Filmowcy w Rybniku
Cisza na planie! Kamera! Akcja! Roksana, w tej roli Katarzyna Warnke, i Ada, czyli Dagmara Domińczyk, aktorka, która robi karierę w Hollywood. A za kamerą - rybniczanka Kamila Tarabura. Tak było w Rybniku pod koniec minionego lata, kiedy to utalentowana reżyserka realizowała w naszym mieście zdjęcia do swojego pierwszego pełnometrażowego filmu. Już wiemy, że będzie się nazywał „Rzeczy niezbędne”.
Trzy kobiety - dwie wracają do miasta swojego dzieciństwa, trzecia - matka jednej z nich - strzeże rodzinnych tajemnic. Film inspirowany jest reportażem „Mokradełko” Katarzyny Surmiak-Domańskiej.
- Ujął mnie nieoczywistym sposobem ukazania postaci - główna bohaterka, która w dzieciństwie była molestowana, jest postacią przewrotną, co wydało mi się niezwykle ciekawe dla dynamiki filmu - mówi Kamila Tarabura.
Rybniczanka nie chciała robić filmu o molestowaniu. - Ciekawszy wydawał mi się moment, w którym bohaterki znajdują się obecnie, choć oczywiście historia z dzieciństwa jest gdzieś między słowami, ale dziś akcenty są już rozłożone inaczej. Chciałam zrobić film o kobiecie nieprzewidywalnej, zrozumieć, dlaczego taka jest - mówi Kamila, która napisała scenariusz wspólnie z aktorką Katarzyną Warnke.
- Kiedyś Kamila wspomniała, że chce pisać scenariusz, ale nie ma z kim. Pisałam już dla teatru, więc zaproponowałam: spróbujmy! - wspomina Katarzyna Warnke, która zagrała też w „Rzeczach niezbędnych”.
- Kamila jest pełna pasji. Nie boi się wyzwań i ma w sobie niezwykłą reżyserską dojrzałość - ocenia Warnke, filmowa Roksana.
Karolina z „Sukcesji”
Ada, ceniona amerykańska dziennikarka, która wychowywała się w Polsce, dowiaduje się o zadedykowanej jej książce. Wspomnienia kobiety molestowanej w dzieciństwie przez ojca napisała jej szkolna koleżanka - Roksana. Kobiety wracają do Rybnika, ale to nie tylko podróż do miejsca, w którym dorastały, ale też w głąb siebie. Roksana chce skonfrontować się z matką, niemym świadkiem jej dziecięcego piekła. Ada postanawia opisać całą historię w reportażu. Jednak matka twierdzi, że Roksana wszystko zmyśliła.
- To opowieść o tym, że bez konfrontacji z prawdą, bez uznania krzywdy człowiek nie może zbudować swojej tożsamości. I chociaż wyznanie prawdy nie przynosi od razu wyzwolenia, jest początkiem budowania siebie na nowo - mówi Kamila Tarabura. - Myślę o tym filmie jak o rewersie „Thelmy i Louise”, gdzie zamiast przyjaciółek mamy obce sobie kobiety, które przeglądają się w sobie i wracają do miejsca swojego dorastania, aby skonfrontować się z traumą - dodaje.
Katarzyna Warnke mówi, że traumą nie zawsze jest wyłącznie dramatyczne przeżycie.
- Może nią być również reakcja otoczenia - rodzice, którzy nie potrafią właściwie zareagować, czy postawa lokalnej społeczności, więc często ofiara staje się przeciwnikiem. Ten film ma budzić refleksje: czy stajemy po właściwej stronie? Czy chcemy dążyć do prawdy? Czy chcemy ją odkrywać, mimo że jest niewygodna i burzy zastałe struktury? Opowiadamy tu o mechanizmach działania, o tym, jak trudno walczyć o prawdę, bo czasem po prostu wybieramy święty spokój - mówi aktorka.
Matkę Roksany zagrała ceniona i wyrazista Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, a Adę - Dagmara Domińczyk, amerykańska aktorka polskiego pochodzenia.
- Widziałam kilka seriali i filmów z jej udziałem, m.in. „Sukcesję” i „Córkę”. Zachwyciła mnie jej wyjątkowa obecność na ekranie - jest tak oszczędna, a jednocześnie tak mocna, że idealnie pasowała do Ady, nieco wycofanej intelektualistki, która jest w kontrze do rozbuchanej, dionizyjskiej Roksany - mówi nam Kamila.
Lincz na Żużlowej
Rybniczanka kręciła już w rodzinnym mieście swoje studenckie etiudy. Obsadzała w nich rodziców i znajomych, teraz wróciła, by częściowo tutaj, a częściowo w Warszawie i Hamburgu, wyreżyserować swój debiutancki pełnometrażowy film. - Zaczęliśmy od Rybnika i od serca całej historii - opowiada reżyserka.
Jej ekipa kręciła m.in. przy ulicy Żużlowej i Rudzkiej, w rejonie elektrowni, przy Szkole Podstawowej nr 5, w tutejszym szpitalu i pod piekarnią w Paruszowcu. - Wiele z tych miejsc to moje propozycje. Ulicę Żużlową z niesamowitą architekturą zawsze miałam w głowie, bo mieszkali tu moi dziadkowie. Jest fenomenalna, z pięknymi domkami bez płotów - opowiada rybniczanka. To właśnie tam rozegra się scena linczu.
- Wszyscy świetnie zagrali, również statyści z Rybnika, którzy towarzyszyli nam w kilku innych miejscach. Na papierze każda scena wydaje się prosta, a potem dochodzą emocje i każda okazuje się znacząca - opowiada rybniczanka i wyjaśnia, że na ulicach swojego rodzinnego miasta często spotykała kogoś znajomego.
Nie odmówiła też zaproszenia na herbatę. - Było bardzo sympatycznie, bo gospodarz pamiętał mnie jako dziewczynkę - mówi. Dla Katarzyny Warnke to, że film kręcony jest m.in. w rodzinnym mieście Kamili, jest zaletą.
- Rybnik jest mocną stroną tego projektu. I dobrze się stało, że Kamila realizuje film w mieście, które dobrze zna - mówi Warnke, która przyznaje, że Rybnik ją zachwycił. - Natura jest obłędna, podobnie jak architektura. Większość osób nie zna tak zielonego Śląska - mówi zaskoczona Zalewem Rybnickim i elektrownią.
Piękno naszego miasta pokaże mąż Kamili - Tomasz Naumiuk, ceniony operator, który był odpowiedzialny za zdjęcia do głośnej „Zielonej granicy” Agnieszki Holland. Przy tym filmie współpracowała też Kamila Tarabura, a Holland objęła jej „Rzeczy niezbędne” opieką artystyczną.
Ona reżyserka, on operator
Naumiuk wspólnie z Taraburą zrobił też „Absolutnych debiutantów”, sześcioodcinkowy serial dla Netflixa. - To opowieść o przyjaźni, pasji i dorastaniu. O bliskości - mówi Kamila. To jej pierwszy autorski serial, a w „Absolutnych debiutantach”, nominowanych do Paszportów Polityki, Bestsellerów Empiku i Polskich Nagród Filmowych Orły, zagrali m.in. Martyna Byczkowska znana ze „Skazanej” i Katarzyna Warnke. Atutem serialu jest polskie Wybrzeże uchwycone okiem Tomka Naumiuka, który sfilmował też Rybnik w „Rzeczach niezbędnych”.
- Z mężem pracuje się fantastycznie. On jest bardzo energetyczny i sprawczy, więc umiejętnie spaja cały plan filmowy. Ma też fantastyczne wyczucie i oko, więc nasz piękny Rybnik zostanie przez niego pięknie sfotografowany - przekonuje Kamila.
Ostatni dzień zdjęciowy w Rybniku odbył się przed popularną piekarnią Wilibalda Dziwokiego na Paruszowcu, która przeszła małą metamorfozę i na potrzeby filmu zmieniła się w Cukiernię Ptyś.
- To córka powiedziała, że chcą u nas kręcić film. Ucieszyłem się, bo czegoś takiego jeszcze z bliska nie widziałem - mówi właściciel.
To jedna z najpopularniejszych piekarni w mieście.
- Zaczynaliśmy od piekarni, ale dziś mamy też cukiernictwo. Wszyscy tu mówią, że idą po chleb do Wilusia - mówi z uśmiechem Wilibald Dziwoki, który prowadzi swój zakład już 54 lata, dziś wspólnie z synem Mateuszem i córką Marzeną.
- W zawodzie pracuję od 1959 roku, co mnie cieszy. Ale najbardziej się cieszę, że ludziom wszystko smakuje - mówi zadowolony piekarz.
- Faktycznie, chleb jest pyszny! - ocenia Kamila Tarabura (więcej o rybnickiej reżyserce tutaj).