Prof. Dorota Pojda-Wilczek: Gabinet starzika można by było otworzyć i przyjmować pacjentów
Na ostatniej kondygnacji dawnego szpitala Juliusz przenosimy się w czasie do gabinetu medycznego z początku XX w., którego wyposażenie przekazała Edukatorium Juliusz profesor okulistyki Dorota Pojda-Wilczek. - Ma szczególną wartość, gdyż jest to zachowany kompletny gabinet okulistyczny mojego dziadka Konrada i ojca Stefana. Gdyby tylko podpiąć te urządzenia do prądu, mogłabym dobrać państwu okulary, mogłabym tu państwa zbadać. Ten gabinet w zasadzie można by było tutaj otworzyć i przyjmować pacjentów, wykonując wszelaką podstawową diagnostykę - mówi nam prof. Dorota Pojda-Wilczek.
Podczas oficjalnego otwarcia Edukatorium Juliusz pani profesor Dorota Pojda-Wilczek opowiadała o swoim dzieciństwie spędzonym w prawie 100-letniej kamienicy przy ulicy Mielęckiego 4 w Katowicach.
- Za ścianą dziecinnego pokoju była poczekalnia dla pacjentów, a dalej gabinet okulistyczny mojego starzika. Mroczny świat pełen tajemniczych urządzeń i starych mebli. Dziś patrzę na niego z podwójnym sentymentem - rodzinnegodziedzictwa i zawodowego zachwytu - mówiła Dorota Pojda-Wilczek.
Pani profesor tłumaczyła, że koniec XIX i początek XX wieku to gwałtowny rozwój myśli technicznej również w zakresie diagnostyki okulistycznej. Powstało bardzo wiele urządzeń, które następnie rozwijając się dały początek dzisiejszym aparatom.
- Działo się to na oczach mojego starzika, który żył w latach 1898-1993 i zawsze podkreślał, że jest świadkiem niesamowitego rozwoju myśli technicznej. Patrząc na urządzenia, którymi się posługiwał, muszę powiedzieć, że za tym postępem nadążał, uzupełniając swój warsztat o nowe aparaty, co umożliwia nam dziś prześledzenie historii oftalmoskopii, czyli badania dna oka i tonometrii - ciśnienia wewnątrzgałkowego - mówi Dorota Pojda-Wilczek.
Konrad Pojda przeszedł emeryturę w latach 70. XX wieku, a jego praktykę przejął jego syn Stefan, który pomiędzy stare aparaty swojego ojca zaczął wstawiać osiągnięcia nowej myśli technicznej - coraz to nowsze urządzenia, chociaż z tych starych jeszcze korzystał.
- Z aparatu, który się tu znajduje, ojciec korzystał jeszcze w 2019 roku i uważa, że daje dokładniejsze pomiary krzywizny rogówki niż elektroniczne sprzęty - pokazuje eksponat pani
profesor. Niektóre z urządzeń pochodzą z 1916 roku. - Starzik otworzył gabinet w 1930 roku, więc większość sprzętu jest sprzed 1930 roku - zauważa.
Wśród eksponatów pani profesor pokazuje nam pierwszą lampę szczelinową, wynalezioną w 1887 r.
- To pierwsza lampa, która umożliwiała obuoczne badanie oka. Wyprodukowana w zakładach Zeissa. Zupełnie inna niż te, które używa się dzisiaj. Składa się z dwóch części - osobno jest tu mikroskop i osobno luneta. Ona tworzy szczelinę świetlną, która umożliwia penetrowanie i badanie, robienie przekrojów przez przedni odcinekoka. Ten wynalazek był dużym postępem
w okulistyce. We współczesnych lampach szczelinowych te rzeczy są zintegrowane - tłumaczy nam Dorota Pojda-Wilczek.
Prezentuje też ciekawy aparat, keratoskop Javalaktóry, gdy nie było jeszcze prądu, miał po bokach, na ramieniu dwie świeczki, które później zostały zastąpione żarówkami. - Gdyby zaświecić, byłoby ładne zielone i czerwone światełko - dodaje.
Oglądamy orygin drewnianą papugę i pieska, którymi dziadek pani Doroty zabawiał przyjmowane dzieci.
- A różne okulary świadczą o tym, że starzik i ojciec mieli zamiłowanie do historii. Są tu różne typy bardzo ciekawych szkieł. Wszystkie przemierzyłam - świadczą o tym, że różne problemy chorobowe, z którymi dzisiaj się spotykamy, były znane już wiele lat temu i próbowano je rozwiązywać - mówi Dorota Pojda-Wilczek.
O każdym eksponacie mogłaby długo mówić.
- Wiele z nich odkryłam dopiero wówczas, gdy postanowiliśmy przekazać je Muzeum w Rybniku. Są tu aparaty, o których tylko czytałam w historycznych książkach, bo za moich czasów nie były już w użyciu - mówi. Zaznacza, że dziadek, a potem ojciec uzupełniał instrumentarium, dzięki czemu powstała niesamowita kom pilacja przeszłości i teraźniejszości, bardzo ceniona przez
pacjentów, którzy podkreślali, że klimat gabinetu Pojdów był nieporównywalny z jakimkolwiek innym gabinetem medycznym.
- Pojdowie leczyli pacjentów w Katowicach przez prawie 90 lat od 1930 do 2019 przy Mielęckiego 4. Ale ten czas przeminął. Od wielu lat zastanawiałam się, jak zachować to unikalne dziedzictwo, którego w naturalny sposób czułam się kustoszem. Gdy przeczytałam w gazecie śląskiej izby lekarskiej, że w Rybniku powstanie ta placówka, stwierdziłam, że jest to najlepsze miejsce, które powinno - jeśli będzie taka możliwość - wziąć pod opiekę nasze dziedzictwo. Jestem głęboko wdzięczna wszystkim, którzy zainicjowali powstanie tego miejsca i doprowadzili ten pomysł do końca, chociaż na pewno nie brakowało po drodze różnego rodzaju problemów - dziękowała
pani profesor podczas otwarcia Edukatorium.
Pradziadkowie - Jadwiga i Alojzy Prus są bardzo znani w Rybniku
A dlaczego wybrała właśnie Rybnik?
- Po przejściu na emeryturę starzik przeprowadził się tutaj i mieszkał aż do śmierci. Wielokrotnie odwiedzałam moich starzików w Rybniku, słuchając rodzinnych opowieści nieuważnie jak to dziecko. I właściwie dopiero mój mąż Michał Wilczek, rodowity Ślązak, nieustannie badający różne historyczne ślady, spisał historię mojej rodziny i dotarł do różnych ciekawych źródeł. Okazało się, że właśnie Rybnik był pierwszym miejscem pracy starzika, kiedy na Uniwersytecie Poznańskim uzyskał stopień doktora Wszech Nauk Lekarskich. Pracował tutaj w latach 1928-29. Zastanawiam się, czy być może nie w tym szpitalu? I tutaj poznał moją babcię Martę z domu Prus - mówi Dorota Pojda-Wilczek.
Jej pradziadkowie - Jadwiga i Alojzy Prus są bardzo znani w Rybniku (o rodzinie Prus pisaliśmy niedawno w „Gazecie Rybnickiej”).
- Byli propolskimi działaczami. Udzielali się w plebiscycie, byli powstańcami
śląskimi, a pradziadek Alojzy był przewodniczącym rady miejskiej, posłem do Sejmu Śląskiego. Z kolei prababcia była przewodniczącą Związku Kobiet Polskich. Zaś Regina Prus, siostra mojej babci, była pierwszą kobietą farmaceutką na Śląsku. Jej mąż, też farmaceuta, internowany w Kozielsku został zamordowany przez Sowietów w Charkowie - wspomina.
Dodaje, że historia jej rodziny przypomina historie wielu śląskich rodzin. - Mam nadzieję, że osoby odwiedzające tę placówkę nie tylko zainteresują się medycyną, ale również dzięki wątkom historycznym będą chciały dotrzeć do swoich korzeni i będą chciały zacho- wać to, co prezydent tak ładnie nazwał „kontynuacją”. Dzięki naszym przodkom mamy wolną Polskę, możemy mówić po polsku - tak jak mówił starzik nie tylko w domu i kościele, ale wszędzie, gdzie chcemy i możemy być z tego dumni. Mam nadzieję, że zwiedzający będą tu chętnie wracać, a placówka przyczyni się do tego, że będziemy naszych przodków wspominali wdzięczną pamięcią, bo kwiaty kwitną dzięki korzeniom - mówi Dorota Pojda-Wilczek.
Aleksander Król