Rajza na kole czarnomorskim szlakiem rowerowym
- Mamy to! - napisali na swoim profilu facebookowym rowerzyści Patryk Świtała „Ślonzok” z Rybnika i Michał Kuźma z Koniakowa, którzy po pokonaniu ponad 2600 km dotarli już nad Morze Czarne.
Przypomnijmy: w połowie lipca pasjonaci rowerowych wypraw wyruszyli z rybnickiego rynku, by pokonać wytyczony przez siebie czarnomorski szlak rowerowy, wzdłuż rzek Kisucy, Wagu i Dunaju, z finałem w Ukrainie nad Morzem Czarnym.
- Ostatnie kilometry szlaku miały być chyba nagrodą za cały wcześniejszy trud. Kilkanaście kilometrów równej jak stół drogi i jeszcze solidny wiatr prosto w plecy. Szło aż za dobrze. Przejechaliśmy metę (...). Widzieliśmy Morze Czarne, ale nie mogliśmy do niego podjechać. Wszędzie zasieki i okopy. Jedyną opcją było zameldować się w którejś z lokalnych tzw. baz vidpoczynku, co też zrobiliśmy, by skorzystać z ich prywatnych plaż. O pływaniu w morzu oczywiście nie było mowy. Jest zakaz ze względu na możliwość natrafienia na minę morską (...). Nasz szlak się zakończył. Dziś przejechaliśmy 117 km, co oznacza że całość szlaku wynosi 2536. Ponad 200 km więcej niż zakładaliśmy. Koniec szlaku jednak nie oznacza końca wyprawy, której aktualny dystans wynosi 2649 km - przeczytamy na ich profilu facebookowym.
Zachęcamy do śledzenia barwnej relacji z wyprawy Patryka i Michała (tutaj). Na ich profilu przeczytacie m.in. o tym, jak można dwa razy wjechać do tego samego kraju jednocześnie z niego nie wyjeżdżając, jak plażuje się w towarzystwie węży, ale też o rowerowej wywrotce w Rumunii, ósmym kraju ich wyprawy oraz o pewnej mrożącej krew w żyłach nocy z grupą opryszków w tle.
