Z kutią, diduchem i nadziejami - tak świętują Ukraińcy
- W tym dniu zawsze była jakaś magia, jakiś spokój. Od samego rana wiedzieliśmy, że to będzie wyjątkowy dzień, jedyny taki w roku - wspomina ukraińską Wigilię Stepaniia Ivaneiko, od czterech lat mieszkanka Rybnika, która opowie nam o pachnących potrawach, świątecznych zwyczajach i ukraińskim kolędowaniu, które ma zagłuszyć spadające rakiety. - W te święta czekamy już na inną magię, która sprawi, że to wszystko się skończy - mówi.
Zwykle Boże Narodzenie obchodzili w styczniu. Teraz to się zmienia. - Większość Ukraińców uważa, że zgodnie z naszą najdawniejszą tradycją też powinniśmy świętować w grudniu - mówi Stepaniia. Odkąd zamieszkała z rodziną w Polsce, świętowała dwa razy.
- Szanujemy polskie tradycje, ale nie chcemy też zapomnieć o swoich, bo pochodzę z rodziny, dla której są one ważne. Dotąd robiliśmy więc dwie wigilie. 6 i 19 grudnia naszych synów odwiedzał Mikołaj, a 24 grudnia dodatkowo Dzieciątko - opowiada Stepaniia, w Ukrainie nauczycielka, w Rybniku - pracownik Ośrodka Rodzinnej Pieczy Zastępczej, animatorka 28. Dzielnicy i lektorka szkoły Brytania, gdzie prowadzi zajęcia ukraińskiego dla pracowników OPS-u.
Pochodzi z okolic Lwowa. Najpierw wyjechał jej mąż, elektryk. - Chcieliśmy czegoś więcej dla siebie i dzieci - mówi. To ich czwarte święta poza Ukrainą.
Chrystus się urodził, sławmy go!
Początek wieczerzy wigilijnej w Ukrainie zwiastuje wypatrywana przez dzieci pierwsza gwiazdka.
- Zaczynamy modlitwą, ale zamiast opłatka mamy okrągły poświęcony chlebek, tzw. proskorkę, którą kroimy na tyle części, ile osób siedzi przy stole. Mówimy: „Chrystus się urodził”, robimy znak krzyża i zjadamy go - opowiada.
- Jak byłam mała, a tata lub dziadek w Wigilię wnosili siano, które układa się pod stołem, musiałam naśladować dźwięki kwoki - wspomina z uśmiechem. Na ukraińskim stole też stawia się dodatkowe nakrycie, ale nie jest ono przygotowane dla niespodziewanego gościa.
- A dla bliskich zmarłych, których dusze mogą być z nami tego wieczora. Dlatego po kolacji nie zabieramy od razu wszystkich potraw ze stołu, bo wierzymy, że może zechcą się poczęstować - opowiada.
A jest czym, bo tradycyjna ukraińska wieczerza wigilijna składa się z dwunastu potraw.
Kutia na stole i na suficie
- Najważniejszym daniem jest słodka kutia, zrobiona z pszenicy, maku, miodu, rodzynek i orzechów, która jest symbolem płodności i obfitości. Dawniej był zwyczaj rzucania porcją kutii o sufit. Jeżeli spadła, była niedobra, bo miała za mało miodu - mówi.
W jej rodzinnym domu podawano też pierogi z ziemniakami i cebulą, uzwar, czyli kompot z suszonych jabłek, gruszek i śliwek, barszcz na zakwasie z uszkami, gołąbki z tartymi ziemniakami i sosem grzybowym.
- Wśród 12 potraw był też śledź, ryba smażona lub zapiekana, kapusta, drożdżowa bułka spleciona w warkocz i posypana makiem oraz biała fasola na ciepło lub w formie sałatki. W domu zawsze były też pączki z makiem lub wiśnią. Jedliśmy je tylko raz w roku, właśnie w Wigilię - opowiada.
Dziś podaje je również podczas świąt w Rybniku. Przeprowadzili się tutaj z Rud, bo starszy syn trenuje w rybnickiej szkole tańca Rondo. 14-letni dziś Maksym, licealista „Kopernika”, jest trzykrotnym mistrzem Śląska w tańcach latynoamerykańskich i drugim wicemistrzem Polski. Młodszy - Wadim, ósmoklasista - trenował już piłkę nożną, sztuki walki i pływanie. Nie było im łatwo. Nadal też tęsknią za Ukrainą.
Diduch pod choinką
Babcia Stepanii nadal zawiesza na choince czerwone jabłka i cukierki.
- Oprócz choinki mamy też diducha. Z najładniejszego snopka pszenicy zebranej jesienią kręci się diducha - dziadka symbolizującego dobrobyt i bogactwo, który ma też chronić przed złymi duchami. Stawialiśmy go pod choinką - opowiada.
Ukraińcy nie robią sobie prezentów, ale ważnym momentem Wigilii jest kolędowanie - najpierw w domu, a potem u sąsiadów i krewnych.
- Kolędują dzieci, a za zarobione pieniądze kupują sobie wymarzone prezenty. Pamiętam, jak będąc dzieckiem zaraz po świętach pojechałam z tatą do sąsiedniego miasta i kupiłam sobie zegarek z cienką, złotą bransoletką. Byłam taka szczęśliwa… Kosztował 26 hrywien - wspomina.
Najbliższe święta też zapamięta pewnie na długo.
Te święta już nas nie cieszą
W ogarniętej wojną Ukrainie są jej rodzice, teściowie i siostry z rodzinami.
- Nie wyobrażam sobie, jak będą wyglądać ich święta. Z przelatującymi rakietami, o których opowiada siostra, z przerwami w dostawach prądu, z mrozem i śniegiem padającym na naszych żołnierzy… Planują jedynie małe wigilijki w gronie najbliższych - mówi Stepaniia Ivaneiko. - Zabraknie magii… Jest za to nadzieja na przetrwanie - dodaje.
Autor: Sabina Horzela-Piskula