Strona główna/Aktualności/Nasz wywiad działa/Grubson: Ważny jest stempel człowieka

Grubson: Ważny jest stempel człowieka

27.04.2025 Nasz wywiad działa

Wychowywał się pod blokiem na Chabrowej, gdzie „każdy dzień był albo nauczką, albo nagrodą”. Na Canal+ można już zobaczyć koncert MTV Unplugged, który nagrał pod koniec roku, dołączając do legend pokroju Nirvany czy Erica Claptona. W kwietniu Grubson, czyli Tomasz Iwanca, wystąpi w rybnickim teatrze. Nam opowiedział, jak z blokowiska trafił na szczyt.

Widziałem na Facebooku, że byłeś niedawno na Islandii. Niesamowita, prawda?

Jestem nią zachwycony. Marzyłem, by ją zobaczyć, dlatego gdy lecieliśmy tam na koncert, od razu powiedziałem wszystkim, że nie ma opcji, byśmy zaraz po występie wracali do Polski. Przez pięć dni spędzonych na Islandii widziałem więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Podróżowaliśmy od rana do wieczora. Kolega, który tam mieszka, zabrał nas na wyprawę offroadowym autem z ogromnymi kołami. Nie zapomnę tego do końca życia, bo myślałem, że zginę. [śmiech] Na Islandii możesz zjechać z drogi i jeździć niemal gdzie chcesz. Nie ma zakazów, a krajobraz zmienia się co sto kilometrów, niesamowite.

Wróćmy do Rybnika. Słyszysz Chabrowa, to co myślisz?

No wiadomo, dzieciństwo. Zadajesz mi to pytanie, gdy akurat skończyłem nagrywać utwór o nazwie „Dzieciństwo”. Zrobiłem kiedyś podobny kawałek „R-K N.O.C” o osiedlu Chabrowa. Ale wtedy był to raczej opis nastolatka, a teraz wracam do wczesnego dzieciństwa. Chabrowa z tamtego czasu kojarzy mi się z niewinnością, bezgranicznym wymyślaniem różnych dziwnych rzeczy, a przede wszystkim wolnością. Mam starszych rodziców, trzech starszych braci i byłem trochę puszczony na samopas. Inne czasy były, inne metody wychowania, więc cały dzień spędzałem pod blokiem. Ta wolność była cudowna. Ale tak jak napisałem w utworze, który dopiero ujrzy światło dzienne – wtedy każdy dzień był albo nauczką, albo nagrodą.

Nauczką był pewnie wypadek ze strzałką w głowie?

Bracia z kolegami rzucali do tarczy, ale zamiast w nią, trafili mnie. Skończyłem z metalową lotką wbitą w głowę na SOR-ze. Ale wypadków było więcej. Pamiętam, jak raz biegłem za psem i po prostu wpadłem w dziurę w drodze. Kiedyś łatano je dopiero wówczas, gdy ktoś złamał nogę. Tych przygód było mnóstwo, siniaków zbierałem całą masę.

Blokowisko to najlepsza szkoła życia?

Maroko-Nowiny to największe osiedle, tam mieszka z 20 tysięcy osób, a kiedyś dzieciaków biegających pod blokiem było więcej niż teraz. Gdy boisko było zajęte, trzeba było walczyć o miejsce, albo wymyślić inna zabawę. Cieszę się, że wychowywałem się pod blokiem, bo to ukształtowało mój charakter i nauczyło bardzo dużo – m.in. kontaktu z ludźmi, trochę sprytu, bo musiałem radzić sobie w wielu nieoczywistych sytuacjach. Patrząc na moje dzieci, które wychowują się w naszym domu, wiem, że nie mają tylu opcji do nauki życia, szybkiej i surowej. Wychowując się na osiedlu, widzisz też te złe rzeczy. Widziałem ludzi wąchających klej, widziałem, w jakim są po nim stanie. Miałem to obok, co sprawiło, że zrozumiałem, że jestem inny i nie chcę robić takich dziwnych rzeczy.

To doświadczenie Chabrowej i w ogóle dużego blokowiska zdecydowało, że zostałeś raperem?

Oczywiście, hip-hop to ruch społeczny, kultura młodych ludzi. Wtedy chodziło nam o coś więcej niż dziś, bo teraz to głównie zarabianie pieniędzy i fejm. Wtedy to był obraz rzeczywistości. To nie było nawijanie o rzeczach materialnych, tylko o rzeczach, które nas denerwują. To był nasz krzyk, bunt. Uciekaliśmy od mainstreamu w tę kulturę, w taniec, graffiti, beatbox, freestyle. To było wyrwanie się z tego blokowiska – powiedzmy szarego. Tej złej jego strony.

Koncert Unplugged MTV, który nagrałeś pod koniec ubiegłego roku, a od niedawna można oglądać na Canal+ to mega prestiż. W kultowej serii występowali legendarni artyści jak Nirvana czy Eric Clapton, a w Polsce nieliczni… Jak to się stało, że znalazłeś się w tak zacnym gronie?

Sam się nad tym zastanawiałem, ponieważ bardzo dużo artystów zabiega o to, by wziąć w tym udział, a my w ogóle się o to nie staraliśmy. Robiliśmy swoje z zespołem. Gdy zrobiliśmy nasze 20-lecie, ludzie z MTV po prostu odezwali się do nas. I oczywiście długo się nie zastanawialiśmy. Ale powiem szczerze, to nie było dla mnie łatwe. Najpierw z okazji jubileuszu musiałem wrócić do starych utworów, a to jest tak, jakbyś wracał do siebie sprzed 20 lat, a już ina czej patrzysz na pewne sprawy. To było trudne też dlatego, że nie miałem czasu na robienie nowych rzeczy, a bardzo chciałem. I jak już kończyłem z tym 20-leciem, to nagle pojawia się MTV Unplugged i znowu trzeba wchodzić w te same utwory i przy gotować je jeszcze z innej strony. Nie było łatwo, a do tego doszedł jakiś ogromny stres. Nie pamiętam, bym miał kiedyś wcześniej taką tremę. To prestiżowa akcja. Jak sobie to przypominam, to aż mnie ciary przechodzą. Obawiałem się, czy zapamiętam wszystkie teksty, bo to nie są piosenki, gdzie do zaśpiewania są wersy złożone z czterech słów.

„Bestie” to utwór o walce z wewnętrznymi de monami, depresją. On jest dla Ciebie szczególnie ważny?

Tak, bardzo ważny. To jest bardzo trudny temat. Bardzo głęboki, ale przedstawiony w klimacie pozytywnym. Lubię poruszać trudne tematy, ale przed stawiać je trochę satyrycznie. I utwór„Bestie” właś nie taki jest, tam jest trochę weselszy bit. Ale temat jest poważny.

Śpiewasz: „Nie pokonasz mnie tak łatwo. Zamknij się proszę, tyle mam na głowie. Więcej nie uniosę”. To jest też Twoja walka?

Zmagam się z tym cały czas. Jesteśmy przeciążeni, przebodźcowani… Nie mówię o depresji, która może mieć różne formy, którą trzeba zdiagnozować i potem leczyć pod okiem specjalisty. Wydaje mi się, że tym słowem rzucamy na lewo i prawo, nawet gdy nie jest to uzasadnione, przez co traci ono wartość. Dlatego ta piosenka jest tak zrobiona. Bo wydaje mi się, że czasami przesadzamy i warto podejść do tych trudnych tematów trochę z innej strony. Nie topić się w tym, nie dobijać się. Nie wszystko jest depresją. Może nie jest tak źle? Gdy odpuścimy, może coś nabrać innego koloru, niż nam się wydawało.

Czujesz się trochę mentorem dla fanów?

Przez lata fani dzielili się ze mną swoimi historiami, one niekiedy są koszmarne, straszne, prawdziwe tragedie życiowe, dlatego wiem, że tak jest. Tym bardziej mam jeszcze większy problem z pisaniem tekstów niż kiedyś, bo bardziej przywiązuję wagę do słowa. Wiem, jaką potrafi mieć moc. Czasem łapię się na tym, że czegoś nie mogę napisać, bo konsekwencje dla kogoś mogą być poważne.

Jakbyś miał wysłać jeden swój utwór w kosmos, który byłby wizytówką Ziemi, takim przesłaniem, to co by to było? Może „Na szczycie?”

Nie, chyba bym go nie wysłał. Są numery, które mają ważniejszy przekaz. Jezu... To bardzo trudne pyta nie. Może „Gdzie jesteś(my)?” albo „Gatunek L”, czyli gatunek ludzki. Jeden z utworów jest pozytywny, drugi nie, ale na pewno jest tam bardzo dużo treści, które chciałbym przekazać ludzkości.

A Twoje dzieci idą w Twoje ślady?

Do niczego ich nie zmuszam. Zrobiłem tak: „Patrzcie, to jest muzyka, a to są narzędzia”. Próbowałem pokazać im pianino albo gitarę, ale nie chciały. Na siłę nie robiłem nic. I co się stało? Pewnego dnia przyszły same. Jasiek chciał grać na perkusji, a Maja powiedziała, że w sumie gitara jest OK. U nas słucha się też codziennie muzyki. Mówimy sobie co jest dobre, a co złe. Porównujemy. Majka wystąpiła ze mną w Spodku w utworze „Złap za lejce”. Ma charakter po ojcu, a syn bar dziej po mamie. Janek nie pcha się nigdzie, nie chce być w centrum uwagi, a Majki jest wszędzie pełno, „wjeżdża po prostu z buta” i uwielbia poznawać ludzi. Miała okazję w tak młodym wieku zderzyć się ze stresem, widząc tylu ludzi na widowni. To było na pewno wielką lekcją, co nie znaczy, że zajmie się muzyką. Ona chce iść w gimnastykę, akrobatykę, ale kto wie.

Jakbyś miał namalować muzyczny portret Rybni ka, to o czym byś śpiewał?

Samo słowo Rybnik od razu kojarzy mi się z domem. Kocham to miasto też za to, że jest tak zielone, ma piękne tereny – wodę, lasy. Jest mnóstwo ścieżek rowerowych i niech będzie jeszcze więcej, bo jestem fanem roweru. Jest dużo cudownych miejsc, do któ rych wracam – często nad Zalew Rybnicki. Jak wysyłam stąd zdjęcia, ludzie pytają, czy jestem na Mazurach. Ale Rybnik to dla mnie także ludzie, którzy znają Tomka, a nie Grubsona. Uwielbiam tutaj zapraszać ludzi i pokazywać im moje miasto. To chyba coś znaczy, że się stąd nie wyprowadziłem, choć marzy mi się domek w górach, może kiedyś...

To ostatnia rada dla młodych ludzi, którzy chcą tworzyć muzykę. Ma to jeszcze przyszłość, w dobie sztucznej inteligencji?

Abstrahując nawet od tego, czy AI jest dobra, czy zła, to na pewno jest nieunikniona. I tak jej nie zatrzymasz, więc musisz to przyjąć, nie walczyć z tym, tylko wykorzystywać sztuczną inteligencję w dobrym celu. Wszystko jest po coś – może chodzi właśnie o to, byśmy wrócili do „rękodzieła”, do takich rzeczy, które możemy zrobić sami jako ludzie? I na takiej rzeczy zrobionej przez nas będzie stempel człowieka, podobny do tych znaczków, które mówią, że coś np. nadaje się do recyklingu. Będzie nowy znaczek „zrobione przez człowieka”. I myślę, że wtedy jeszcze bardziej to będzie doce niane, że tego nie zrobiła AI, tylko człowiek. Podobnie jest z artystami. AI na początku może być narzędziem jakoś pomocnym, ale broń Boże, nie może za ciebie pisać tekstów albo robić muzyki, bo AI nie zastąpi twoich myśli i emocji. Ważny jest ten stempel artysty, stempel człowieka.

Rozmawiał Aleksander Król

Redaktor Naczelny
Aleksander Król
do góry