Joanna Fojcik długodystansowa dyrektorka rybnickiego ZGM
Od początku listopada miejski Zakład Gospodarki Mieszkaniowej jest zarządzany kobiecą ręką. Po odejściu Artura Gliwickiego, który zdecydował się na zmianę pracy, dyrektorką zakładu została jego dotychczasowa zastępczyni Joanna Fojcik. Pochodzi z rybnickiego Meksyku, jest miłośniczką zwierząt i zapaloną biegaczką. Na swoim koncie ma już 38 maratonów i 29 ultramaratonów, w tym trzy na dystansie 100 km.
Pani poprzednik Artur Gliwicki, który zrealizował wręcz epokowe inwestycje termomodernizacyjne, zawiesił Pani poprzeczkę bardzo wysoko.
No tak, zrealizował wiele ważnych, ale i ciekawych zadań inwestycyjnych, a duża ich część polegała na termomodernizacji budynków w ramach programu ograniczenia niskiej emisji. Ten program musimy już tylko dokończyć, a to otwiera nowe możliwości i pozwala planować inwestycje o nieco innym charakterze. To bardzo mobilizujące.
Proszę nam opowiedzieć o swojej dotychczasowej karierze zawodowej.
Zanim w czerwcu 2022 r. trafiłam do ZGM-u, przez cztery lata byłam kierownikiem działu inwestycji i zamówień publicznych Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Rybniku. Budżet MOSiR-u jest oczywiście dużo mniejszy od budżetu ZGM-u, ale dużo się tam nauczyłam jeśli chodzi o wydatkowanie publicznych pieniędzy. Wcześniej przez kilkanaście lat, jako architekt, prowadziłam jednoosobową działalność gospodarczą. Prowadzenie firmy związanej z projektowaniem wymaga dużo czasu, a osiągane przychody nie zawsze były proporcjonalne do nakładu pracy. Byłam tym wszystkim już zmęczona. Chciałam popracować na etacie zamiast kilkunastu godzin dziennie, dlatego zdecydowałam się na pracę w MOSiR. Oczywiście z moim charakterem i tak często zostawałam po godzinach. Pracowałam też jako nauczyciel, choć była to praca dodatkowa, ledwie kilka godzin w tygodniu. W Budowlance uczyłam przedmiotów zawodowych. Jestem pracoholikiem. Praca jest moją pasją i bardzo jej się poświęcam. Nie dzielę dnia na czas spędzony w pracy i przyjemniejszą jego część „po pracy”.
Jest Pani zadowolona z nowej roli szefa ZGM?
Pierwsze doświadczenia są bardzo dobre. Mam poczucie, że jestem w dobrym dla mnie miejscu. Wchodzę rano do mojego gabinetu i wpadam w wir zadań i spraw do załatwienia. Rzadko zdarza się wolna chwila, ale ja to lubię. Poza tym jestem osobą towarzyską i lubię pracować z ludźmi, a tu pracują fantastyczni ludzie. Najważniejsze, byśmy tworzyli zespół i pracowali zespołowo. Poza tym spotykam się też z naszymi lokatorami, najemcami lokali użytkowych czy kontrahentami.
Skoro zjawiają się tu lokatorzy, to zapewne w dużej części w związku z jakimiś problemami…?
ZGM ma 4.300 mieszkań, jeszcze więcej lokatorów, więc problemów nie brakuje. Biorąc pod uwagę całą naszą działalność, to ZGM jest chyba najtrudniejszą do prowadzenia jednostką miejską. Z jednej strony mamy poważne inwestycje za niemałe pieniądze, a z drugiej strony często poważne problemy naszych lokatorów, których na ogół nie można załatwić od ręki, choć na różne sposoby staramy się tym osobom pomóc. Mój poprzednik stwierdził kiedyś, że ze względu na duży zakres spraw i problemów, którymi się zajmujemy, nasza jednostka powinna się nazywać Zakładem Gospodarki Mieszanej. W pełni się z tym zgadzam.
Planuje Pani duże zmiany w ZGM-ie?
Jeśli będą, to niewielkie. Chciałabym poprawić nasz wizerunek, byśmy byli jeszcze bardziej otwarci dla naszych lokatorów, najemców czy partnerów. Musimy się częściej chwalić naszymi sukcesami, bo media piszą o nas zazwyczaj, gdy dzieje się coś złego. Przygotowujemy się do zagospodarowania terenów wokół naszych budynków wielorodzinnych, m.in. przy ul. Hetmańskiej w Niedobczycach i na naszym osiedlu w Boguszowicach Osiedlu, gdzie mamy do zagospodarowania ok. 20 hektarów. Zanim rozpoczęliśmy projektowanie, zorganizowaliśmy tam konsultacje z lokatorami. Tłumów nie było, ale zjawiła się spora grupa osób, by podzielić się swoimi uwagami. Kobiety zapytałam np. o miejsca, których unikają, bo nie czują się tam bezpieczne, i wskazały kilka. Postaramy się je zmienić. W Boguszowicach pojawiła się np. propozycja urządzenia wybiegu dla psów.
Jak wyglądają plany inwestycyjne ZGM-u na rok 2024?
W naszym przyszłorocznym budżecie jest kilka pozycji, na których bardzo mi zależało. Jedną z nich jest remont i modernizacja biurowca przy ul. Białych 7. Gotowy już projekt zakłada m.in. montaż windy. Peerelowski charakter tego budynku, zwłaszcza jego części parterowej, zostanie oczywiście zachowany, bo ma już wartość nieomal historyczną. Chciałabym, by po zakończeniu tej inwestycji nowocześnie urządzone wnętrza tego biurowca służyły przedsiębiorcom. Dokończymy oczywiście inwestycje związane z likwidacją niskiej emisji, czyli wymianą starych pieców węglowych na źródła ciepła mniej uciążliwe dla środowiska.
A co z osiedlem familoków przy ul. Przemysłowej na Paruszowcu?
To osiedle robotnicze, które zachowało się w oryginalnym kształcie razem z tzw. chlewikami. Co ważne, całym tym osiedlem zarządza jeden podmiot - ZGM, a to duży atut. Powoli zmierza ku końcowi gruntowna modernizacja budynku nr 23A przy ul. Przemysłowej, gdzie zastosowano nowatorską technologię segmentów konstrukcyjnych. Budynek będzie gotowy wiosną tego roku. Tymczasem zmieniło się podejście wojewódzkiego konserwatora zabytków, który obecnie domaga się zachowania oryginalnego układu pomieszczeń w takich familokach, więc gdy w kolejnych latach będziemy remontować tam następne budynki, zastosujemy technologie tradycyjne.
Wiem, że jest Pani zapaloną biegaczką, co w przypadku szefa miejskiego zakładu jest dość wyjątkowe.
Pierwszym biegiem, w którym wzięłam udział, była druga edycja rybnickiego Półmaratonu Księżycowego w roku 2011. Namówiła mnie do tego moja koleżanka. - Tyle biegasz w ciągu dnia za różnymi sprawami, pobiegaj więc tam sobie dla sportu - powiedziała. Próbowałam się do tego startu przygotować, ale nie był to żaden plan treningowy; po prostu trochę wcześniej pobiegałam na bieżni w siłowni i w lesie. Część dystansu przeczłapałam, ale do mety dobiegłam. Po roku zapisałam się na kolejny Półmaraton Księżycowy
i o dziwo poprawiłam swój czas sprzed roku. Od tego czasu częściej zaczęłam startować. W 2012 roku zdecydowałam się na pierwszy start w maratonie (42,2 km). Wybrałam maraton w Poznaniu, bo w jego ramach miała być prowadzona klasyfikacja mistrzostw Polski architektów. Łatwo nie było, ale do mety dobiegłam. Po biegu przebrałam się i trochę od niechcenia poszłam zobaczyć dekorację zwycięzców. Nagle wyczytano moje nazwisko, informując, że wśród architektów zajęłam trzecie miejsce. Nie byłam na to przygotowana, więc jako jedyna stałam na podium w szpilkach i z torebką. Prowadzący zapytał mnie nawet, czy ja na pewno wzięłam udział w maratonie. Maratoński dystans przypadł mi do gustu, połknęłam bakcyla i dzisiaj mam na swoim koncie już 67 biegów na dystansie maratońskim lub dłuższym, m.in. w Sztokholmie, Berlinie, Oslo i Barcelonie. Na nowojorski przyjdzie jeszcze czas. Zaliczyłam też trzy ultramaratony na dystansie 100 km. To zupełnie coś innego - inny stan umysłu… W maju tego roku wystartowałam z kolei po raz drugi w bieszczadzkim Biegu Rzeźnika i przebiegłam 85 km czerwonym szlakiem. Po drodze były trzy burze, więc atrakcji nie brakowało. Co roku dużą część urlopu wykorzystuję na imprezy biegowe.
Czy poza pracą i bieganiem starcza Pani czasu na coś jeszcze?
Chodzę do szkoły tańca. Tańce latynoamerykańskie i salsa wprowadza mnie w dobry nastrój. Kiedyś jeździłam jeszcze konno i na rolkach szybkich, a w szkole podstawowej chodziłam do klasy o profilu dżudo. Od dziecka byłam więc osobą aktywną.
W czasie tegorocznego, majowego rybnickiego Biegu Wiosny w dzielnicy Niewiadom widziano Panią w efektownym przebraniu…?
Przebrałam się za motyla, a wyglądałam podobno jak wróżka zębuszka… Bieganie to dla mnie przede wszystkim zabawa, a nie ostra rywalizacja i bicie życiowych rekordów. Mam też dystans do siebie i czasem zwyczajnie mam ochotę się powygłupiać.
Rozmawiał Wacław Troszka