Nazywali ją onkelgruba

04.08.2022 Nasz wywiad działa

Tu była 600-metrowa dziura. Zasypano ją granitem, piaskiem i gliną - mówi Stanisław Wypior, ostatni zastępca Kierownika Robót Górniczych Ruchu Ignacy Kopalni Rydułtowy, o dawnym szybie wydobywczym Kościuszko na Hoymie. W miejscu, w którym kiedyś wyjeżdżały wózki z węglem, dziś znajduje się multimedialna wystawa „Wiek pary”, a hałas uderzających o siebie wozów zastąpił gwar zwiedzających. Jednym z pierwszych był rybniczanin, który na Ignacym pracował do 1993 roku.

Stanisław Wypior, ostatni zastępca Kierownika Robót Górniczych Ruchu Ignacy Kopalni Rydułtowy. Zdj. Sabina Horzela-Piskula

Jak tu było kiedyś?

Każdy, kto tu pracował, z pewnością potwierdzi - to była swojsko gruba. Godali o niej nawet onkelgruba, bo pracowały tu całe pokolenia. Niemal wszyscy się znali i szanowali. Tutaj nawet strajki przebiegały spokojnie... W czasie studiów miałem stypendium fundowane przez kopalnię Rydułtowy i to właśnie tam, na początku 1979 roku, rozpocząłem swoją pracę. Chciałem tam zbierać potrzebne szlify, mimo że Ignacy był bliżej. Ostatecznie zacząłem tu pracować w 1984 roku jako oddziałowy. Potem byłem zastępcą kierownika robót górniczych, a następnie awansowałem na kierownika.

Ignacy to gruba z trudną przeszłością...

Miałem 15 lat, kiedy w 1968 roku Ignacy z powodu braku zasobów został połączony z sąsiednią kopalnią Rydułtowy. Tak powstał Ruch II. Niestety zniknęły wtedy nazwy: Ignacy i Hoyma i wszyscy pytali: - Jak tam fedruje RII? Na szczęście w 1990 roku przypomniano sobie, że to jednak jest Ignacy i wprowadzono nazwę Ruch Ignacy. I znów pytano: - Jedziesz na Ignacego? We wrześniu 1992 roku nasza gruba miała 200 lat, ale świętowano i to z wielką pompą na rynku w Rydułtowach. Była musztra paradna orkiestry kopalni Rydułtowy, Masztalscy i Gwarki, a nawet pokazy lotnicze. I tak udało się nam przetrwać do końca jubileuszowego roku, wyremontowano nawet sztygarownię znajdującą się obok wieży, ale już 7 stycznia przyjechała do nas szpica z ponurymi minami. I usłyszeliśmy: - W tym składzie spotykamy się na Ignacym po raz ostatni. Z dniem dzisiejszym znika stanowisko Kierownika Robót Górniczych… I następnego dnia najwyższej władzy już na Hoymie nie było. Przenieśli nas na Rydułtowy, a tutaj zostali zmianowi i pracownicy. Kopalnia Rydułtowy zatrudniała wtedy 5300 osób, a na Hoymie pracowało ok. 1500. Mieliśmy tu dwie ściany i fedrowaliśmy na małe wozy około 800 ton i ścianę I-B2/615- na RI - około 2.500 tony węgla na dobę; z Rydułtowami w sumie 8.500 ton. W 1995 roku na Hoymie wyciągnięto ostatni wózek węgla i zatrzymano wydobycie. Ostatnia ściana, którą fedrowali nasi ludzie, została zlikwidowana w 2003 roku. 

I nadeszły chude lata…

Cały czas zastanawialiśmy się, co dalej? Nie ma wydobycia i ludzi, ale są szyby i wiekowe parowe maszyny wyciągowe, a my nic nie możemy zrobić. Byłem już na emeryturze, a wciąż mnie ta nasza Hoyma bolała, bo nic dobrego się tutaj nie działo. Najczęściej można było tu spotkać Alojza (Szwachułę - przyp. red.), a jeszcze częściej panią Kasię (Buchalik - przyp. red.). Pojawiali się złomiorze i wandale, wszystko niszczało. W 1999 roku powstało Stowarzyszenie Zabytkowej Kopalni „Ignacy”, któremu szefował wówczas Andrzej Kopka. To za jego czasów udało się zadbać o wieżę. Miała w niej nawet powstać restauracja, ale skończyło się na planach. W 2003 roku przy SITG założyłem koło byłych pracowników kopalni Ignacy, które organizuje m.in. tradycyjne Gwarki Górnicze. Oczywiście cały czas pytaliśmy władze miasta, czy mają pomysły na Hoyma, a rzecznik prasowy Kompanii Węglowej co chwila przedstawiał nam nowe plany na maszyny parowe: a to transport do Tarnowskich Gór, a to do Rydułtów przed budynek dyrekcji, a nawet - przerobienie na żyletki. A my spotykaliśmy się tu co miesiąc. Widzieliśmy, jak burzą maskownię i lampownię, jak zasypują granitem szyb Kościuszko i jak powstał wielki pusty plac z wieżą. Prezydent mówił: najpierw muszą się zgodzić radni, potem muszą się znaleźć pieniądze i wykonawca. Ktoś nawet chciał tu zrobić browar, ale zrezygnował, bo sprawy własnościowe nie były uregulowane.2008 - ucięto linę maszyny wyciągowej szybu Głowacki. Archiwum: Stanisław Wypior.

Z kopalnią i jej pracownikami wiążą się pewnie najróżniejsze wspomnienia?

Było ich wiele… W PRL-u mieliśmy na Hoymie zrobić tzw. czyn partyjny. Posadziliśmy wtedy ok. 30 małych brzózek, dziś 13 z nich daje cień w parku za szybem Głowacki. Pod tymi brzózkami zbieraliśmy grzyby tego pamiętnego dnia, gdy ucięto linę szybu Kościuszko. Tam też odbyła się symboliczna stypa. Ale były też zabawne wspomnienia, jak choćby ze sztygarem, który się jąkał. Kiedyś zadzwonił z dołu, by poinformować o maszynie z numerem siedem. Próbował powiedzieć „ta siódemka” i zaczął: - Taś, taś, taś…, więc usłyszał od sztygara: - Zostow już te kaczki i powiedz mi wreszcie, co z tą siódemką? 
Pamiętam też, jak ktoś napisał w raporcie: „jechoł byk na kozie” - na dole wiemy, o co chodzi - ale kiedy niedawno zapytałem o to jednego z naszych posłów, nie wiedział, jak to wyjaśnić, choć stwierdził, że od chwili, gdy zasiada w Sejmie, nic go już nie zdziwi…
Na Ignacym zawsze byli ludzie, którym chciało się więcej. Zawsze też panowała tu wyjątkowa atmosfera. Dlatego kiedy Ignac kończył swoje życie, wziąłem kamerę i wszystko sfilmowałem - holzplatz, łaźnie, poszczególne biura i pracujących tam wtedy ludzi. Wciąż zresztą nagrywam rozmowy z byłymi pracownikami kopalni, w których wspominamy, jak to downij bywało. Najdłuższy wywiad zrobiłem z dyrektorem Józefem Barteczko, który ma 91 lat i jest skarbnicą wiedzy o Hoymie. Mam też taki film, zrobiony na dole przy szybie Kościuszko, zanim jeszcze go zasuto, jak stoimy z Alojzym i patrzymy na ścianę deszczu - 600 metrów lecącej wody. Niesamowite wrażenie! Nic dziwnego - to był bardzo zawodniony szyb.
O Ignacym mogę opowiadać godzinami… Pewien student z Warszawy zmienił nawet temat swojej pracy magisterskiej po tym, jak wysłuchał tych moich opowieści. Żona mówi, że byłem reżyserem wszystkich ważnych wydarzeń na Hoymie. Byliśmy nawet nad morzem, by wziąć udział w procesji Bożego Ciała, gdzie reprezentowaliśmy 200-letnio Hoyma, a gdy w 2009 roku pochodzący z Niedobczyc arcybiskup Damian Zimoń stwierdził, że jego ojciec pracował na Rymerze i był tam już dwa razy, a na Ignacym, choć jest tak blisko, jeszcze nigdy - Alojz pokazał mu cało Hoyma. Gościliśmy arcybiskupa również w naszej Hali Gwarek, by pokazać kilka górniczych zwyczajów, w tym uderzenie kilofem w łopatę i … w tyłek gwarka, więc w zastępstwie księdza zgłosił się ochotnik. Okazało się, że był to kolega arcybiskupa z liceum - Wacław Zając. - Pilnujcie tych waszych tradycji! - usłyszeliśmy od arcybiskupa.

Były też pewnie również wzruszające chwile…

Kiedy w 2006 roku ucinano linę szybu Kościuszko, mieliśmy mundury, szpady górnicze i śpiewaliśmy żałobne pieśniczki. Była też stypa pod tymi pamiętnymi już brzozami, a w tamtym symbolicznym pożegnaniu wzięli również udział ojciec z synem, który był szóstym pokoleniem pracującym na Hoymie. Obaj już nie żyją. Ojciec grał na skrzypkach, a my śpiewaliśmy „Jeszcze raz patrzę na Ciebie Hoymo nasza kochana, w szybach liny upalają, w sercu robi się rana. Pracę tyś wszystkim dawała, dlatego też chleb wciąż był. Tyś ojczyznę rozsławiała i z Ciebie każdy dumny był”… To było wzruszające. Dwa lata później ucinano linę na Głowackim. Wtedy też mieliśmy szpady i mundury górnicze, a na rampie przy magazynie odbyła się uczta - jedliśmy wtedy świeży chlyb z umastom... Kilka dni później odcięto parę do maszyn parowych. I to było wyjątkowo traumatyczne przeżycie - widok fotela maszynisty wyciągowego z pogrzebową wiązanką był przejmujący.

Spodziewał się Pan wtedy, że jeszcze kiedyś uda się uruchomić maszynę parową?

Cały czas zastanawialiśmy się z Alojzym, jak to zrobić. Maszyna na Głowackim jest starsza - z 1900 roku i była bardziej zdewastowana, ta na Kościuszce - z 1920 roku - była w lepszym stanie. Pomysły na rozruch były, ale mnożyły się trudności. Pamiętam, jak kilka lat temu Alojz podekscytowany opowiadał mi o parowej lokomobili, która jeździła na Ignacym podczas Industriady. - Skoro takie coś jeździ po Hoymgrubie, to nam też się musi udać! - mówił mi wtedy. Kiedy pojawiło się błogosławieństwo poparte finansami, byłem pewny, że Alojz Szwachuła z ekipą dają rada! Bo to są wspaniali ludzie, pasjonaci, którzy żyli tą robotą i tą maszyną (Andrzej Goławski, Andrzej Świdergoł, Grzegorz Pawliczek, Józef Gatnarczyk - przyp. red.), tylko oni mogli to zrobić. Kiedy już prace na maszynie ruszyły, oni byli niesamowicie szczęśliwi. Dziś wszyscy czujemy dumę! To robi niesamowite wrażenie. Widziałem też ten niewielki kontener z kotłem na olej opałowy z wytwornicą pary, która uruchamia maszynę. Szkoda tylko, że pokazy mogą się odbywać głównie w weekendy.

 2022 - uruchomiono wystawę „Wiek pary” w nadszybiu szybu Kościuszko

Jak się Panu podoba Ignacy w nowym wcieleniu?

Moment otwarcia Kościuszki z pewnością zapisze się w historii tego miejsca. Mogę powiedzieć: to jest to! Choć wciąż mam wrażenie, że za mało tu górnictwa. Są wieże szybowe, jest nazwa, pięknie odnowiony teren i mnóstwo imprez. To miejsce znów żyje, ale brakuje mi typowo górniczych wydarzeń. Dyrektor zabytkowej kopalni Marek Gołosz również podkreśla, że warto wykorzystać potencjał, wiedzę i wspomnienia byłych pracowników Hoymy, póki jeszcze są wśród nas…

Rozmawiała: Sabina Horzela-Piskula

Nazywali ją onkelgruba

14 zdjęć

Stanisław Wypior, ostatni zastępca Kierownika Robót Górniczych Ruchu Ignacy Kopalni Rydułtowy, prezentuje swoje archiwalne zdjęcia przedstawiające kopalnię Ignacy w różnych momentach historii.  

do góry