O Chwałowicach, których już nie ma
Przed kamerą siedzi 95-letni Roman Mazurek. Opowiada o dzieciństwie w Chwałowicach, m.in. o jenieckich barakach obok „Schlafhausu” czy o niespodziewanej karze za strzelanie ze szlojdra. Takich rozmów z najstarszymi mieszkańcami dzielnicy Adam Grzegorzek, pasjonat lokalnej historii, przeprowadził więcej. – To niepowtarzalna okazja, by zachować coś, co jest bardzo ulotne: pamięć o dawnych czasach – mówi o filmowym projekcie „Chwałowice w pamięci najstarszych mieszkańców”.
To pierwsza inicjatywa Rybnickiej Fundacji Historycznej stworzonej kilka miesięcy temu przez grupę pasjonatów. Wśród nich jest Adam Grzegorzek, historyk, regionalista i filmowiec-amator, na co dzień pracownik Zabytkowej Kopalni „Ignacy”, jest też Marcin Ruś, założyciel prywatnego Muzeum Wojny Obronnej Rybnik ’39 w Kłokocinie, Marcin Skowronek, pasjonat historii z „Zapomnianego Rybnika” i Remigiusz Michalik, pracownik ZGM-u, przewodniczący rybnickiego koła stowarzyszenia Pro Fortalicium i aktor nieprofesjonalny, znany m.in. z nakręconego przez Grzegorzka filmu „Jo był ukradziony” o Tragedii Górnośląskiej.
– Nasza fundacja chce popularyzować wiedzę o historii regionu – mówi Adam Grzegorzek.
Na swój pierwszy projekt pt. „Chwałowice w pamięci najstarszych mieszkańców” dostali dofinansowanie z Narodowego Instytutu Wolności i przed kamerę zaprosili sześciu seniorów i cztery seniorki z Chwałowic – najmłodsi nie mają 70 lat, najstarsi są po 90. Ich wspomnienia znajdą się w trzech odcinkach. Będzie można je obejrzeć na YouTube, trafią też do cyfrowego Społecznego Archiwum Chwałowic, a pierwszy z odcinków, zostanie pokazany 24 listopada w Domu Kultury w Chwałowicach, gdzie realizowano nagrania.
Chwałowice w pamięci najstarszych mieszkańców
– Seniorzy opowiadają o II wojnie, ale też o latach 60.-70. i dużych przemianach w Chwałowicach, gdy budowały się osiedla z wielkiej płyty, burzono familoki i zniszczono dwa przysiółki: Kielowiec i Brzeziny, które zniknęły pod hałdą, zalane wodą i zasypane skałą. Mieszkający tam ludzie opowiadają, jak musieli się wyprowadzić. Jeden z odcinków będzie dotyczyć życia rodzinnego na familokach – opowiada Adam Grzegorzek, chwałowiczanin z urodzenia, pasjonat lokalnej historii, który już wcześniej nagrywał rozmowy z mieszkańcami. Przy okazji tego projektu przeprowadził kolejne.
– W większości znam historie i miejsca, o których mówią, ale dla mnie największą wartością tych wywiadów było spotkanie z emocjami tych ludzi. Szczególnie wyjątkowe są ich odczucia dotyczące wojny, gdy mieli po 11, 12, 15 lat i patrzyli na nią przez inny pryzmat, bo nie czuli zagrożenia w takim stopniu jak dorośli. Pewnie inaczej rozmawiałoby się 20-30 lat temu z ich rodzicami, ale na to jest niestety za późno… A tutaj mamy ich wspomnienia przefiltrowane przez dziecięcą naiwność, ale są one bardzo cenne. Poza tym oni mówią też o tym, co opowiadali ich rodzice, przywołują ich słowa i emocje – mówi Grzegorzek.
Jeden z jego rozmówców Hubert Rupik zapamiętał jeńców wojennych z obozu, jaki Niemcy stworzyli w Chwałowicach, za budynkiem Schlafhausu (internatu szkoły górniczej, obecnie to teren szkoły SP nr 35) i jako kreślarz narysował jego dokładny plan.
– Obóz jeniecki działał tu od 1940 r. Najpierw przeznaczony był dla przymusowych robotników zwożonych ze wschodniej części Polski, a po 1941 r. i wybuchu wojny Niemiec z Rosją – dla jeńców radzieckich. Byli tu również Anglicy i Francuzi, a po wojnie na krótko powstały tutaj koszary rosyjskie. Potem trzymano tu jeńców niemieckich. Obóz zamknięto w 1948 roku – opowiada Grzegorzek.
Część garaży za dawnym Domem Górnika zbudowano właśnie na fundamentach dawnych obozowych baraków.
Chwałowice w odcinkach
– Co człowiek, to inna historia… Są wspomnienia o policjantach z niemieckiego posterunku w czasie okupacji: moi rozmówcy mówią, że jeden był faszystą, inny kanalią, a komendant, Austriak Habel, poczciwym człowiekiem, ostrzegał ludzi przed rewizjami i nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Potwierdzają to również dokumenty – kiedy po wojnie ścigała go Służba Bezpieczeństwa, pomogły mu relacje mieszkańców – opowiada Grzegorzek.
A jak Habla zapamiętał 95-letni Roman Mazurek?: – Celowali my kamieniami ze szlojdrów, nagle zjawił się Habel i kozoł mojemu bratu wszystkich nas spisać i zgłosić się w niedziela na policja. Myśleli my, że hiby tam dostanymy, a on wyciągnął trzy motocykle i kozoł nom je elegancko wypucować – opowiadał Grzegorzkowi. Zmarł kilka dni po ich sierpniowej rozmowie.
– Jego niezwykłe wspomnienia już z nami zostaną, zdążyliśmy je zachować – mówi Grzegorzek.
Udało się zachować też zapomniane już podwórkowe gry, w które dawniej bawiły się dzieci na chwałowickich familokach.
– Aż prosiło się, by je zainscenizować. W filmie zagrały dzieci, a konsultantem był mój ojciec Czesław, który pokazał nam, jak się kiedyś grało w pinkry, w patyki czy w klipa, z którą jest taki problem, że co plac, to inaczej się w nią grało – opowiada Grzegorzek.
Schron do odkrycia
– To była graciarnia. Było tu dosłownie wszystko – mówi Grzegorzek o pracach przy oczyszczaniu schronu przeciwlotniczego, znajdującego się przy ogródkach działkowych naprzeciw Przedszkola nr 13 w Chwałowicach. Miasto formalnie powierzyło Rybnickiej Fundacji Historycznej opiekę nad tym obiektem, który powstał w czasie II wojny do ochrony mieszkańców familoków przed możliwymi nalotami alianckimi.
– Nie udało mi się dotrzeć do dokumentów z jego budowy, ale schron mógł powstać między 1942 a 1944 rokiem, kiedy trwały intensywne naloty na tereny III Rzeszy. Bombardowano zakłady chemiczne w Kędzierzynie i pewnie spodziewano się, że może dojść również do zbombardowania tutejszej kopalni – opowiada Adam Grzegorzek.
Przy porządkowaniu schronu i prowadzących do niego korytarzy, grupa wolontariuszy i działkowców wyniosła z niego dwa kontenery odpadów: od śmieci, gruzu i zbędnej ziemi po butelki z winem.
– Chcemy odtworzyć wnętrze i wyposażyć schron w sprzęt, jaki był w takich obiektach, a więc w ławki, piecyki do ogrzewania, maski gazowe, apteczki, sprzęt gaśniczy, lornetki czy zestawy narzędzi do wykopania się ze schronu w razie jego zawalenia. I muszę przyznać, że zebraliśmy już sporo tego sprzętu – mówi rybniczanin.
Stąd pomysł, by przynajmniej raz w roku organizować tam dzień otwarty, jak schronu na Wawoku, który we wrześniu współorganizowała fundacja. Grzegorzek marzy, by pierwszy raz udało się to latem przyszłego roku. Na razie pasjonaci chcą zająć się zniszczoną wentylacją schronu, potem jego pomalowaniem, zrobieniem napisów…
– Po II wojnie światowej takie obiekty starano się utrzymywać w gotowości, bo trwała zimna wojna, ale mój ojciec pamięta, że kiedy jako dziecko bawił się tam w chowanego, schron był już rozkradziony. A zabawa w chowanego w sześćdziesięciometrowych tunelach musiała być świetna – mówi z iskrą w oku Adam Grzegorzek.