Jośko-Ochojska: Powtarzajmy sobie: „Dam radę”
- Wystarczy przez 20 minut dziennie słuchać spokojnej muzyki, by obniżyć stężenie kortyzolu. Warto zadbać o kolory - włożyć do wazonika żółtego tulipana, bo żółty kolor rozwesela. A zielony kolor leczy raka - mówi profesor Jadwiga Jośko-Ochojska, zdradzając nam, jak radzić sobie w przewlekłym stresie.
Wszyscy czekamy już na urlop, by po tych egzaminach, pracy w końcu spuścić powietrze. W lato jesteśmy w stanie naładować akumulatory na cały rok?
Właśnie o to chodzi, że nasz organizm nie jest akumulatorem, który raz się naładuje i potem można daleko jechać. Ludzie czekają na weekend, na wakacje, a to największy błąd. Bo jeśli tylko czekam na wakacje, to przyjeżdżam na nie przemęczona i najpierw odsypiam dwa dni, a potem żałuję, że je straciłam. Wszystko mnie denerwuje i te wakacje nie są już takie, jakie sobie wymarzyłam. O dobry nastrój i radzenie sobie ze stresem trzeba dbać dziennie.
To jak pozbyć się stresu?
Nie można się go pozbyć. Stres towarzyszy nam codziennie - w pracy, szkole, nawet podczas przechodzenia przez jezdnię. Taki stres jest pozytywny dlatego, że mobilizuje nas do działania. Jeżeli przechodząc przez jezdnię wystraszymy się nadjeżdżającego samochodu i uskoczymy na chodnik, to uratujemy życie. Jeżeli zdajemy egzamin i jesteśmy bardzo zestresowani, to dobrze, bo to znaczy, że wzrosło nam ciśnienie krwi, więcej krwi dopłynęło do mózgu, który jest lepiej dotleniony. Wtedy więcej nam się przypomni z tego, co czytaliśmy. Taki stres jest pomocny.
Czymś zupełnie innym jest stres przewlekły, który nas niszczy. Skutkuje on nadmierną produkcją kortyzolu, hormonu, który w nadmiarze ma działanie destrukcyjne dla naszego układu immunologicznego (przez co mamy osłabioną odporność) oraz mózgu. Kortyzol niszczy korę przedczołową, w związku z czym nie potrafimy myśleć, zapamiętywać, koncentrować się i planować. Kortyzol działa też m.in. na hipokamp - im bardziej go uszkodzi, tym większy problem ze snem. Odpowiada też za emocje - stajemy się agresywni, albo płaczemy czy też śmiejemy się w sposób niekontrolowany. Wreszcie kortyzol działa na jądra migdałowate, które są odpowiedzialne za lęk i agresję. Gdy ktoś ma przewlekły stres, to się boi i ten lęk narasta. Niestety sam nie zniknie. Przez lata może się nasilać. Jest przerażający dla człowieka.
Jak radzić sobie w przewlekłym stresie?
Pierwszym sposobem jest zmiana przekonań. Jeśli cały czas jak mantrę powtarzam „nie dam rady”, to poziom kortyzolu w organizmie jeszcze bardziej wzrasta. A to nieprawda, że nie mogę niczego zmienić. Nawet jeśli znajduję się w trudnym położeniu, np. opiekuję się sparaliżowanym członkiem rodziny, mogę zmienić siebie i powiedzieć: „dam radę”. Nie jestem bezradna wobec tej sytuacji, obiektywnie jej nie zmieniam, ale zmieniam jej postrzeganie i wówczas jest mi łatwiej. Skupmy się na teraźniejszości. W Ameryce popularny jest rodzaj medytacji zwany mindfulness, czyli „uważność”. Polega na tym, by skupiać uwagę na tym, co robimy dzisiaj, zamiast myśleć o tym, co się wydarzyło lub co się może wydarzyć. Nasza wyobraźnia podpowiada nam czasem straszne obrazy. Badania obrazowe mózgu wykonane u osób, które trenują mindfulness, dowodzą, że wystarczą dwa miesiące tego treningu, by obniżyć stężenie kortyzolu, a co za tym idzie poziom stresu i lęku. Metod na jego redukcję jest wiele.
Muzyka łagodzi obyczaje?
To prawda, wystarczy przez 20 minut dziennie słuchać spokojnej muzyki, by obniżyć stężenie kortyzolu. Można ćwiczyć jogę - wtedy w mózgu wydzielają się endorfiny, czyli hormony szczęścia. Warto zadbać o kolory - włożyć do wazonika żółtego tulipana, bo żółty kolor rozwesela. A zielony kolor leczy raka! Koloroterapia ma olbrzymi wpływ na nasze zdrowie! Bo kolor to fala elektromagnetyczna, która dostaje się do organizmu przez oczy, skórę i przewód pokarmowy i zmienia chemię naszego organizmu. Dlatego gdy ta fala trafi na siatkówkę oka, na receptory wzroku, zaczyna się cały cykl przemian chemicznych.
Tak samo działa aromaterapia czy śmiechoterapia. Sam spacer po lesie powoduje także obniżenie kortyzolu i wzrost limfocytów, które zabijają komórki nowotworowe. Las jest wspaniały, bo łączy wiele metod - koloroterapię, aromaterapię, działa na słuch i dotyk, stąd mówimy o „kąpielach leśnych”. Można pójść do muzeum i kontemplować sztukę. Arteterapia potrafi czynić cuda!
Podczas jednej z konferencji w Kampusie pokazywała pani „Parasolkę”, obraz malarza Francisca Goi, który możemy sobie wyobrażać, że chroni nas przed złymi informacjami… Właśnie ten obraz towarzyszył Pani podczas walki z chorobą?
Tak, taką parasolką, która jest w naszej wyobraźni, możemy chronić się przede wszystkim przed toksycznymi ludźmi. Ale równie ważne było dla mnie wyobrażanie sobie hellenistycznej rzeźby Spinario, która przedstawia młodzieńca wyjmującego sobie cierń ze stopy. Córka napisała mi, przesyłając zdjęcie tej rzeźby - zobacz, niedługo idziesz na operację i tak jak Spinario wyjmiesz sobie ten cierń, czyli guza nowotworowego i wrócisz zdrowia. Uchwyciłam się tej myśli i zaczęłam sobie wizualizować Spinaria codziennie. Szłam do szpitala, mówiąc sobie, że cieszę się na „wyjęcie tego ciernia”. Tego typu wizualizacje, pozytywne myśli, zmiana podejścia z „nie dam rady, boję się” na „dam rade, nie boję się” - pomagają nam zdrowieć. W chorobie nie mamy myśleć o tym, jak długo chcielibyśmy żyć - to najgorsze pytanie, jakie moglibyśmy sobie postawić. Jeżeli założę, że chcę żyć jeszcze pół roku, bo wtedy córka wychodzi za mąż, to w ciągu tych 6 miesięcy może zdarzyć się tak trudny okres, że zwątpię i w końcu powiem sobie: „Nie dam rady, chcę umrzeć”. Dlatego w ciężkiej chorobie i trudnych sytuacjach życiowych mamy sobie powiedzieć - chcę dożyć jutra. Może jutro znajdę sposób, może jutro będzie więcej siły? Myślę o dniu dzisiejszym. Maratończycy w chwili zwątpienia próbują dobiec do najbliższej latarni, do najbliższego zakrętu i to pomaga.
Rozmawiał Aleksander Król
Prof. Jadwiga Jośko-Ochojska, lekarz chorób wewnętrznych, neurofizjolog, przez 20 lat była kierownikiem Katedry i Zakładu Medycyny i Epidemiologii Środowiskowej w Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach, jest m.in. autorką książki „Więcej nadziei. O raku, stresie i nowych szansach”. Wspólnie ze współautorami publikacji, mężem Andrzejem Ochojskim i córką Joanną Sell spotkała się z rybniczanami w bibliotece w ramach Tygodnia Bibliotek. Podczas spotkania prowadzonego przez Aleksandrę Klich, dyrektorkę biblioteki, i Justynę Jarzynkę wydawca Andrzej Ochojski zachęcał czytelników, by w tytule książki w miejsce „raka” każdy pomyślał o swoim własnym problemie. - W tej książce staraliśmy się pokazać, jak można sobie radzić w trudnej sytuacji - mówił Ochojski.