Strona główna/Aktualności/Nasz wywiad działa/Koszykówka wielopokoleniowa Rozmowa z Joanną Sobotą

Koszykówka wielopokoleniowa Rozmowa z Joanną Sobotą

01.02.2022 Nasz wywiad działa

Po ubiegłorocznym awansie koszykarki RMKS-u Xbest Rybnik walczą o utrzymanie w gronie drużyn I-ligowych. Kapitan zespołu Joanna Sobota jest przekonana, że ten cel uda się osiągnąć. Na koniec stycznia rybniczanki zajmowały bezpieczne 9. miejsce w gronie 12 drużyn, a do końca ligi pozostawało im 6 meczów, z których cztery rozegrają na swoim parkiecie.

Joanna Sobota. Zdj. Wacław Troszka

Utrzymacie się w tej lidze?

Tak, bo nasza drużyna ma duży potencjał. Oczywiście dużo będzie zależeć od postawy naszych rywalek. Bardzo żałuję meczu w Zgorzelcu, gdzie prowadziłyśmy przez większą część spotkania, a w samej końcówce wszystko się posypało. Z początkiem lutego naszą drużynę wzmocni doświadczona zawodniczka podkoszowa z bogatą przeszłością ekstraklasową Martyna Czyżewska (Stelmach), która grała już w Rybniku. Wraca do gry po macierzyńskim, jestem więc dobrej myśli.

Które mecze są trudniejsze: z dużo silniejszymi rywalami czy z zespołami, z którymi rywalizujecie o utrzymanie?

Dla nas każde zwycięstwo jest na wagę złota, ale musimy przede wszystkim wygrywać z drużynami, które są w naszym zasięgu. Presja jest wtedy znacznie większa, stres zresztą też.

Czy takie mecze łatwiej gra się w swojej hali przy dopingu swoich kibiców?

Pewnie każda zawodniczka podchodzi do tego inaczej. W moim przypadku nie jest to takie oczywiste. Czasem słysząc ten doping faktycznie jakoś bardziej się staram, ale akurat nic nie wychodzi i gram gorzej niż zwykle.

Podobno w przypadku meczów rozgrywanych w hali w Boguszowicach przyczyną wielu niecelnych rzutów może być długa przerwa między ostatnim treningiem a meczem, bo trenujecie tam w czwartki, a mecze odbywają się dopiero w niedziele.

Faktycznie część zawodniczek zgłasza ten problem, mówią, że przydałby się im jeszcze jeden trening rzutowy przed meczem. Ale myślę, że jest to również kwestia dyspozycji dnia i owej presji. Czasem bardzo się staramy, a nic nam nie wychodzi. Niedawny wygrany mecz z wyżej klasyfikowaną Bochnią udał nam się za to wyjątkowo i skuteczność, zwłaszcza w ostatniej kwarcie, była na wysokim poziomie. W rzutach za 3 pkt bryluje ostatnio Dominika Bednarek. To 17-letnia wychowanka naszego klubu i kadrowiczka. Być może w naturalny sposób zostanie liderką naszej drużyny. Były mecze, w których takiej liderki, która wzięłaby na siebie ciężar gry, bardzo nam brakowało. Dominika jest jeszcze bardzo młodą zawodniczką, ale gra z chłodną głową, co w tym wieku bardzo rzadko się zdarza. Rzuca jak doświadczona zawodniczka, jakby nie odczuwała żadnej presji.

Gdy kompletowano skład drużyny, który pozwoliłby skutecznie walczyć o utrzymanie w I lidze, obawiałaś się tego, kto do tego zespołu trafi?

Małe obawy były, ale wiedziałam przecież, że najważniejsze jest dobro drużyny. Grają w niej głównie dziewczyny ze Śląska, ale części z nich nie znałam, bo grały w zespołach z innej części kraju. Mamy w drużynie trzy pokolenia zawodniczek – bardzo młode wychowanki naszego klubu jak np. siostry Oliwia i Klaudia Kellerówny i Dominika Bednarek, które bardzo dobrze radzą sobie w swoich rocznikowych rozgrywkach, potem jest cała reszta, czyli m.in. Ewelina Najduch i Beata Jurczyńska, no i ja, która jako 35-latka mogę uchodzić za dinozaura. Druga najstarsza zawodniczka w drużynie jest ode mnie młodsza o dziewięć lat. Niektóre koleżanki z drużyny mogłyby mi więc mówić: ciociu! Na szczęście tworzymy team i ta różnica wieku na boisku nie ma znaczenia. Oczywiście zdarzają się jakieś drobne różnice zdań, bo np. dwie dziewczyny problem związany z naszą grą widzą zupełnie inaczej, ale jesteśmy w stanie się porozumieć i atmosfera.w zespole jest naprawdę dobra.

Przed sezonem do trenera Grzegorza Korzenia dołączył Adam Rener, który prowadzi m.in. drugi zespół grający w II lidze…

Adam Rener jest dobrym duchem naszej drużyny, na pewno wniósł do niej trochę świeżości. Z trenerem Korzeniem, który podejmuje kluczowe decyzje, współpracuję od dawna, bo kilka sezonów grałam w II-ligowym zespole z Wodzisławia Śl., który prowadził. Adam Rener rozpracowuje pod kątem taktycznym nasze rywalki, analizuje ich zagrania i grę poszczególnych zawodniczek. Każdy ostatni trening przed meczem jest poświęcony przygotowaniu taktycznemu. Potem ten taktyczny materiał musimy sobie przyswoić w ramach zadania domowego. Oczywiście z realizacją tych taktycznych założeń bywa różnie.

W czasie przedsezonowej konferencji prasowej mówiłaś, że w I lidze koszykówka jest bardziej fizyczna niż w II. Faktycznie?

Tak. W II lidze więcej jest biegania i motoryki, a w I lidze dużo twardej walki wręcz. Przed sezonem w meczu sparingowym starłam się z rosłą dziewczyną z Wisły Kraków. Upadłam i już na parkiet nie wróciłam. Nie było w tym żadnej złośliwości, po prostu gdy walczy się
o piłkę, już się nie kalkuluje. Mówi się, że w naszej ekstraklasie grają wyłącznie kadrowiczki, a pozostałe dobrze grające Polki w I lidze, bo w ekstraklasie ich miejsce zajmują zawodniczki zagraniczne. Nasza liga jest względnie wyrównana, a przez to ciekawa, bo zdarza się sporo niespodzianek.

A jak to się stało, że zostałaś koszykarką?

Trenować zaczęłam dopiero w wieku 12 lat; dzisiaj dziewczyny trenują już od pierwszej klasy podstawówki. Sport pociągał mnie od dziecka, na podwórku z chłopakami grałam w piłkę i w co się tylko dało. Jestem z pierwszego rocznika, który uczył się w gimnazjum.
W czasie ostatnich ferii w szkole podstawowej z koleżanką z Niedobczyc pojechałyśmy zagrać w organizowanym przez MOSiR turnieju koszykówki, gdzie dokooptowano nas do jakiejś drużyny. Koszykówka mi się spodobała i trafiłam na treningi drużyny, w której większość zawodniczek była ode mnie starsza o rok lub dwa. Prowadzili je Teodora Stawiarz i Marcin Troszka, obecny kierownik naszego klubu, a właściwie sekcji.

Jak udaje Ci się godzić te wszystkie obowiązki mamy, zawodniczki i nauczycielki?
Problemem jest nieustanny brak czasu. W szkole pracuję od września. Przed pracą odwożę dzieci do szkoły i przedszkola, by odebrać je po pracy. Potem w domu jakiś szybki obiad i trzy razy w tygodniu muszę jechać na trening. Lubię gotować, ale tylko wtedy, gdy mam na to czas, a z tym ostatnio u mnie krucho.

Córka wydaje się być otrzaskana z fotoreporterami…?
Ogląda mecze i kibicuje mi razem z mężem, synem i resztą rodziny. Największą atrakcją jest dla niej pójście z mamą do szatni.

Mocno przeżywasz przegrane czy nieudane mecze?
Oj tak, ale już nie tak mocno, jak wtedy, gdy byłam młodą zawodniczką i przepłakałam niejedną noc. Poza tym jest mąż, dzieci. Im też muszę poświęcić swój czas i uwagę. Oni w pewnym sensie się dla mnie poświęcają, bo przecież mamy często nie ma w domu. Nigdy nie byłam domatorem, ale teraz, gdy tego czasu tak brakuje, to się zmieniło i nieomal zostałam kanapowcem. Czekam na to, by posiedzieć sobie w domu i pobawić się z córką, bo syna ciągnie już do kolegów. Te trzy treningi w tygodniu są też zwyczajnie męczące, a mój organizm nie regeneruje się już tak szybko jak kiedyś.

Rozmawiał Wacław Troszka

Asia Sobota (z domu Czajkowska) jest wychowanką rybnickiego klubu i absolwentką katowickiego AWF-u. Grała w rybnickim zespole, który w 2007 roku wywalczył awans do ekstraklasy. Po skompletowaniu ekstraklasowego składu opartego na Amerykankach trener rzadko wpuszczał ją jednak na parkiet. By nadal grać w koszykówkę i się rozwijać, a nie oglądać mecze z ławki, przeniosła się do I-ligowego AZS-u AWF-u Katowice. Dzisiaj jest zawodową koszykarką na jedną trzecią etatu. Pracuje też w szkole jako wuefistka. W Zakładzie Doskonalenia Zawodowego prowadzącym klasy mundurowe jest też wychowawczynią klasy licealistów. No i jest mamą trzecioklasisty Filipa i czteroletniej Kai, a z tym wiąże się kolejny spory zakres obowiązków.

do góry