Strona główna/Gazeta Rybnicka/Dzielnice Rybnika/Kamień/Marek Szołtysek: Róża z ulicy Zielonej

Marek Szołtysek: Róża z ulicy Zielonej

05.10.2024 Historia

Spacerując ul. Zieloną na rybnickich Nowinach dostrzegłem w jednym z ogródków różę, która z ledwością szukała sobie przestrzeni do życia między płotem a tujami. Ta odmiana róży pochodzi z Francji i na Śląsk przybyła po roku 1871.

„Pchawa róża”, prawnuczka przywiezionej niegdyś z Francji róży „Madame de Sevigne”. Zdjęcie zrobiono w maju 2024 roku w Rybniku przy ul. Zielonej. Zdj. M. SzołtysekW XIX wieku Francja epoki Empire przeżywa swój dynamiczny okres rozwoju. Architekci cesarza Napoleona III tworzą wspaniałe budowle, a ogrodnicy projektują wokół nich oryginalne ogrody. Wówczas działa tam Robert Moreau (czytaj: Moro), ogrodnik, botanik i znawca róż, który w 1874 roku ogłasza wyhodowanie nowej odmiany róży. Kwiat ten jest wytrzymały na warunki atmosferyczne, długowieczny i jakby ciągle młody. Ogrodnik nazywa swój nowy kwiat - różą Madame de Sevigne (czytaj: Madam de Sewinie).

Skąd nazwa? Owa Madame była barokową pisarką z XVII wieku i w jednym ze swoich romansów opowiedziała o pewnej róży, którą w miejscowości uzdrowiskowej Vichy wykąpała w wodzie z ciepłego źródła, przez co kwiat wypiękniał. Pewnie to ciekawa historia, ale Czytelnik może mieć jednak słuszną wątpliwość i zapytać, co to wszystko ma wspólnego ze Śląskiem i Rybnikiem? Otóż ma, ale żeby to zrozumieć, to trzeba opowiedzieć jeszcze jedną historię.

W latach 1870-1871 trwała wojna francusko-pruska. Francuzi byli na tyle nierozsądni, że sami wypowiedzieli ją doskonale przygotowanym do walki Prusakom. Prusy tę wojnę wygrały i w Wersalu, niedaleko pokonanego Paryża, urządzono zjazd władców niemieckich i ogłoszono powstanie zjednoczonego Cesarstwa Niemiec. Pokonana Francja, jako że wojnę rozpoczęła, musiała Niemcom płacić odszkodowania wojenne. Były to sumy bardzo wielkie i za nie w granicach Niemiec budowano między innymi szkoły. Takie właśnie szkoły za odszkodowania francuskie powstawały również na Śląsku, przykładowo w Boguszowicach czy w Wielopolu. Bo od XVIII wieku Śląsk był w granicach Prus, a potem w 1871 roku Śląsk wraz z Prusami stał się częścią Cesarstwa Niemiec. Jednak Francuzi, płacąc przez wiele powojennych lat owe reparacje, nie zawsze mieli gotówkę, by się wywiązywać z narzuconych obciążeń. Dlatego też część należności wnoszono w naturze.

Płacono więc w towarze typu stal, węgiel czy urządzenia mechaniczne. Ale również formą zapłaty odszkodowań francuskich były tak z pozoru banalne rzeczy jak krzewy róż, z którymi miał przyjechać na Śląsk cały pociąg. Później obsadzano nimi niemieckie urzędy, szkoły i inne otoczenia budowli państwowych. Tym sposobem na niemiecki wówczas Śląsk trafiła odmiana róż o nazwie – Madame de Sevigne.

Później spod tych szkół czy urzędów ludzie „uciągali”, czyli przeszczepiali sobie te róże do przydomowych ogródków. Oczywiście trudno było Ślązokom dokładnie zapamiętać poprawną nazwę owej róży, więc nazywano ją roztomajcie: francusko rołza, rołza ze Francyje czy rołza z wojny „zipcych ajn zipcych” (70/71). Również kwiaty te nazwano z czasem „pchawymi różami”, bo wprawdzie były wytrzymałe – to jednak nie tak piękne jak kolejne późniejsze efektowne odmiany tych roślin. Takie właśnie „pchawe róże” – może trochę zdziczałe – pamiętam z dzieciństwa, gdyż rosły one w wielu śląskich ogródkach.

Czasami jeszcze można ją spotkać dzisiaj przy starych, a nawet nowych domach. Roślina rzeczywiście jest wytrzymała i długowieczna, skoro przetrwała na Śląsku ponad sto pięćdziesiąt lat i jeszcze (!) zupełnie nie wyginęła. Czy jednak ta róża wygra z tujami, kwiatkami z supermarketów i z kosiarkami?

Tekst i fotokopia: Marek Szołtysek

Publicysta
Marek Szołtysek
do góry