Strona główna/Aktualności/Nasz wywiad działa/Tomasz Przybylik: Rolki to wolność

Tomasz Przybylik: Rolki to wolność

13.07.2022 Nasz wywiad działa

"Każdy powinien robić to, co chce. Jak ktoś chce startować w mistrzostwach czy przejazdach sportowych, to niech to robi. Jak woli nagrywać filmiki i imprezować, to proszę. Rolki to wolność."

Tomasz Przybylik aż siedem razy zdobywał tytuł mistrza Polski w rolkach agresywnych, a pierwsze tricki robił na skateparku, który znajdował się tam, gdzie dziś stoi Plaza… Zdj. Łukasz Siekanowicz

Tomasz Przybylik z Rybnika niedawno wrócił ze słonecznej Kalifornii, gdzie zajął drugie miejsce w prestiżowych w undergroundowym świecie rolkarzy zawodach Blading Cup. „Tomo” aż siedem razy zdobywał tytuł mistrza Polski w rolkach agresywnych, a pierwsze tricki robił na skateparku, który znajdował się tam, gdzie dziś stoi Plaza…


Podobno Kalifornia jest mekką wszystkich osób jeżdżących na rolkach - przynajmniej raz w życiu trzeba tam być, a Pan „pielgrzymuje” już któryś raz z rzędu…

Dla osób uprawiających wyczynowe sporty uliczne, jak rolki, deskorolka, bmx czy hulajnoga, w Europie taką mekką jest Barcelona, która ze względu na infrastrukturę miejską i pogodę jest miejscem wprost stworzonym pod nasze sporty i obleganym przez ludzi z całego świata, także Ameryki. Barcelona jest fajna, ale jednak dużo jej brakuje do Kalifornii. Tam powstała cała ta kul tura uliczna, stamtąd to przyszło i dlatego jest to fascynujące miejsce dla wszystkich rolkarzy. Pierwszy raz w Stanach Zjednoczonych byłem w 2018 roku na zawodach, następnie w 2019 i bar dzo chciałem jechać w 2020, ale był Covid. Teraz, w 2022, pojechałem kolejny, trzeci raz.

Kultura uliczna, fajny klimat, ale głównym ce lem są zawody?

Właściwie to nie. Nigdy nie były one głównym celem. Tak naprawdę zawody były przy okazji, a chodziło głównie o to, by po prostu tam być i pojeździć w legendarnych miejscach, w których jeździli bohaterowie mojego dzieciństwa. Zawody nigdy nie były głównym celem, choć to bardzo ważne zawody, bo biorą w nich udział najlepsi z całego świata.

Mimo tego, że Kalifornia jest kolebką rolkarzy, to Pan - człowiek z Europy, Polski, Rybnika - nie tylko stanął w szranki z najlepszymi, ale i na podium!

Całe podium było europejskie, bo wygrał Au striak, ja byłem drugi, a trzecie miejsce zajął mój kolega z Łotwy. Przejęliśmy amerykańską scenę i Amerykanie trochę nie wiedzieli, co się stało. Bo mają przeświadczenie, że rządzą w świecie, i faktycznie jest tam kilku dobrych rolkarzy, ale to w Europie obecnie dzieje się najwięcej rzeczy związanych z rolkami. Choć w Stanach ostatnio też coś znowu drgnęło - powstały nowe firmy rolkowe i coś zaczęło się dziać.

Ameryka „wygasa”, a Europa rozdaje karty?

Największy boom na sporty uliczne w Stanach był w latach 90. Było wtedy „mocno” w Ameryce, a do nas przyszło to jakoś na początku lat 2000. I ja wówczas zacząłem to robić. My w Polsce podłapujemy wszystko przynajmniej 5 lat później. Na przykład hulajnogi elektryczne - zobaczyłem je w Stanach i powiedziałem - będą i u nas. Minął rok i były. Wcześniej to trochę dłużej trwało. Rolki przyszły do nas z poślizgiem. A w Ameryce nagle z dnia na dzień to „umarło”. Jest nawet taki dokument o firmie sprzedającej rolki, która jednego roku zarobiła kilkanaście mi lionów dolarów, a kolejnego prawie nic. Po prostu skończyła się moda, rolki przestały być popularne. Teraz w Polsce jest jakby ich nawet więcej. My zbudowaliśmy środowisko rolkowe, uczymy ludzi jeździć, organizujemy zawody. Współpracuję z Polskim Związkiem Sportów Wrotkarskich. Sami stworzyliśmy tu całą tę dyscyplinę. W Stanach nic nie tworzyli, tylko sobie jeździli, a potem dziwili się, że im to wygasło. Ale teraz rolki tam wracają. Powstały dwie nowe firmy rolkowe, jakaś szkółka, zawody, coś się dzieje. Oni znowu się budzą. Nie liczę, że ta kultura wróci w takim stopniu jak kiedyś, że miliony ludzi będą jeździć na rolkach, ale znów jest zainteresowanie.

Tomasz Przybylik zdobył siedem tytułów mistrza Polski. Zdj. Wojciech Makula

Wiedział Pan, że przyjdą do nas hulajnogi, to co przyjdzie teraz, po ostatniej wizycie w Stanach?

Teraz przyjdzie moda na wrotki. W Stanach wielu młodych ludzi jeździ znów na wrotkach. To totalnie inna moda, bardziej fitnessowa. Już to się u nas zaczyna. Oczywiście rolki nie znikną - ludzie jeżdżą sobie rekreacyjnie na rolkach nad Nacyną w Rybniku czy na Muchowcu w Katowicach, a na wrotkach na razie widzę w Katowicach dwie osoby i jedną w Rybniku. Na razie jest spokojnie. Ale to przyjdzie.

Kiedy pan zaczynał jeździć na rolkach w Rybniku, to nie było jeszcze toru rolko wego na Paruszowcu do jazdy rekreacyjnej i skateparku na Wiśniowcu do agresywnej…

Jak zaczynałem, to skatepark był tam, gdzie dziś jest Plaza. Znajdowały się tam dwa albo trzy elementy. Później powstał Wiśniowiec, ale dziś go nie ma. Skatepark na Wiśniowcu został zrównany z ziemią, bo ma powstać nowy w 2023 roku. Chłopaki ode mnie, którzy mieszkają w Rybniku, chodzą na spotkania do rady miasta, mówią urzędnikom, jak ma być, żeby powstało coś, co potrzebujemy, a nie tak, jak ktoś sobie wymyśli. Bo w innych miastach zdarza się, że urzędnicy, którzy w życiu nie stali na rolkach czy desce, stawiają to i okazuje się to bublem za duże pieniądze. Na szczęście w Rybniku staramy się mieć nad tym kontrolę, chłopaki ogarniają temat. Szkoda tylko, że rozebrano już urządzenia na Wiśniowcu. Można było jeszcze z tym po czekać i zostawić je na ten rok. Liczę na to, że obiekt, który powstanie w 2023, będzie naprawdę dobry i będzie można zakładać sekcję rolkarską i szkolić kolejne pokolenia rolkarskich mistrzów.

W Kalifornii zajął Pan drugie miejsce na Blading Cup, wcześniej drugie miejsce w Krakowie. Ile razy był Pan mistrzem Polski?

Zdobyłem siedem tytułów mistrza Polski, a innych tytułów było bardzo dużo. Mam sporo pucharów, które wywiozłem do rodzinnego domu w Rybniku. U mnie mam ostatnie trofea, m.in. medal z Blading Cup w Stanach i z Winterclash z 2017 roku - jednej z najważniejszych imprez na rolkach, na której byłem drugi. Są też nagrody za drugie i trzecie miejsca z Pucharu Świata z Budapesztu i Chin. Ale dla mnie najważniejszy jest chyba medal ze Stanów, bo niekoniecznie najważniejsze są mistrzostwa świata, które są oficjalne z całą tą otoczką - komitetem, komisją, Polskim Związkiem, tylko raczej impreza undergroundowa, ona jest najbardziej szanowana w towarzystwie całego świata.

Uważam, że każdy powinien robić to, co chce. Jak ktoś chce startować w mistrzostwach czy 50 sekundowych przejazdach sportowych, to niech to robi. Jak woli nagrywać filmiki i imprezować, to proszę. Rolki to wolność.

Ale też sport urazowy. Ile razy był Pan w gipsie?

Dużo. Miałem pęknięty staw skokowy w kostce, skręcone obie kostki, łękotkę pękniętą i przemieszczoną w kolanie, szytą brodę, piszczele, udo, wycinanego krwiaka na udzie, łokieć do szycia, złamaną piątą kość śródręcza, nadgarstek, kość promieniową w tam tym roku… Dużo. Jeszcze można wymienić z 20 rzeczy. W ubiegłym roku złamałem rękę w maju i całe wakacje byłem w gipsie, i na zajęcia, a nawet zawody jeździłem z tym gipsem. Musiałem uważać na rękę, nie mogłem robić specjalnych rzeczy, tylko się „bujałem”. To się dzieje, nie da się tego uniknąć.

Zdj. Wojciech Makula

Jak poczytają to rodzice, to zastanowią się, czy nie jest to zbyt duże ryzyko, by wysłać dzieci na camp…

Zależy, jakie to są dzieciaki i jaki camp. Można posłać dziecko na rekreacyjny camp, gdzie pojeździ spokojnie na rolkach, pobawi się z innymi, nie będzie się nudził. I wtedy ryzyko kontuzji jest małe. Ale może jest to dzieciak taki, jakim ja byłem - skakałem ze schodów i tak to robiłem, więc lepiej, jak ktoś mu powie, jak jeździć dobrze, wówczas zminimalizuje się ryzyko. Nasz lipcowy camp w Katowicach jest adresowany głównie dla rolkarzy agresywnych. Organizuję go z gwiazdą rolek agresywnych, Nilsem, moim przyjacielem z Łotwy, z którym znamy się od wielu lat i jeździmy na zawody po świecie. My tworzymy i propagujemy kulturę jazdy agresywnej. W tamtym roku założyłem szkółkę w Katowicach - Tomek Przybylik Skate Academy i raczej mam agresywnych rolkarzy, choć uczę też bardziej zaawansowanych rolkarzy rekreacyjnych.

Ile trzeba czasu, by nauczyć się jeździć?

To bardzo indywidualna sprawa. Są tacy którzy wkładają rolki i już potrafią jeździć, a inni nie mogą nawet stać, rozjeżdżają im się nogi. Ale to też zależy mocno od wieku: jak damy 10-letniemu dziecku rolki do jazdy wyczynowej, to za dwa lata będzie robić fajne triki. 40-latkowi zajmie to o wiele dłużej. Zaczynałem jeździć dla zabawy na rolkach na Dworku w Rybniku w wieku 8 lat, ale potem miałem przerwę. Pierwsze agresywne rolki kupiłem sobie, będąc trzynastolatkiem. Najlepiej, jak „zajawkę” ma dziecko 8-letnie, to w wieku 20 lat będzie lepszy niż ja.

Tomasz Przybylik: "Na rolkach można wyrażać siebie, każdy ma swój styl". Zdj. Wojciech Makula

Inne sporty?

Nie. W pewnym momencie przestałem nawet chodzić na WF, ponieważ był dla mnie zbyt kontuzyjny podczas uprawiania profesjonalnie sportu. W pewnym momencie po święciłem rolkom życie zawodowe, z tego się utrzymuję, uczę dzieci, robię pokazy, jeżdżę na zawody. Jako młody człowiek wygrywałem wszystko. Raz miałem już kupione bilety do Barcelony, na jedne z tych największych imprez, które dzieją się w zimie, ale przed zawodami pojechałem na snowboard i poślizgnąłem się na stoku, podczas szukania kluczyków do auta. Złamałem obojczyk i nie pojechałem do Barcelony. Dlatego zrezygnowałem ze wszystkiego innego. Ale mam piłkę do kosza i czasem chodzę sobie porzucać.

To, co Pan robi, kojarzy się z młodzieńczym wiekiem. Ma Pan plan B na późniejszy czas?

Skończyłem 29 lat. Wiele wariatów rolkowych poszło do normalnych prac, założyło rodziny, ich dzieci mają po 7 czy 8 lat, a teraz powoli wracają. Znów wkładają rolki i czasem są lepsi niż dawniej. Jeździć i wygrywać można nawet w wieku 40 paru lat i pewnie więcej, ale nie chciałbym robić tego tak długo. Nie chciałbym, aby moje życie było uzależnione od tego, czy wygram zawody. Właśnie dlatego założyłem szkółkę. To działania przyszłościowe, pod Tomasza z przyszłości, który nie będzie miał siły skakać. Mogę przekazywać swoją wiedzę teoretycznie, wziąć na wycieczkę, by pokazać historyczne miejsca... Jakby ktoś zaproponował mi kontrakt w Stanach, bym uczył w Los Angeles, tobym się nie zastanawiał. [Śmiech]

Chcę jeździć dla przyjemności. Już dziś nie mam takiej zajawki na zawody jak kiedyś. Gdy miałem 20 lat, myślałem: „ekstra zawody w weekend, jedziemy, wygram wszystko”. A teraz jadę, by spotkać się ze znajomymi, których nie widziałem dawno, a przy okazji wychodzi jeszcze jakieś drugie miejsce. Albo pierwsze. [Śmiech]

Co ma mistrz Tomo, czego nie mają inni?

Jestem charakterystycznym riderem - jeż dżę na skateparku inaczej niż wszyscy. Wykorzystuję cały. Liczy się też kreatywność. Na rolkach można wyrażać siebie, każdy ma swój styl.

Rozmawiał Aleksander Król

Zdjęcie Wojciech Makula

do góry