20 lat minęło a Panowie wciąż Młodzi
20 lat temu Młodzi Panowie pokazali swój pierwszy skecz. Od tego czasu podpadli już chyba wszystkim i wygląda na to, że nadal chcą to robić. Robert Korólczyk, Mateusz Banaszkiewicz, Łukasz Kaczmarczyk i Bartosz Demczuk są w świetnej formie, zresztą przeczytajcie sami…
Młodzi Panowie, farbujecie już włosy?
Koloryzujemy, używamy szamponów. I robimy badania profilaktyczne. Walczymy jak się da.
(Demczuk) Ja nie farbuję, ale to, że się starzejemy, to widać po naszych programach, bo coraz więcej skeczy jest na siedząco. (śmiech).
W Gazecie Rybnickiej sprawdzałem, co się działo 20 lat temu w Rybniku. W 2004 roku głównie budowano kanalizację. Opary absurdu? Ten pomysł z kabaretem, to takie szalone trochę było…
(Korólczyk) No my jesteśmy efektem ubocznym. nieszczelnej kanalizacji.
(Kaczmarczyk) Faktycznie, Rybnik był wtedy rozkopany. Zakładać kabaret, kiedy w Rybniku robi się kanalizację, to było naprawdę ryzykowne, odważne.
Rozumiem, że Olek Chwastek, że kabaret NIC, że fajnie było zagrać w Art Cafe, ale sam pomysł, by to był zarobkowy temat to jednak szaleństwo…
(Korólczyk) Bo to nie na tym polegał ten pomysł. Nam kabaret się wydarzył przy okazji, każdy już gdzieś tam pracował. Myśmy po prostu chcieli dobrze się bawić. Graliśmy w różnych rybnickich knajpach. Było tu takie środowisko kabaretowe, bo kabaretów było wtedy w Rybniku więcej. Z tych różnych grup powstał nasz skład. Może było i marzenie o zawodowym kabarecie, ale tak naprawdę decyduje los. Jedziesz na festiwale, zdobywasz nagrody, jest telewizja i nagle ilość występów jest na tyle duża, że trzeba podjąć decyzję o rezygnacji z etatów w pracy. Ale wiązało się to z ryzykiem, tych występów nie było tyle, co dziś, ale na tyle wystarczająco, że mogliśmy utrzymać siebie i swoje rodziny.
(Kaczmarczyk) Ja zrezygnowałem wtedy z drugiego etatu, czyli z kabaretu Noł Nejm, który już był jakoś tam uznany. Młodzi Panowie dopiero startowali, tabularaza, nie wiadomo co będzie.
(Korólczyk) Graliśmy za piwo, czy za jakąś dobrą atmosferę, a potem się nagle stało to naszą zawodową pracą. Wydaje mi się, że tak się dzieje czasem z pasją. To jest tak, jak z malowaniem obrazów - nagle ktoś te obrazy zaczyna kupować. I tak byś je malował, gdyby nawet ludzie ich nie kupowali, bo lubisz malować.
(Kaczmarczyk) Zakładanie czegoś dla pieniędzy to nie jest chyba dobry kierunek i kolejności.
Poznaliście się w szkole? Gdzie chodziliście?
(Banaszkiewicz) Ja chodziłem do Ekonomika, „na Józefa”. Tam poznałem Tadzia Kolorza. On jeszcze grał wtedy końcówkę „NIC-ów”. Bartka też tam poznałem. W Ekonomiku było wtedy takie dosyć poetyckie środowisko. Tam później powstał też „Pojedynek na Słowa”. To były czasy, kiedy dużo działo się artystycznych rzeczy dla młodych ludzi w Rybniku.
(Demczuk) Ja chodziłem do IV liceum i tam kiełkowały kabarety. Robiliśmy parodie, czy raczej odtwarzaliśmy skecze kabaretów, z którymi teraz się kolegujemy. Olka Chwastka znałem od małego. On mi zaproponował, bym zaczął grać na gitarze, bo pianista czasami nie dojeżdżał na występ jego kabaretu NIC, a potrzebowali akompaniatora. I tak pojawiłem się w kabarecie NIC w 1997, pamiętam 8 marca. Dzień Kobiet. Poznałem w kabarecie Roberta.
(Korólczyk) Pierwsze występy miałem będąc w liceum wieczorowym – w Hance występowaliśmy na auli. Tadziu Kolorz pierwszy odszedł ze składu, później Olek Chwastek z powodów - jeszcze wtedy nie widzieliśmy – zdrowotnych. Bartek powiedział wtedy, że ma fajnych młodych ludzi ze szkoły: Mateusz, Dawid Mazurek, Wiola Małkowska. I to był kabaret Dudu. Tak po kolei się poznawaliśmy Kaczora poznałem, gdy przyszedł z Amosem z Kabaretu Noł Nejm do mnie i do Olka jak do takich już starszych kolegów.
(Demczuk) Jeszcze nam na „pan” mówili.
(Kaczmarczyk) Tak było: „Panie Robercie, panie Olku, czy moglibyście nam nagrać taką polecajkę.”
(Banaszkiewicz) A czemu teraz tak nie mówisz?
(Kaczmarczyk) A z tobą nie byłem na „pan”.
(Demczuk) Musimy wrócić do tego.
(Kaczmarczyk) To były śmieszne czasy, bo na festiwal kabaretowy były takie kasety polecające z fragmentem programu. Janusz Rzymanek to nam nagrywał. Miło było, by ktoś uznany powiedział na początku, że poleca ten kabaret. Robert z Olkiem nagrali nam jako młodemu kabaretowi taką zapowiedź.
(Kaczmarczyk) A zacząłem robić kabaret, gdy byłem w technikum energetycznym na Kościuszki, w ZST. W Noł Nejm był jeszcze Rafał, Marek Żyła z Ekonomika, Przemek Dana z Powstańców i Agnieszka Białek z II LO. Teraz jest w Londynie nauczycielką, (Korólczyk) czyli kabaret nadal robi.
(Banaszkiewicz) Kabaret Młodych Panów to już są czasy po szkole średniej, człowiek już studiował, podejmował jakąś pracę, pojawiały się już poważniejsze miłości, więc kiedy rozmawialiśmy o powstaniu KMP, stwierdziłem, że nie będę występował, bo nie mam na to czasu. Pojawił się Szymon Tomecki i to był początek kabaretu.
(Korólczyk) My mamy swoją teorię na to.
(Banaszkiewicz) Byłem na premierze kabaretu.
(Korólczyk) Że on przyszedł na premierę zobaczyć co to jest. I potem się długo zastanawiał.
(Demczuk) Do słynnego finału Ligi Mistrzów Liverpool-Milan, który razem oglądaliśmy „Na poddaszu” i tam go przekonywaliśmy długo. Dobrze, że mecz był długi, karne były, bo w końcu się przekonał.
(Banaszkiewicz) Najpierw to miało być na zastępstwo, bo ja nie miałem zamiaru w ogóle tego robić. No, ale było zastępstwo, później drugie zastępstwo…
(Korólczyk) Pamiętam, że podczas festiwalu w Lidzbarku, zapytaliśmy Cię, czy może jednak byś się...
(Banaszkiewicz) To był czas, kiedy brałem ślub z Agnieszką. Teraz mamy z żoną 20 rocznicę.
Pamiętacie pierwszy skecz Młodych Panów? Jakby go teraz zagrać?
(Korólczyk) Pierwszy napisany skecz to był „Blacharz”. Dzisiaj już tak nie jest, że się z Niemiec przywozi aż tak rozbite auta i na przystanku wyklepuje.
(Kaczmarczyk) Z trzech robiło się jeden.
(Banaszkiewicz) Kabaret jednak jest tu i teraz. Mało rzeczy bawi później. Tematy się dezaktualizują, bo musisz mieć jakby odnośnik, link do tego, dlaczego to jest w takiej konwencji, a nie innej, odnosi się do tych czasów. Ludzie inaczej żyją, nawet ten blacharz – ludzie już tak nie robią samochodu, więc młody człowiek średnio wie o co chodzi.
(Kaczmarczyk) A poza tym my się rozwijamy jakoś artystycznie, czujemy, że jest ten rozwój i patrząc na stare skecze widzimy, że tam coś kule z tym żartem. Na takim byliśmy wtedy poziomie, to było najlepsze, co mieliśmy, a teraz jesteśmy dalej.
(Demczuk) Poza tym kiedyś w programie mieliśmy 15 skeczy z zapowiedziami, z piosenkami, a teraz mamy 4-5.
(Korólczyk) Teraz mamy takie mini akty, jak w teatrze.
(Kaczmarczyk) Ale bardzo miło wspominam czas, kiedy powstawał w ogóle nasz kabaret. Jeździliśmy do Roberta pod Świdnicę, do Wierzbnej, na ruinach zamku, pisaliśmy skecze, (Korólczyk) z gitarą. To było takie... (Banaszkiewicz) Romantyczne.
(Korólczyk) Tam w miejscowym sklepie w Wierzbnej pan zapytał mnie kiedyś - panie Robercie, do pana przyjechali archeolodzy? Bo Bartek chodził z gitarą na plecach, myśleli, że to łopata, a chodziliśmy na zamek, więc myśleli, że mam gości trochę innych.
(Demczuk) Nie było jeszcze komputerów, tak jak teraz, że wchodzisz na desk Google i tam wszystko możesz wpisywać, tylko długopisy i kartka. Nie do pomyślenia, nie? A to raptem 20 lat temu. Siedzieliśmy, gitara coś grała i Łukasz pisał piosenkę…
Wykorzystujecie tą technologię np. czat GPT dla inspiracji? Pomagacie sobie takimi rzeczami?
(Kaczmarczyk) Próbowaliśmy, chłopie.
(Demczuk) Ale ten czat jest za głupi.
(Korólczyk) Nie ma poczucia humoru.
(Kaczmarczyk) Poczucie abstrakcyjnego myślenia to jest chyba coś, czego jeszcze nie udało się napisać we wzorach i algorytmach. Ironia jest jakby chaosem i tego się nie da logicznie stworzyć. Albo to się ma, albo nie.
(Banaszkiewicz) Gdyby czat napisał nawet fragment jakiejś dialogowej scenki, to ona nie jest zabawna.
(Kaczmarczyk) To jest dobre, bo czujemy się bezpieczni.
Jak pisaliśmy kiedyś o symbolach Rybnika, to tam zawsze żużel, psychiatryk, Młodzi Panowie, nutrie. Czemu Harry Potter nie jedzie na nutrii?
(Demczuk) A miał jechać. Pamiętam, że o tym rozmawialiśmy, ale bobry są bardziej popularne w Polsce. Nutrie nie są wszędzie.
Czyli to nie chodziło o to, że znowu komuś podpadniecie, bo podpadaliście już związkowi muzułmanów w Polsce, związkowi Żydów , kościołowi katolickiemu. Teraz podpadlibyście zielonym, Litewce i innym?
(Korólczyk) Komu my nie podpadliśmy?
(Demczuk) Co prawda Harrego Pottera daliśmy teraz do netu, ale tak naprawdę gramy go od dawna i od początku były bobry.
(Banaszkiewicz) Średnio się boimy komuś podpaść, bo siłą rzeczy podpadliśmy chyba już wszystkim.
Najbardziej komu? Macie prawnika?
(Korólczyk) Mamy. Najbardziej wkładasz kij w mrowisko, kiedy wchodzisz w politykę. Ponieważ wielu ludzi nie ma do tego dystansu. Wielu chce „umierać” za różnych polityków. I są tak przywiązani do tych swoich jakichś tam poglądów politycznych, że w ogóle nie pojmują tego, że oglądają kabaret, i że to jest żart. Bo my też mamy różne poglądy, ale jako komicy musimy je odłożyć na bok, i zrobić jakiś fajny żart. A ludzie często nie mają do tego za cholerę dystansu, co jest dla mnie niesamowite, bo ja mam swoje upodobania polityczne, ale nigdy bym za nie umierał, za tych polityków, ponieważ żadnemu nie ufam. I podziwiam ludzi, którzy są tak oddani politykom.
(Kaczmarczyk) Zdarzają się ataki samozwańczych „adwokatów” różnych mniejszości.
Czasem występuje jakiś jąkała i to od razu niektórzy krzyczą, że nabijamy się z osoby jąkającej. A skecz jest zupełnie o czym innym. Nie zawsze ludzie potrafią to clou żartu odnaleźć. Nie są w stanie dotrwać do końca, do puenty, gdzie często wszystko jest wyjaśnione. Na początku, w trakcie kilku sekund wyrobią sobie zdanie na temat całego przedstawienia.
Ściągali Was już z anteny. Polsat znowu Was gra, ale nie wiem, czy wie, że macie skecz o papudze przypięty na TikToku…
(Korólczyk) Czasy trochę się zmieniły.
(Demczuk) Ale papuga jest dalej w tym pudełku, i ona czeka, aż ktoś znów popełni błąd, obojętnie z której strony politycznej.
A kościół? Podczas ostatniego Ryjka był problem z Trójcą Świętą…
(Korólczyk) Jest bardzo dużo księży, którzy mają dystans do naszej twórczości. Ale są też tacy, którzy mówili: „jak można Biblię po śląsku grać?
Bartosz Demczuk gra księdza, zdarzało się, że ktoś się chciał wyspowiadać?
(Demczuk) Wyspowiadać nie, ale miałem sytuację w przychodni na Nowinach, gdzie przyszedłem z młodszym synem na nocny dyżur. Lekarz mnie przyjął, wypisał to, co mu powiedziałem, żeby wypisał. Wyszedłem, pożegnałem się a znajoma, która tam pracuje mówiła mi, że potem pytał oburzony „Jak tak można? Przecież on jest księdzem, jak on tu tak jawnie z dzieckiem przychodzi”. Kurde, człowiek światły, lekarz, nie skumał, że to jest kabaret.
(Kaczmarczyk) Mógłbyś się troszkę kryć bardziej Bartku. (śmiech)
Wracając do polityki. Dzwoniliście do Tuska żeby nagrał Wam rolkę jak czyta Upadek Cesarstwa Rzymskiego?
(Korólczyk) To był zbieg okoliczności. Do programu Młodzi Moralni w każdym tygodniu braliśmy na warsztat jedną partię jako spin-doktorzy. Jechaliśmy po kolei: było na PO, na Lewicę, na Konfederację, no i PiS. Pomysł z Cesarstwem Rzymskim a propos Prawicy grzał nas już dużo wcześniej. Nagraliśmy skecz i ktoś przyszedł pokazać nam rolkę Tuska, którą potem wmontowaliśmy w nasz filmik. Wiesz, jaką do tego uknuto teorię spiskową?! Że ten skecz był pisany na zamówienie, że dostajemy pieniądze od Tuska i tak dalej. A to był zbieg okoliczności, co ludziom trudno wytłumaczyć.
Chyba najdziwniejszy zbieg okoliczności, jaki się Wam przydarzył, to był wypadek Tupolewa…
(Demczuk) Było kilka, ale ten był najbardziej tragiczny.
(Korólczyk) Kabaret często zwraca uwagę na bardzo istotne rzeczy w życiu - prześmiewa je, ale tam jest drugie dno. Już od lat się mówiło o tym, że w Polsce politycy, rządzący latają śrutem, a nie samolotami. Było nawet takie powiedzenie, że polski pilot to i na drzwiach poleci. Więc myśmy dotknęli tego tematu, zresztą na RYJKA. Temat brzmiał wtedy: „To jest naprawdę ważne.” Dwa lata wcześniej, zanim doszło do tragedii.
(Demczuk) Ale to było nawiązanie do jakiegoś wcześniejszego niebezpiecznego wydarzenia. Zdaje się Leszek Miller lądował awaryjnie helikopterem gdzieś w Gruzji.
Ale obrywało wam się…
(Korólczyk) Bo coś się wyświetla w internecie, a ludzie nie patrzą na daty, nie kumają, że to było nagrane wcześniej. Ostatnio przyjechaliśmy na występ i leżała tam sterta książek na śmietniku. I nagraliśmy zabawny filmik z Mateuszem, który ratuje je. Tydzień czy półtora tygodnia później wydarzyła się powódź. I niektórzy komentowali, że jak możemy się śmiać z powodzi? Bo myśleli, że nagrywamy to w miejscu, gdzie była powódź.
(Kaczmarczyk) A jeszcze zrobiliśmy podpis: „każdy ratuje jak może”.
(Demczuk) Mieliśmy kilka takich zdarzeń. Przykłady: Kubicy koło odpadło – skecz zrobiliśmy przed wypadkiem. Uprzedziliśmy to, że PiS wygra wybory, albo, że śp. Smuda przegra Euro. Ludzie mówią nam, dajcie numery Totolotka.
(Korólczyk) W przypadku naszych piłkarzy to łatwo przewidzieć przyszłość. (śmiech)
PiS szuka kandydata na wybory na prezydenta RP i widzę, że się trochę przymierzacie. Zrobiliście filmik z zaprzysiężeniem prezydenta…
(Demczuk) Szukają mężczyzny. Pani Marzena chyba nie przypadnie im do gustu. Nagrywaliśmy ten film w gabinecie prezydenta Rybnika Piotra Kuczery, ale w tle jest Warszawa. To był piątek po południu. Urząd miasta wyraził zgodę na skorzystanie z gabinetu.
(Korólczyk) Kuczera ma dystans do siebie. Od lat mieliśmy jego wsparcie w różnego rodzaju działaniach jako Młodzi Panowie, czy jak robiliśmy RYJKA.
(Demczuk) Zresztą zaczęło się od świętej pamięci Adama Fudalego.
Czemu zrezygnowaliście z RYJKA?
(Korólczyk) Robiliśmy RYJKA od 25 lat. Siłą rzeczy, Kabaret Młodych Panów stał się częścią tego festiwalu, gospodarzem. Ale jest taki moment w życiu, że trzeba odpuścić i dać szansę komuś innemu - może wniesie coś nowego, świeżego.
Zobaczymy Was w tym roku na RYJKU?
(Korólczyk) Ja i Kaczor będziemy w jednym projekcie. Robimy go wspólnie z Robertem Górskim i Olgą Łasak. Taki mamy team. Nazywamy się na RYJKU: „Kabaret bez menadżera”. To jest fajne, że możemy na Ryjka przyjechać jako gość, jako widz.
(Demczuk) Można pomarudzić.
(Korólczyk) Krytykować: Co to za organizacja?
Wszyscy was znają. Ludzie oczekują, że zrobicie coś wesołego w piekarni gdy przychodzicie po bułkę?
(Kaczmarczyk) „O to teraz będzie śmiesznie”.
(Demczuk) Ostatnio mnie okradziono, więc poszedłem wyrobić dokumenty. I podszedł do mnie pan i mówi: „Co to teraz będzie za kabaret. Nie wydawać dowodu.” Ponieważ jesteśmy kabareciarzami ludzie usiłują być zabawni. Często chcą nam opowiedzieć jakiś żart i „możemy se go wykorzystać”.
(Korólczyk) Na 100 tych dowcipów, które usłyszałem, może 5 było śmiesznych.
(Kaczmarczyk) Czasami ktoś mnie zagaduje tekstem ze skeczu, który graliśmy 15 lat temu. I na początku myślę „o co mu chodziło?”
(Demczuk) Jak miałem komunię syna a w skeczu z komunią byłem kelnerem, pod koniec uroczystości kelner podszedł do mnie i pyta „I co zwróciła się komunia?”. Ja sobie myślę „chłopie nie znamy się aż tak dobrze, by ci odpowiadać na takie pytania”, dopiero za chwilę sobie przypomniałem, że to ze skeczu było.
(Kaczmarczyk) Mnie zawsze bawi zagaducha fanów w stylu: „I co przeszkadzają, panu?” Komentują fakt, że inni podchodzą do nas z prośbą o autograf, tak samo jak ci pierwsi. A tak serio to to są miłe rzeczy. Czasem jest to tak serdeczna sytuacja, że myślisz, że to twój krewny.
Jak radzą sobie z waszą popularnością wasze dzieci?
(Banaszkiewicz) My mamy już starsze dzieci więc chyba sobie już z tym spokojnie radzą, nie mają z tym problemu, nie wstydzą się albo nie zachwycają się, żyją z tym. Kabaret ma 20 lat więc oni jakby urodzili się w tym, to jest naturalne. Nie że nagle coś spadło i nie potrafią sobie poradzić. Aczkolwiek w środowisku nastolatków może to być takie krindżowe – „że tata jest w takim czymś co średnio się ogląda w środowisku młodzieżowym.
(Demczuk) Młodszy syn miał problem z Marzeną jak był w przedszkolu. Dzieci się śmiały, że tata jest Marzeną
(Korólczyk) Pamiętam, jak dzieciaki były młodsze i pojechaliśmy nad ten przysłowiowy Bałtyk, a ludzie zaczynali zaczepkę, to one pierwsze wychwytywały: „O to teraz będzie zdjęcie i pozowały. Czuły, że w naszej rodzinie sytuacja jest inna niż u innych. Ale potem się już śmiały.
(Kaczmarczyk) Ja miałem taką sytuację w Rybniku na parkingu przed marketem, że dzieciaki przebiegły przez ulicę, jak krzyknąłem „Uważaj samochód”. Widziała to taka pani, stała tako śląsko baba z chopym przy matizie, chłop kurzył fajkę. A ta pani do mnie: „Przepraszam pana, pan do tych dzieci mówi a nie godo? No tak, chcę by też znały język polski. Wtedy coś w tej babce pękło. Czułem, że ją zwiodłem. Powiedziała do tego swojego chopa: „Dokurz to, jadymy”. Poczułem, że dałem ciała.
(Korólczyk) Jak zaczynaliśmy te skecze po śląsku, to to wcale nie było fajne godać po naszymu. Ludzie się trochę tego wstydzili. A potem ta odrębność śląska stała się modna, atrakcyjna fajna.
(Banaszkiewicz) Fajnie jest pochodzić skądś i móc o tym opowiedzieć. Ludzi to interesuje skąd jesteś, dlaczego tam się tak mówi, dlaczego tak się tam je.
(Kaczmarczyk) Dzięki social mediom ludzie z tych małych miejscowości mogą wykrzyczeć że na cały świat skąd pochodzą.
(Korólczyk) A kiedyś się wstydzili tego. Nikt nie mówił, że jest z Lysek. Bardziej wolał powiedzieć, że z Rybnika, a może i Katowic. A teraz jest fajnie, mówisz że mieszkasz w takiej małej wsi, a wszyscy „o super”.
Któreś z dzieci przejmie pałeczkę? Chcielibyście?
(Banaszkiewicz) Czy chcielibyśmy? Raczej nie bo to jest dosyć trudny zawód, bo cały czas nie ma cię w domu. Z moich dzieci chyba żaden tego nie ma, a nawet jeśli ma to to ukrywa. Ale niekoniecznie chciałbym by w tą stronę szli. To nie jest dziedzina, która w ogóle teraz młodych ludzi interesuje.
(Kaczmarczyk) Potajemne próby robią.
(Kaczmarczyk) Moje dwie córki są bardzo artystyczne. Jedna jest tancerką, a druga lubi sztuki plastycznej i do teatru też ją ciągnie. Czy ja chcę by robiły to co ja? Ja chcę żeby były szczęśliwe, to jest najważniejsze. Jeśli to ich spełnia, pasjonuje, to niech to robią.
(Demczuk) Mój starszy syn grywał w podstawówce w kabaretach szkolnych i bywał na konkursach. Na instrumentach wszystkich gra. Jak jakiś dotknie to gra. Nie wiem, po kim ma ten talent. A młodszy też występuje i nawet w chórze śpiewa. Ale chyba dlatego, że za śpiewanie w chórze była szóstka na koniec. [śmiech] Ale śpiewa i to ładnie.
(Korólczyk) Mój syn zajmuje się muzyką, tworzy muzykę młodzieżową, czyli hip-hop itd. Ostatnio jak tworzyłem teksty do stand-upu, to parę rzeczy mi podrzucił. On ma w ogóle dar do pisania. Śledzę jego teksty, które piszę do piosenek. Widzę, że ma fajną rozkminę.
Szukacie podpowiedzi młodego pokolenia, żeby powiedzieli, czym młodzież zahaczyć, zaciekawić?
(Demczuk) Jasne, są tematy, o których my nie mamy pojęcia. Załóżmy, że robimy skecz o youtuberach. My znamy Reziego, ale on już jest trochę starszy, już są młodsi. Dlatego pytam młodych, co i jak.
(Korólczyk) Aktualizujemy u nich bazę danych. Oni się interesują innymi rzeczami. Ja na przykład słyszałem o Fame MMA. Ale tylko słyszałem. Wiem, że coś takiego jest. Ale jak zobaczyłem, że u mnie w domu młodzież zbiera się, żeby oglądać to Fame MMA, to zrozumiałem, że jest to dla nich jakieś wydarzenie, sposób spędzania czasu. Tak jak my im tłumaczyliśmy i tłumaczymy świat, tak oni nam tłumaczą swój.
Jak jesteście za granicą to ten odbiór jest inny niż w Polsce? Byliście teraz w Szwecji. W Niemczech wcześniej.
(Korólczyk) Ja mam wrażenie, że on jest bardzo taki wypragniony, że ludzie są tam gdzieś daleko, czy to w Stanach, czy w Szwecji jakby głodni tego spotkania z polskimi artystami.
(Banaszkiewicz) W Polsce możesz iść do teatru, do kina kiedy chcesz. A zagranicą występ polskiego artysty to święto. Jako Kabaret Młodych Panów pojawisz się tam raz na ileś lat. W Szwecji byliśmy sześć lat temu. Jak chcieli zobaczyć na żywo jeszcze raz to sześć lat musieli czekać. Chociaż Szwecja czy Niemcy są blisko. Stamtąd jeszcze tu przyjeżdżają. W Stanach jest inaczej, tamta Polonia jest zupełnie inna. Młodzi często się tam już urodzili i pierwszy raz widzą polskiego artystę na żywo.
(Kaczmarczyk) Czujemy, że czasami brakuje tego kontekstu, zagranicą nie zawsze są na bieżąco z tym, co się u nas dzieje. I zdarza się, że jakiś żart pójdzie w…
(Korólczyk) No bo mówisz o ZUSie, a oni już nie bardzo wiedzą, co to jest.
(Demczuk) Pamiętam kiedyś w Niemczech panie, które zostały na autografy pytały: „A kto to jest ten Wojewódzki”? A to był wtedy jego największy top.
Panie Mateuszu udało się napisać książkę na 20-lecie Młodych Panów ?
(Banaszkiewicz) Udało się. Książka ukaże się w grudniu, może w styczniu. Czytelnicy znajdą tam zarys historii Kabaretu Młodych Panów, anegdoty z trasy. Będzie trochę prywaty, wątek osobisty. I też kilka rozdziałów o tym, czym jest kabaret, czym jest humor i śmiech. Będzie to książka, której na polskim rynku chyba nie było, czyli książka o naszej pracy, o zawodzie kabareciarza. Skeczy w zasadzie tam nie ma. Jest jeden, który ma być przykładem różnych rodzajów humoru od ironii po purnonsens. Na naszym skeczu jest to zobrazowane.
Reszta Panów nie wie, co jest w książce?
(Demczuk) Powiedział, że nam da, jak przyjdzie z korekty.
(Banaszkiewicz) W końcu jest to moja książka.
(Kaczmarczyk) Najwyżej spotkamy się w sądzie. (śmiech)
(Korólczyk) Może się okazać, że publiczność niepotrzebnie te bilety na dwudziestolecie kupiła. (śmiech)
(Demczuk) Przeważnie albo ja albo Robert, wychodzimy na koniec i mówimy, że do kupienia jest koszulka, kubek, zobaczymy, czy powiemy „książka”.
A myślicie, że wykorzystaliście na maksa te kubki i inne gadżety? Youtuberzy wypuszczają swoje koszulki, bluzy, wy tym za bardzo nie gracie?
(Banaszkiewicz) Gadżet ma być pamiątką. Nie traktujemy tego biznesowo. Tak samo z książką. To ma być pamiątka z dwudziestolecia.
(Korólczyk) Jak nam nie podejdzie ta książka od razu wykupimy cały nakład i spalimy.
Wspominaliśmy, że nie powstają nowe kabarety. Jesteście Młodymi Panami ale też profesorami tego zawodu. Gdyby powstał taki kierunek na jakiejś uczelni, moglibyście wykładać? Można studiować w Polsce aktorstwo lalkarskie, dlaczego nie studiować kabaretu?
(Kaczor) Ja wiem, czy da się nauczyć poczucia humoru?
(Korólczyk) Kiedyś czytałem, że kabaret jest jedną z trudniejszych form teatru. Dawniej aktorzy tworzyli estradowe spektakle kabaretowe, w latach 80. robiono duże przedsięwzięcia estradowe. Jeździli tam wspaniali aktorzy, którzy tworzyli kabaret pod Egidą. Ale faktycznie nikt nigdy nie stworzył szkoły kabaretu. Być może dlatego, że kabaret to po prostu szkoła życia, trzeba to coś mieć.
(Banaszkiewicz) Stworzyć taki kierunek na studiach byłoby bardzo trudno. Bo kabareciarz łączy w sobie wiele zawodów. Dla porównania w branży muzycznej są wokaliści, muzycy grający na różnych instrumentach, itd. W kabarecie musisz napisać scenariusz, być reżyserem i aktorem, muzykiem i jeszcze trochę scenografem. Czyli to wszystko musisz wymieszać, żeby być kabareciarzem. To jest kumulacja wszystkiego.
(Kaczmarczyk) No i weź tu jeszcze kubki sprzedawaj.
Ten żart, to tworzenie humoru przeniosło się do internetu. Młodzi nie zakładają nowych grup kabaretowych tylko kręcą rolki…
(Korólczyk) Kiedyś trzeba było się nagimnastykować, by zaistnieć, a dziś każdy może być dziennikarzem, kabareciarzem, bo ma telefon, dzięki któremu będzie śmieszny na TikToku. Tylko pułapka jest taka, jak z opowiadaniem dowcipu na urodzinach. Mówią: „kurde, szwagier jest fajny, on takie godo wice”. Tylko, że jak wejdzie na scenę to prawdopodobnie się skicha, bo estrada to jest coś innego. To nie jest TikTok, Instagram. Tam są inne emocje. To nie jest takie proste jak nakręcenie filmiku, i wrzucenie do sieci po dziesięciu cięciach.
(Kaczmarczyk) Ale można też powiedzieć, że czasem to są współczesne kabarety, jest grupa ludzi, która robi jakieś zabawne filmy do internetu. Bo taka jest teraz forma przekazu. Telewizja też odchodzi do lamusa. Są nowe media. Jakbyśmy mieli 20 lat temu youtube'a, to też nie wiadomo, gdzie bylibyśmy teraz.
Czy byście rolek nie kręcili?
(Demczuk) Naszą rolką była kiedyś rolka z kasety VHS. Dla czytelników tłumaczę: to takie coś, co się wsadzało do takiego czegoś i można było oglądać…
(Banaszkiewicz) Dla nas internet jest pewnym dodatkiem. My lubimy kontakt z widzami na żywo, to jest nasz chleb powszechny, dlatego założyliśmy kabaret.
(Korólczyk) My karmimy się kontaktem z widzem i łakniemy tego kontaktu i tego powiedzmy poklasku, że rzucasz żart, widz ci od razu odpowiada, śmieje się, bije brawo. I to jest chyba najpiękniejsze w tej pracy. O ten feedback trudno gdy tylko nagrywasz filmiki. I ta reakcja jest najbardziej prawdziwa, bo pod filmem różne rzeczy internauci mogą pisać, komentować nawet nie oglądając tego filmu. A tutaj jest jeden do jeden, wychodzisz i jest, albo nie.
(Kaczmarczyk) Widzisz, czy widz został, czy wyszedł w trakcie takie walking ovation. (śmiech)
Sprzedajcie trochę tej prywaty, co po godzinach?
(Korólczyk) My są „Fifiorze”. Rżniemy w Fifę przed występami, bo zawsze jesteśmy dwie godziny przed, więc by czas w garderobie jakoś urozmaicić robimy sobie turnieje. Podobnie potem, gdy wrócimy do hotelu, to też ze sobą spędzamy czas - gramy, rozmawiamy. Wtedy jest fajna okazja, że by pogadać o tym, co u każdego z nas tak prywatnie się dzieje. Kto był na jakim badaniu (śmiech)
Ale najnormalniej w świecie, jak jesteśmy zmęczeni, to się po prostu rozchodzimy. Każdy idzie do swojego pokoju. I czasami też przy sobie milczymy jadąc w busie, bo każdy przychodzi z czymś innym ze swojego życia. Mateusz jest często odcięty w książce. To jest stały obraz: „Mateusz i książka”. Ja podziwiam, że jest w stanie czytać w każdym miejscu, nawet w największym hałasie. Ja nie byłbym w stanie się skupić, on to ma.
(Demczuk) Albo gramy skecz, w którym on gdzieś tam wchodzi pod koniec, to sobie czyta jakby nigdy nic książkę. No i potrafi się spóźnić przez to z wejściem do skeczu.
(Banaszkiewicz) No teraz już nie. (śmiech)
(Demczuk) Teraz tak piszemy, żeby nie czytał. A my jeździliśmy czasem z Robertem na golfa. Mateusz dużo biega, Robert pływa i wędkuje. Łukasz lata…
Lata?
(Kaczmarczyk) Mam licencję pilota i latam sobie czasami, jak czas pozwala. Startuję z lotniska w Gotartowicach.
(Korólczyk) Wyglądajcie go na niebie. Albo w polu. (śmiech)
(Kaczmarczyk) Mały pomarańczowy leci, to nie wychodźcie z domu.
Szybowce też, czy musi być silnik?
(Kaczmarczyk) No miło, jak jest ten silnik. Jak on działa.
Było już między wami na włosku, że „walniemy tym” i koniec?
(Kaczor) Były różne tarcia między nami. Jakieś tam przemęczenie, przesilenie. Ale potrafimy sobie czyścić to na bieżąco.
(Banaszkiewicz) Sobie nie podziękowaliśmy. Bardziej dziękowaliśmy innym osobom, którzy z nami współpracowali. Menadżerów się trochę zmieniło w czasie. Ale my jesteśmy w komplecie.
(Korólczyk) Nauczyliśmy się chyba wzajemnie akceptować swoją inność, różnorodność. Każdy z nas przeżywa inaczej swoje życie, ale potrafimy wzajemnie szanować to, że ten jest taki, ten bardziej wybuchowy lub mniej. Trochę jak w związku małżeńskim. Jeżeli szanujesz kogoś a on Ciebie, to to działa.
(Kaczmarczyk) Tarcia były kiedyś większe. Żona mi opowiadała, że miała wrażenie, że my się po każdym dłuższym występowaniu rozpadaliśmy. Leciały inwektywy na kolegów. Ale tak jak Robert powiedział - gdy zrozumieliśmy, zaakceptowali swoje odmienności, to zaczęło się od razu układać.
(Demczuk) Ludzie z zewnątrz, czy z branży mówią: „kurde, ale wy jesteście fajnie do siebie nastawieni. Schodzicie na śniadanie i każdy mówi „dzień dobry”.
(Kaczmarczyk) „Dzień dobry” ludzi dziwi?
(Korólczyk) Bo nikt nie przychodzi w naszym zespole i mówi: „panowie, robimy tak”. Nigdy chyba takich sytuacji nie było. Tylko zawsze: „słuchajcie, jest temat. co robimy?” I to zawsze jest nasza decyzja zespołowa. A jak o nią trudno to głosujmy.
W zapowiedzi Waszego programu na 20-lecie jest sformułowanie o ostrej obserwacji otaczającego nas świata – znów komuś podpadniecie?
(Kaczmarczyk) Nie wierz we wszystko co tam piszą.
(Korólczyk) Podpadniemy czy nie, robimy swoje. Na pewno nie będzie nic starego. Jak kiedyś zrobimy „the best off” to będzie to nasz ostatni program. Pożegnanie. My się nie żegnamy. My jesteśmy Młodzi Panowie.
Rozmawiał Aleksander Król