Strona główna/Aktualności/Miasto/Świętowali 70 lat po maturze!

Świętowali 70 lat po maturze!

09.07.2024 Edukacja

- Koledzy bardzo lubią te nasze wspólne spotkania i chętnie na nie przyjeżdżają. Po raz pierwszy spotkaliśmy się 50 lat po maturze, wtedy w gronie 35 osób. Na 60-lecie przyjechało nas dwudziestu, na 65-lecie - dwunastu, a dziś jest nas tylko dziewięciu. Dlatego to dzisiejsze spotkanie traktujemy jakoś szczególnie… - mówi Henryk Lach o 70. rocznicy egzaminu maturalnego absolwentów nieistniejącego już rybnickiego Technikum Budowy Maszyn Górniczych. W 1954 roku mury szkoły opuściły trzy klasy, w sumie 84 absolwentów.

- W czasie egzaminów ustnych miało miejsce całkowite zaćmienie Słońca. Od tamtego czasu w naszym kraju pełne zaćmienie jeszcze się nie powtórzyło - opowiada Henryk Lach, najlepszy matematyk w klasie.

- Pamiętam jak wychodziliśmy na plac urszulański i przez odymione szkła patrzyliśmy na to zaćmienie - dodaje Jerzy Kuwaczka. To właśnie on był jednym z inicjatorów spotkań z kolegami ze szkolnej ławy - pierwsze, 50 lat po maturze, odbyło się w Rybniku w 2004 roku. Wtedy jeszcze wzięło w nim udział troje nauczycieli technikum: Helena Sierna, Alfred Mura i Mieczysław Ziewiec.

Po raz pierwszy absolwenci Technikum Budowy Maszyn Górniczych spotkali się w 2004 roku, 50 lat po komersie. Na środku siedzą dawni nauczyciele: Alfred Mura, Helena Sierna i Mieczysław Ziewiec. Na zdjęciu również budynek szkoły mieszczący się przy ul. Piłsudskiego 1. Zdj. Archiwum prywatne

Urszulanki po sąsiedzku

Technikum Budowy Maszyn Górniczych utworzono w Rybniku w latach 40., jako szkołę-podopieczną Rybnickiej Fabryki Maszyn. Najpierw funkcjonowało ono w gmachu gimnazjum, potem liceum „Powstańców”, wreszcie w budynku przy ówczesnej ul. Wilhelma Piecka, przejętym z administracyjnego nakazu od Sióstr Urszulanek. Dziś w budynku przy ul. Piłsudskiego 1 Urszulanki prowadzą szkołę podstawową. Wtedy znajdujące się tam męskie w większości technikum, dzieliło wspólny plac z urszulańską szkołą dla dziewcząt.

- Ileż to anegdot wiąże się z tym wspólnym sąsiedztwem z pensjonarkami, naszymi rówieśnicami, kiedy to czujne zakonnice w czarnych habitach spacerowały wzdłuż niewidzialnej „linii demarkacyjnej”, dzielącej nasz wspólny plac. W ten sposób nawet bliższe kontakty wzrokowe nie były możliwe - opisywał tamte relacje nieżyjący już absolwent technikum, Tadeusz Kijonka, autor spisanych w 2014 roku szkolnych wspomnień.

Z Kijonką, późniejszym cenionym poetą, pisarzem, publicystą i naczelnym miesięcznika społeczno-kulturalnego „Śląsk”, w jednej ławce siedział rybniczanin Zbigniew Kamiński.

- W szkole nie było tak dużej sali gimnastycznej, więc pisemne egzaminy maturalne mieliśmy w Technikum Górniczym. Pamiętam jak szliśmy na tę maturę czwórkami, odświętnie ubrani, w obowiązkowych wtedy czerwonych krawatach, bo każdy z nas musiał należeć do ZMP. Nie przypominam sobie, żeby ktoś miał ściągi, może przydały się komuś na matematyce? Tematy nie były proste, trzeba było trochę ruszyć głową - opowiada pan Zbigniew, który wspomina też egzamin z budowy maszyn i zadanie z korbowodu silnika.

Tematu z języka polskiego nie pamięta, podobnie zresztą, jak pozostali maturzyści z 70-letnim stażem. Okazuje się, że wśród pisemnych matur z języka polskiego, zdawanych wtedy w połowie czerwca 1954 roku, był „Pan Tadeusz”, ewolucja ideowa Żeromskiego oraz interpretacja wypowiedzi… Bolesława Bieruta.

Absolwenci Technikum Budowy Maszyn Górniczych z 1954 roku po 70 latach. Stoją (od lewej): Marian Mrozek, Jan Kieś, Bolesław Kurpisz, Rudolf Krajczok, Zbigniew Kamiński i Ernest Nowak. Siedzą (od lewej): Henryk Lach, Małgorzata Kunka ze Stowarzyszenia Wychowanków i Przyjaciół Technikum Górniczego i ZST, Piotr Tokarz, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych w Rybniku oraz Janusz Kaczor i Jerzy Kuwaczka. Zdj.: Sabina Horzela-Piskula

Zbigniew Kamiński z sentymentem wspomina za to swoich dawnych nauczycieli.

- Szczególnie rybniczanina Tadeusza Heimrotha, naszego matematyka, który tak dobrze nas wyuczył, że spora część z nas wybrała studia wyższe. Przy tablicy nigdy nikomu nie powiedział: - Siadaj ośle! Mówił za to: - Oddaj mi tę kredę, ty mój koniu boży!
Po latach, na jednym ze spotkań wspominaliśmy to jego powiedzonko i dopiero wtedy koledzy uświadomili mi, co miał na myśli. Mówili: - Zbyszek, a na czym Pan Jezus wjechał do Jerozolimy? - opowiada z uśmiechem Zbigniew Kamiński. 

I mile wspomina też polonistę Alfreda Murę, eksperta od maszyn górniczych, inżyniera Mieczysława Ziewca, nauczyciela organizacji pracy Stanisława Nardellego, znanego później bioenergoterapeutę oraz legendarnych nauczycieli: Innocentego Liburę i Helenę Sierną, historyczkę i polonistkę, która zmarła w 2020 roku, w wieku 97 lat.

- To była wspaniała osoba. Jeszcze na studiach, jak zrobiłem coś nie tak, zastanawiałem się, co by na to powiedziała pani Helena… Barwną postacią był też nasz dyrektor Michał Magnor, niezwykle wyrozumiały człowiek. Miał dłoń bez jednego palca i kiedy na dużej przerwie przyłapał nas na paleniu, swoim specjalnym małym ołówkiem zapisywał w notesie, głośno zapowiadając: - Kamiński! Stypendium, ciach!
Jednak ani razu nie zrobił tego złowieszczo brzmiącego „ciach” - opowiada z sentymentem pan Zbigniew, który tańczył też w tanecznym zespole szkolnym.

- Kiedy byliśmy w trzeciej klasie do szkoły przyjęto pierwsze dziewczęta - wspomina pewną Marysię, z którą tańczył w parze oberka.

Okazuje się, że absolwenci technikum, którzy nie poszli na studia, zaraz po szkole dostawali nakazy pracy w różnych przedsiębiorstwach okołogórniczych, co ciekawe nie tylko na Śląsku. Ale w większości nie stracili z sobą kontaktu i w gronie dawnych kolegów spotykają się regularnie nawet dwa razy w roku. A okrągłe jubileusze po maturze traktują priorytetowo.

- Mieliśmy wspaniałych nauczycieli - mówią absolwenci TBMG. Zdjęcie zrobiono podczas spotkania z okazji 65-lecia po maturze. Zdj. Arch. prywatne

70 lat minęło, jak jeden dzień

- Kiedyś maturę zdawało się inaczej. Nie czekało się tak długo na wyniki - opowiada Marian Mrozek, jeden ze współorganizatorów koleżeńskiego spotkania z okazji 70-lecia po maturze, które odbyło się 4 lipca w Stodołach.

- W tym gronie jestem najstarszy, mam 90 lat. Jest kilku 89-latków, ale większość ma 88 lat. Cześć z nas, głównie ze względów rodzinnych, przeszła do technikum z innych szkół. Ja na przykład, przez półtora roku chodziłem do liceum „Powstańców” zanim rozpocząłem naukę w naszym technikum - wspomina pan Marian.

Absolwenci tej szkoły tłumaczą, że nie bez znaczenia było wysokie stypendium, które otrzymywali wówczas wszyscy uczniowie. A były to czasy powojennej biedy, w wielu domach się nie przelewało, a w niektórych - brakowało ojców, którzy nie wrócili z wojny.

- Kiedy dostałem się do technikum poszedłem do dyrektora Michała Magnora z prośbą, że chce jednak iść do szkoły zawodowej, na Ryfamę, bo mam tam kuzyna, który jest bardzo zadowolony. Wtedy dyrektor Magnor powiedział mi, że powinienem zostać w technikum: - Kiedyś mi za to podziękujesz, ale mnie już wtedy nie będzie… - wspomina Rudolf Krajczok, kolejny absolwent TBMG.

- I dziś mu za to dziękuję, jemu i całemu gronu nauczycielskiemu, które prowadziło nas przez te 4 lata - dodaje.

A pamiętacie, jak…?

- W naszym technikum przedmiotów zawodowych uczyli nas fachowcy. Młodzież garnęła się do nauki, niewielu nie zdało matury, wszyscy którzy poszli na Politechnikę Śląską zdali egzaminy wstępne, a część nawet nie musiała ich zdawać. Po latach, od polonisty Bernarda Widzisza usłyszałem, że to było ekskluzywne technikum - wspomina Jerzy Kuwaczka.

W spotkaniu wziął udział dyrektor Zespołu Szkół Technicznych, bo w 1957 roku rozrastające się ówczesne Technikum Górnicze wchłonęło Technikum Budowy Maszyn Górniczych. W imieniu dawnych maturzystów Henryk Lach wręczył dyrektorowi Piotrowi Tokarzowi figurkę św. Barbary. Przedstawiciele ZST zrewanżowali się im okolicznościowymi dyplomami i upominkami. Zdj. (S)

Jerzy Kuwaczka z czasów szkolnych zapamiętał też pewną akademię i wiersz Majkowskiego o partii i Leninie, którego wszyscy uczniowie z klasy mieli się nauczyć.

- Ale to nie do końca się udało, więc na akademii partyjnej z udziałem innych szkół, w pierwszym rzędzie stanęli ci, którzy coś niecoś umieli. Ci za nimi, powkładali im za kołnierze wyrwane z książek strony z tym wierszem, by móc z nich coś wyczytać. Akademia się zaczęła i jest kompletna klapa… Na sali powoli podnoszą się gwizdy, a nasz Tadzio Kijonka w pierwszym rzędzie nie wytrzymuje ze śmiechu i spada ze sceny. Ktoś krzyczy: - Chodu! I wszyscy się rozpierzchli, jak wróble na placu. Po powrocie do sali, w ciszy czekaliśmy na naszego polonistę, pana Golika, ogromnie dobrego człowieka, który kiedy wszedł był czerwony jak burak. Pewnie musiał się za nas tłumaczyć, więc zobowiązał się, że wystawimy sztukę „Powracająca fala” Bolesława Prusa. Do tego zadania podeszliśmy na poważnie - z uczniami ze starszych klas zrobiliśmy dekoracje, a nasz kolega Paweł Machalica świetnie zagrał główną rolę. Pokazywaliśmy tę sztukę w kilku miejscach, m.in. na scenie kina Górnik i w Radlinie. Było fantastycznie, a w nagrodę pojechaliśmy na wycieczkę w góry - opowiada Jerzy Kuwaczka, który w sztuce zagrał przywódcę robotników.

A dziś z chęcią pielęgnuje piękny ogród w Wielopolu, w którym uprawia m.in. wiele odmian lilii, ale też dynie, borówki, aronie czy porzeczki. To jego pasja. Z kolei Zbigniew Kamiński, który wspomina jeszcze szkolne uroczystości związane ze śmiercią Stalina, na emeryturze znalazł wreszcie czas na uporządkowanie kolekcji znaczków oraz na czytanie.

- Ostatnio książkę Szczepana Twardocha, ale muszę przyznać, że nie do końca spodobał mi się taki literacki galimatias. Jednak Szczepanowi wybaczam - mówi Zbigniew Kamiński, maturzysta z 70-letnim stażem, absolwent Technikum Budowy Maszyn Górniczych w Rybniku.

Dziennikarz
Sabina Horzela-Piskula
do góry