Strona główna/Aktualności/Sport/Zagraniczne Rekiny w finale żużlowych MŚ

Zagraniczne Rekiny w finale żużlowych MŚ

14.07.2024 Sport

Zagraniczni żużlowcy Innpro ROW-u Rybnik - Australijczyk 28-letni Brady Kurtz i 20-letni Niemiec Norick Bloedorn, bardzo dobrze spisali się w czasie wczorajszego finału Speedway Of Nations w brytyjskim Manchesterze. Kurtz zdobył srebrny medal, a za sprawą dobrej jazdy Bloedorna polska para Zmarzlik – Kubera zajęła miejsce piąte za Niemcami, co jest wielką niespodzianką wczorajszego finału.

Brady'emu Kurtzowi co prawda nie udało się wczoraj wygrać wyścigu finałowego, ale ze swojego występu w finale Speedway of Nations może być zadowolony Zdj. Wacław Troszka

Trochę historii

Żużel jest sportem specyficznym i panują w nim zupełnie inne porządki niż w innych dyscyplinach ligowych. Mistrzostw świata i Europy nie organizuje Międzynarodowa Federacja Motocyklowa, ale prywatne firmy, które wykupiły od niej prawa do organizacji tych imprez. Wcześniej, gdy tak jeszcze nie było, przez dziesięciolecia żużlowcy z całego świata rywalizowali w mistrzostwach świata w trzech kategoriach: indywidualnie, drużynowo i w jeździe parami. Zresztą na naszym polskim podwórku mistrzostwa Polski i mistrzostwa Polski juniorów odbywały się też w tych trzech kategoriach. Każda z tych rywalizacji miała swój niepowtarzalny charakter. Co ciekawe najbardziej indywidualny charakter miała rywalizacja w drużynowych mistrzostwach świata, bo tam w każdym wyścigu stawała pod taśmą czwórka żużlowców, reprezentujących cztery różne kraje. W mistrzostwach indywidualnych potrzebujący punktów zawodnik często mógł liczyć na pomoc rodaka startującego w tym samym wyścigu, który akurat tak bardzo punktów nie potrzebował. Historia żużla przypadków takiej koleżeńskiej pomocy zna wiele.
W czasach nowożytnych, na początku XXI wieku stare drużynowe mistrzostwa świata zastąpiono drużynowym pucharem świata, czyli rywalizacją drużyn w dobrze odświeżonej, ciekawej formule. W latach 2001-2017 z 17 edycji DPŚ 8 wygrali Polacy w tym dwie ostatnie w roku 2016 i 2017. W roku 2018 nastąpiła szokująca zmiana. DPŚ zastąpiono SoN-em, czyli turniejem o nazwie Speedway of Nations, która sama w sobie nie określała charakteru rywalizacji. W istocie były to mistrzostwa świata par, w nowej, ciekawej formule. Rewolucyjną zmianą była nowa punktacja wyścigów: Do tej pory od zarania czarnego sportu zawodnik za zwycięstwo w biegu otrzymywał 3 pkt, a kolejni 2,1 i 0. Nowa punktacja wyglądała tak: 4,3,2 i 0 pkt. Zmiana była zasadnicza, nowa punktacja wykluczała możliwość remisu, a bieg wygrywała para, która pierwsza w komplecie zameldowała się na linii mety; nawet wtedy gdy jeden z rywali był pierwszy na mecie. Jedynym problemem jest traktowanie tych rozgrywek jako drużynowych mistrzostw świata. To sprzeczne z elementarną logiką i tradycją żużla. Obecnie układ jest jeszcze bardziej udziwniony, bo w 2020 roku zdecydowano, że do kalendarza powróci Druzynowy Puchar Świata, ale będzie organizowany tylko co trzy lata. Tym sposobem w lipcu ubiegłego roku na Stadionie Olimpijskim we Wrocłwiu po pięciu latach przerwy znów odbył się turniej o Drużynowy Puchar Świata, po naprawdę emocjonującej rywalizacji po raz trzeci z rzędu finał wygrali Biało-Czerwoni. W tym roku znów odbył się SoN i tak samo będzie w roku przyszłym. Co ciekawe, tak DPŚ polscy żużlowcy wygrywali dotąd raz za razem, tak w sześciu dotychczasowych (łącznie z wczorajszą) edycjach Speedway of Nations nasi żużlowcy nie wygrali ani razu. Tu warto przypomnieć historię mistrzostw świata par na żużlu, które były organizowane w latach 1970-1993. Na przestrzeni tych 23 lat Polacy wygrali je tylko raz w 1971 roku w Rybniku, gdy rybnicko-opolska para Andrzej Wyglenda – Jerzy Szczakiel zdobyła mistrzostwo świata i to z kompletem punktów.

Przy nadziei

Przed wczorajszym finałem SoN w Manchesterze polscy kibice znów byli przy nadziei, że tym razem złoto zdobędą Polacy, czyli Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera (obaj z Motoru Lublin) oraz rezerwowy Patryk Dudek (Apator Toruń). Tak się jednak nie stało. W biegu 7. Zmarzlik z Kuberą przegrali podwójnie, 7:2 ze Szwedami, a w 11. wyścigu 4:5 z niemiecką parą Norick Bloedorn – Kai Huckenback, bo z tego wyścigu sędzia wykluczył za dotknięcie taśmy Zmarzlika choć zdaniem niektórych obserwatorów to Huckenback zrobił to jako pierwszy. Osamotniony Kubera wygrał wyścig, ale więcej punktów zdobyli w tym biegu Niemcy. Bloedorn i Huckenback sprawili na angielskim torze sporą niespodziankę, bo wcześniej w biegu 4., w pierwszym swoim starcie pokonali 6:3 Szwedów po indywidualnym zwycięstwie naszego niemieckiego Rekina Noricka Bloedorna, który w pokonanym polu zostawił wicemistrza świata Fredrika Lindgrena. Niemcy zdobyli wczoraj 26 pkt (Polacy 24) i niewiele zabrakło im, by pojechać w wbiegu barażowym o wejście do finału. Pojechali w nim Szwedzi, którzy mieli na swoim koncie o 1 pkt więcej (27).

20-letni Niemiec Norick Bloedorn jeździ w rybnickiej drużynie od początku tegorocznego sezonu Zdj. WacławTroszka

Australijski Rekin Brady Kurtz wraz Jackiem Holderem od początku spisywali się bardzo dobrze i już w pierwszym starcie pokonali 5:4 gospodarzy – Anglików (wyścig wygrał Anglik Robert Lambert przed Kurtzem i Holderem). W ostatnim wyścigu części zasadniczej turnieju Australijczycy zmierzyli się z polską parą. Polacy mieli jeszcze szanse na awans do biegu barażowego, ale musieli zdobyć przynajmniej 6 pkt, czyli zająć przynajmniej 1. i 3. Miejsce. Australijczycy też walczyli w tym wyścigu o wiele, bo podwójne zwycięstwo (7:2) dawało im pierwsze miejsce w klasyfikacji i bezpośredni awans do wyścigu finałowego o mistrzostwo świata. Po bardzo ciekawym ściganiu pierwsi zameldowali się na mecie i w finale Kurtz i Jack Holder.
Bieg finałowy podwójnie wygrali świetni Anglicy Lambert i Bewley choć przez kilka sekund w trakcie wyścigu to Holder i Kurtz jechali na miejscu drugim i trzecim (za Lambertem), co dało by im tytuł. Chwilę później Dan Bewley skutecznie zaatakował przy krawężniku i na prostej minął obu Australijczyków.
Dobra postawa naszych zagranicznych Rekinów oczywiście cieszy. O ile 28-letni Brady Kurtz praktycznie od początku sezonu na ogół zachwyca swą jazdą, to w przypadku 20-letniego Bloedorna można mówić o sporej niespodziance, bo przecież w meczach ligowych Innpro ROW-u Rybnik nie błyszczy i na ogół zajmuje w wyścigach miejsce trzecie (dotąd 24 razy); na 43 wyścigi, w których wystartował wygrał tylko 2, a tu proszę w Manchesterze pokonał samego Lindgrena.

Start do biegu 18. Australia kontra Niemcy. W żóltym kasku Norick Bloedorn, w niebieskim (zasłonięty przez kierownika startu) Brady Kurtz. Australijczycy wygrali ten wyścig 6:3; Kurtz był trzeci, a Bloedorn czwarty  Zdj. z TVT Wacław Troszka

Rybnickie akcenty

Trudno nie odnotować też faktu, że w biegu finałowym wczorajszego turnieju ścigało się aż trzech zawodników mających ROW Rybnik w swoim sportowym curriculum vitae. Obaj Anglicy byli w przeszłości zawodnikami ROW-u. Dan Bewley w 2019 roku wywalczył z rybnicką drużyną awans do ekstraligi, ale potem przeniósł się do Wrocławia, gdzie jako żużlowiec Sparty rozwinął skrzydła. Z kolei Robert Lambert jeździł u nas w roku 2020, gdy zespół bez powodzenia próbował utrzymać się w ekstralidze.
Były jeszcze dwa rybnickie smaczki. Menedżerem reprezentacji Australii jest obecnie były żużlowiec Mark Lemon, który wiele w speedway’u nie zwojował. W sezonie roku 1998 w dwóch meczach wystąpił w barwach ówczesnego II-ligowego RKM-u Rybnik. O punkty dla rybnickiej drużyny walczył m.in. w historycznym meczu ze Spartą we Wrocławiu, który rybniczanie przegrali 17:73. Lemon wygrał jeden z wyścigów i były to jedyne punkty, które rybnicka drużyna wywalczyła w tym meczu.
Barwy RKM-u reprezentował też w przeszłości ukraiński arbiter wczorajszego finału i wcześniejszego finału SoN 2 (dla juniorów) Aleksander Latosiński. W 1996 roku wystąpił w rybnickiej drużynie w jednym tylko meczu, bo zdobył w nim ledwie 1 pkt.

Rybnicki Australijczyk Brady Kurtz (w środku) na podium SoN w Manchesterze Zdj. z TVT Wacław Troszka

Pomijając rozczarowanie polskich kibiców czarnego sportu, wczorajszy finał SoN był niezwykle interesujący, by wspomnieć jeszcze choćby poczynania Łotyszy i wygraną Daniła Kołodyńskiego z parą Duńczyków, którzy zajęli ostatecznie miejsce szóste, za Niemcami i Polską.
Dla mnie był to jednak piękny finał mistrzostw świata par, a nie żadna drużynówka. Zresztą najlepszym potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że drugi raz z rzędu na podium SoN stanęły tercety, w których punkty zdobywało wyłącznie dwóch zawodników. Ich rezerwowi wczoraj nie pojechali. A patrząc na dotychczasową historię żużla i kierując się logiką, dwóch zawodników trudno uznać za drużynę.
Swoją drogą dla mnie rozwiązaniem idealnym było by organizowanie co roku potrójnej międzynarodowej rywalizacji żużlowców, czyli indywidualnych mistrzostw świata w formie cyklu turniejów Grand Prix (może być ich nieco mniej), drużynowego pucharu świata i mistrzostw świata par w formule SoN. Można by też ewentualnie pomyśleć o naprzemiennej organizacji DPŚ i SoN.

 

Dziennikarz
Wacław Troszka
do góry