisarka, wokalistka i aktorka, która nigdy nie lubiła stać w świetle reflektorów.

W Rybniku przyznała, że unikała „stania na ściankach”, bankietów i eventów, wybierając czas spędzany z córką.

Katarzyna Groniec wystąpi w TZR w koncercie promującym jej płytę „Konstelacje”. Zdj. WaT

O wokalnym talencie i wyjątkowej scenicznej osobowości Katarzyny Groniec będziemy mogli się przekonać 21 października w Teatrze Ziemi Rybnickiej, podczas gali Górnośląskiej Nagrody Literackiej „Juliusz”, którą uświetni jej koncert pt. „Konstelacje”. Promuje on nową płytę Groniec, która zaczyna się cytatem z „Księgi Koheleta”, jednak nie tym powszechnie znanym „marność nad marnościami”.

- Sięgnęłam po tłumaczenie z hebrajskiego, pochodzące z „Biblii Ekumenicznej”, gdzie to zdanie brzmi: „Ulotne, ulotne, ach jakże wszystko ulotne”. Prawda, że pięknie i poetycko?! Książka i płyta są właśnie o tym. O tym, że wszystko jest chwilowe, ulotne, dojmujące i tak kruche - mówiła Katarzyna Groniec w rybnickiej bibliotece.

Dziennikarz
Sabina Horzela-Piskula

Zobacz także

Orliński z Juliuszem
Orliński z Juliuszem

Orliński z Juliuszem

do góry