Strona główna/Aktualności/Miasto/Na kłopoty... Zawadzka!

Na kłopoty... Zawadzka!

30.05.2024 Miasto

W swojej pracy używa aparatu fotograficznego i dyktafonu, ale nie jest fotoreporterem. Nie jest też leśnikiem, choć często korzysta z lornetki i leśnych fotopułapek. - W tej pracy liczy się opanowanie i pomysłowość. Przydaje się też dobra umiejętność prowadzenia samochodu i sprawność fizyczna - opowiada Arleta Zelek-Zawadzka, która jest niczym psycholożka, spowiedniczka i szachistka w jednym. Kim jest rybniczanka? Rozwiązując tę zagadkę, mogliście się poczuć jak ona - prywatna pani detektyw, jedyna w Rybniku właścicielka agencji detektywistycznej.

- W tej pracy liczy się opanowanie i pomysłowość. Przydaje się też dobra umiejętność prowadzenia samochodu i sprawność fizyczna - opowiada Arleta Zelek-Zawadzka. Zdj. Ola Kubica

Kiedy mówi, czym się zajmuje, wciąż wywołuje zdziwienie.

- To nadal zawód przypisywany głównie mężczyznom, choć właśnie w tej pracy kobietom jest łatwiej. Ktoś nawet nie pomyśli, że może go obserwować pani detektyw, poza tym my, kobiety, mamy swoje kamuflażowe sztuczki i czasem wystarczą okulary czy peruka i szybka zmiana wyglądu gotowa. Łatwiej też zdobywamy informacje, bo zwykle nie wzbudzamy obaw - opowiada Arleta Zelek-Zawadzka.

Jak została panią detektyw? Zaczynała od magisterki z pedagogiki i pracy w korporacji oraz mocnego przekonania, że chce być niezależna i prowadzić własną firmę. - Kiedy przeczytałam artykuł o kobiecej agencji detektywistycznej, pomyślałam, że to może być to. Zawsze też chciałam pomagać ludziom, a agencja jest często ostatnią deską ratunku dla osób w trudnych sytuacjach życiowych, no i jestem zodiakalnym bliźniakiem, więc wokół mnie wciąż musi się coś dziać - opowiada z uśmiechem. Zrobiła więc licencję detektywa i w 2018 roku, w swoje 30. urodziny, otworzyła w Rybniku agencję, w której pracuje z dwoma innymi detektywami i współpracuje z byłymi funkcjonariuszami służb specjalnych. Działają na terenie całej Polski i za granicą, rozwiązują kilkanaście spraw rocznie. Pierwsze dwie dotyczyły niewiernej żony i klienta, który został okradziony przez wspólniczkę z firmy.

- Zajmujemy się przede wszystkim sprawami damsko-męskimi, ale też gospodarczymi. Wynajmują nas firmy i kancelarie adwokackie. Te pierwsze chcą na przykład sprawdzić osobę, z którą chcą wejść do spółki albo wykryć nieuczciwego pracownika, te drugie wiedzą, że dostarczamy im mocnych dowodów. Od początku wierzyłam w ten biznes i trafiłam na dobry czas - dziś co czwarta para się rozwodzi… Oczywiście oprócz spraw rozwodowych są też rodzinne, gdy ścigamy np. małżonków, którzy nie chcą płacić alimentów - opowiada o swojej pracy detektyw Zawadzka.

Sherlock w spódnicy

To niełatwe zajęcie - wielogodzinne obserwacje o różnych porach, często nocami, ale Arleta lubi tę pracę, bo każdy dzień jest inny, może poczuć adrenalinę i ma kontakt z ludźmi: - Czasem to godziny rozmów, więc trzeba być również psychologiem i terapeutą, bo zwracają się do mnie osoby, które często nie mają się komu wyżalić. Pomagam im również w znalezieniu psychologa czy dobrego adwokata w sprawach karnych lub rozwodowych. Oczywiście w tym zawodzie trzeba być odpornym, bo sprawy bywają bardzo trudne, ale nie „przenoszę” ich do domu. Podchodzę do pracy z dystansem, nie oceniam, bo to nie moja rola, moją rolą jest zdobycie dowodów - opowiada.

- To nadal zawód przypisywany głównie mężczyznom, choć właśnie w tej pracy kobietom jest łatwiej. Ktoś nawet nie pomyśli, że może go obserwować pani detektyw - mówi rybniczanka. Zdj. Ola Kubica

Czasami klienci nie mówią jej prawdy lub zatajają pewne rzeczy, które później i tak wychodzą na jaw. - Dlatego zawsze proszę, by byli ze mną szczerzy, nawet kiedy zadaję trudne, niewygodne, a czasem intymne pytania. W tej pracy liczy się dyskrecja - jesteśmy jak lekarz i adwokat - obowiązuje nas klauzula poufności - wyjaśnia.

Z usług jej agencji korzystają panie i panowie, nie ma reguły. Jedne sprawy zamykane są w kilka dni, inne trwają dłużej.

- Nasza praca polega na obserwacji, zbieraniu informacji i dowodów. Kończy się sprawozdaniem i protokołem z przeprowadzonego śledztwa, to od klienta zależy, czy wykorzysta je w sądzie, czy włoży do szuflady - mówi.

Śledztwo w teatrze

Najtrudniejsza sprawa detektyw Zawadzkiej dotyczyła zebrania dowodów potwierdzających ojcostwo.

- Partnerka naszego klienta zaszła w ciążę, ale jeszcze przed narodzinami dziecka wróciła do męża, o którym on nie wiedział. Twierdziła też, że dziecko nie jest jego. Oczywiście klient mógł to ustalić w sądzie, ale takie sprawy są zwykle czasochłonne, a on nie chciał czekać. Potrzebował dowodów, musieliśmy więc zdobyć materiał genetyczny półrocznego dziecka do próbki badań DNA - opowiada Zawadzka.

Bez wiedzy matki było to bardzo trudne. - Problem polegał na tym, by zdobyć wystarczającą ilość materiału genetycznego do testów na ojcostwo. Dopiero za trzecim razem udało się nam pobrać tyle materiału, by porównać go z DNA ojca, który potem dostarczył do sądu pozytywne wyniki - opowiada, ale nie może zdradzić tajników swojej pracy, w której czasem wystarczy po prostu pójść do… teatru.

- Zgłosił się do nas klient, zajmujący się organizacją spektakli. Jego pracownik przechodząc do konkurencji wykradł jeden z kostiumów z „Dziadka do orzechów”. Klient chciał mieć niezbity dowód, ale był spoza Śląska i poprosił, byśmy zobaczyli spektakl w teatrze w Cieszynie i zrobili fachową dokumentację. Lubię teatr, więc połączyłam przyjemne z pożytecznym - opowiada.

Romans niejedno ma imię

W agencji detektyw Zawadzkiej najwięcej jest spraw damsko-męskich.

- Są osoby, które coś podejrzewają - mąż nagle zaczął trenować na siłowni, później wracać do domu z pracy, a żona wyjeżdża na weekendy. Są też osoby, które przychodzą z dokładnymi informacjami: numerem mieszkania, terminami spotkań, danymi mężczyzny czy kobiety. Mamy już doświadczenie i wiemy, jakie dowody mają wartość i sąd ich nie podważy. Spotkanie w kawiarni jest słabym dowodem w przeciwieństwie do weekendu w hotelu we dwoje. Zdarza się, że podejrzenia są bezpodstawne, ale w 80 proc. przypadków się potwierdzają - opowiada rybniczanka.

Tak było choćby ze zdradzanym mężem, którego żona na miejsce schadzek wybierała zagajniki.

- Nie mogliśmy tam wjechać niezauważeni, więc założyliśmy fotopułapki na drzewach. I tak, nie będąc na miejscu pozyskaliśmy mocne dowody - wspomina.

Życie sobie, kino sobie

Arleta Zelek-Zawadzka wyjaśnia, że każda agencja detektywistyczna powinna przestrzegać prawa i kierować się etyką.

- Działamy w oparciu o ustawy, więc nie jest tak jak w filmach czy serialach, gdzie można wszystko - wchodzić do domów, wyważać drzwi, zakładać podsłuchy i kamery, kiedy i gdzie się chce… W realu sprawę trzeba tak poprowadzić, by nie było wątpliwości, że dowody, jakie zebraliśmy, zostały zdobyte legalnie. Oczywiście klienci często pytają: "ale w serialu było to możliwe, a wy nie możecie tego zrobić?" - mówi rybniczanka, która musi wtedy tłumaczyć, że w serialach podobny jest tylko rodzaj prowadzonych spraw, nic więcej.

Kiedyś jej rozrywką była jazda na motorze, a od czterech lat jej pasją jest nurkowanie. Zdj. Ola Kubica

Rybniczanka przyznaje, że potrzebuje adrenaliny również poza pracą. Stąd kiedyś jej rozrywką była jazda na motorze, a od czterech lat jej pasją jest nurkowanie.

- Trzeba mieć odskocznię od pracy. Zanurzasz się i nastaje cisza, można się „zresetować” - mówi rybniczanka, która z mężem i synem Amadeuszem bardzo lubi też jeździć na nartach oraz podróżować.

- Niedawno wróciliśmy z Turcji, szusowaliśmy na nartach na nieczynnym wulkanie w pobliżu Kapadocji. Świetne warunki, polecam - opowiada Arleta i już planuje kolejną egzotyczną podróż. Ma też plany na rozwój agencji - poszerzyła działalność o Katowice i chce otworzyć w Rybniku sklep ze specjalistycznym sprzętem detektywistycznym. - Jest taka potrzeba, bo ludzie mocno się inwigilują - mówi. Cóż, takie czasy...

 

Autorka zdjęć Ola Kubica, fotografka i portrecistka, pomysłodawczyni projektu „Rybnickie kobiety”, do którego zaprosiła nietuzinkowe kobiety. O fotografce i jej bohaterkach przeczytacie na internetowej stronie projektu: www.rybnickiekobiety.pl

Dziennikarz
Sabina Horzela-Piskula
do góry