Cecylia Kukuczka też miała swój Everest
„Bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać” - słowa tej piosenki jak ulał pasują do małżeństwa Kukuczków - on był gdzieś tam, daleko w Himalajach, a ona czekała - na jego listy i powroty. Kukuczka obiecywał i zawsze wracał. Jednak w 1989 roku nie dotrzymał słowa… - Napisałam tę książkę również po to, by odpowiedzieć na powtarzające się pytania, dlaczego mu na to pozwoliłam, dlaczego nie zabroniłam mu tych wszystkich niebezpiecznych wypraw - mówiła w bibliotece Cecylia Kukuczka, autorka autobiograficznej książki „Listy z pionowego świata”, żona najwybitniejszego polskiego himalaisty.
Nie poznali się w górach, ale w zatłoczonej katowickiej kawiarni Cafe Sport. Cecylia czekała z koleżanką aż zwolni się stolik.
- Jeden opuszczało właśnie trzech panów, ale jak nas zobaczyli, postanowili zostać. Wśród nich był Jurek. Od razu wpadł mi w oko, miał w sobie spokój i równowagę i te rozmarzone oczy. Myślami był gdzieś daleko... Kiedy go poznałam bardzo mało wiedziałam o górach, a o Himalajach zupełnie nic - przyznała Cecylia Kukuczka w rybnickiej bibliotece, w rozmowie z Beatą Tomanek z Radia Katowice.
Już w czasie ich narzeczeństwa Kukuczka wyjeżdżał na wyprawy w Alpy i Dolomity. Kiedy wrócił z Alaski z odmrożonym palcem, który lekarze ostatecznie musieli amputować, wiadomo było, że musi zrobić sobie przerwę od gór. Właśnie wtedy się pobrali. Cecylia Kukuczka musiała się pogodzić z tym, że jej mąż większą część roku spędzał poza domem i miał dwie miłości. Kiedy był w górach tęsknił za nią i synami, a w domu tęsknił za górami. Sztrykowała mu rękawiczki i skarpety na wyprawy, które trudno porównać z tymi dzisiejszymi oraz odpisywała na jego listy, bo tylko tak mogła się z nim kontaktować.
- Pisał o wszystkim tylko nie o tym, jak było mu ciężko, jak cierpiał w czasie tych wypraw, ile energii i siły kosztowało go to, by stawać na kolejnych szczytach, jak ginęli jego partnerzy i przyjaciele. On pisał o przyrodzie i o tym co się dzieje wokół wyprawy. Nigdy o samej wspinaczce - mówiła.
Nigdy też nie zabrał jej w wysokie góry. Mówił, że wspinaczka jest zbyt wyczerpująca dla delikatnych kobiet.
- Zawsze gdy przyjeżdżałam do Katmandu, bo Jurek obiecywał mi, że zabierze mnie na jakiś trekking i opowie mi o tych swoich Himalajach, nagle zmieniała się pogoda, jego wyprawa się opóźniała i nie zdążył zejść na czas. A ja nie mogłam tyle czekać, więc nigdy nie udało się nam razem pójść w góry - opowiadała czytelnikom biblioteki.
Dziś już nie ma w niej żalu czy goryczy, jest za to niezrozumiałe pewnie dla większości z nas - zrozumienie dla pasji męża. To z myślą o nim prowadzi w Istebnej Izbę Pamięci Jerzego Kukuczki, w której turyści mogą oglądać przedmioty należące do jednego z najwybitniejszych polskich himalaistów, drugiego zdobywcy Korony Himalajów. W 1989 roku został gdzieś tam, w szczelinie Lhotse, zginął podczas próby zdobycia, nieosiągalnej wówczas dla żadnego wspinacza, jej legendarnej południowej ściany. Miał 41 lat, Cecylia 37.
- Wtedy jeszcze nasi synowie za bardzo nie rozumieli po co ten ich tata chodzi w te góry. Wojtek miał 5, a Maciek 9 lat - wspomina Kukuczkowa.
To na ich prośbę napisała „Listy z pionowego świata”. Zrobiła to również po to, by zaspokoić ciekawość ludzi oraz ze zwykłej tęsknoty żony do męża. - Bardzo trudno pracowało mi się nad tą książką. Wszystko wróciło… - mówiła o autobiografii, która miała swoją premierę w styczniu.
Koledzy nazywali go Kukuś. Bardzo lubił jeść, szczególnie kluski śląskie, ale lubił też gotować i używać egzotycznych na tamte czasy, przypraw. - W trakcie wypraw, jeszcze przed otwarciem „wyczuwał”, w której z jednakowych nieopisanych puszek znajduje się szynka, a w której golonko - wspomina z uśmiechem Cecylia Kukuczka. W rozmowie z Beatą Tomanek przyznała, że męża poznała tak naprawdę dopiero po jego śmierci.
- Dzięki zapiskom i pamiętnikom, które zostawił. Dopiero wtedy dowiedziałam się ile on tak naprawdę w tych górach przeżył, ile wycierpiał, jak trudno było mu podejmować jakieś decyzje, ile razy podczas wspinaczek umykał śmierci. Z tych pamiętników powstało prawdziwe górskie życie Jurka. To była jego walka z górami… - mówiła.
Przyznała, że bała się, gdy młodszy z synów, który prowadzi fundację Wielki Człowiek i wirtualne muzeum Kukuczki, zdobył Mount Everest.
- Po 32 latach stanął na śladach swojego ojca, ale na szczęście stwierdził, że to nie jest jego pasja - mówiła.
Podobnie, jak starszego syna, który nigdy nie spróbował swoich sił w górach. To on towarzyszył swojej mamie podczas pierwszej rocznicy śmierci Kukuczki pod ścianą Lhotse.
- Dziś jest tam czorten - pomnik z kamienia - poświęcony pamięci trzech polskich himalaistów, którzy zginęli podczas różnych wypraw na południową ścianę Lhotse. Pamiętam jak w pierwszą rocznicę śmierci Jerzego, wieźliśmy tam pamiątkową tablicę. Był wtedy ze mną syn Maciej, który nie rozumiał po co Jurek szedł w te góry. Chciałam mu je pokazać, chciałam by zobaczył te miejsca i być może zrozumiał dlaczego już go z nami nie ma - opowiadała Cecylia Kukuczka, która wraca pod tę górę w każdą okrągłą rocznicę śmierci męża.
- To dla mnie ważna chwila, kiedy w tej ciszy mogę z nim porozmawiać. Czuję tam wielki spokój i kontakt z nim - mówi. Ostatnio była tam w 2019 roku, w 30. rocznicę śmierci Jerzego Kukuczki.
- W październiku będzie 35. rocznica, ale już pięć lat temu się z nim pożegnałam. Powiedziałam mu wtedy: - "Chyba ostatni raz tu do ciebie przyjechałam". Trekking staje się dla mnie coraz trudniejszy i nie wiem czy w tym roku zdołam tam podejść. Zobaczymy… - mówi Cecylia Kukuczka, żona Jerzego.