Romana Kuczera: Wciąż marzymy o sali koncertowej
Pierwszym był Karol Szafranek, w 1986 roku. Po nim 10 innych wybitnych artystów, wychowanków rybnickiej szkoły muzycznej cieszyło się z Honorowej Złotej Lampki Górniczej. Teraz to prestiżowe wyróżnienie otrzyma sama Państwowa Szkoła Muzyczna I i II st. im. Karola i Antoniego Szafranków, która właśnie świętuje 90-lecie istnienia. Z Romaną Kuczerą, dyrektorką, nauczycielką i absolwentką szkoły, rozmawiamy nie tylko o jubileuszu placówki.
Lampkę otrzymali już m.in. Henryk Mikołaj Górecki, Piotr Paleczny i Adam Makowicz, a 11 października statuetkę dostanie szkoła. Czym jest dla was to wyróżnienie?
To docenienie szkoły prowadzącej nie tylko edukację muzyczną, ale będącej również instytucją kultury działającą na rzecz środowiska. Nasza młodzież i pedagodzy od lat koncertują w mieście, w kraju i za granicą. Podziwiam ich i szanuję za determinację oraz rewelacyjną wprost organizację czasu. Faktycznie, Honorową Złotą Lampkę Górniczą ma już liczne grono artystów związanych ze szkołą. Pierwszym laureatem był jeden z jej założycieli - Karol Szafranek. Jego lampka jest w szkole, została nam podarowana przez rodzinę.
Wręczenie statuetki uświetni jubileuszowy koncert z okazji 90-lecia istnienia szkoły…
Orkiestrę poprowadzi maestro Sławomir Chrzanowski, a jako solista wystąpi światowej sławy pianista jazzowy Adam Makowicz. Tutaj rozpoczynał swoją drogę artystyczną jako utalentowany uczeń klasy fortepianu Karola Szafranka. Zafascynowany muzyką jazzową, zdecydował się na poszukiwanie własnej drogi artystycznej. Świetna technika, jaką artysta otrzymał od swojego pedagoga, oraz styl gry przyniosły mu uznanie w kraju, Europie i USA. Adam Makowicz podczas koncertu wykona własne kompozycje na fortepian i orkiestrę, a następnie zabrzmi IV symfonia Włoska F. Mendelssohna-Bartholdy’ego. To ukłon w stronę naszych przyjaciół z Włoch - gości jubileuszu, z którymi współpracujemy od lat w ramach międzynarodowej młodzieżowej orkiestry. Rok jubileuszu zakończy koncert z udziałem Piotra Palecznego, wielkiego polskiego pianisty, absolwenta szkoły. W planach, obok cyklu koncertów kameralnych, jest również wykonanie „Requiem” W.A. Mozarta dedykowane prof. Czesławowi Freundowi w 10. rocznicę śmierci oraz zmarłym dyrektorom szkoły. Muszę przyznać, że zawsze marzyłam o wykonaniu „Requiem”, ale do tego jest potrzebny, obok orkiestry, znakomity chór i wspaniali soliści. Niespodziewana propozycja przyszła ze strony chóru Politechniki Śląskiej, który prowadził pan Freund. Wystąpią też soliści Akademii Muzycznej - współpracownicy profesora i orkiestra szkoły pod dyr. Adama Mokrusa. I to właśnie „moc przeznaczenia”!
Jakie są Pani pierwsze wspomnienia związane ze szkołą muzyczną?
Zaczynałam jako dziecko od prywatnych lekcji fortepianu i po dwóch latach nauki przystąpiłam do egzaminu do szkoły. Komisja uznała, że mam predyspozycje do gry na skrzypcach, instrument miałam w domu. Byłam trochę zawiedziona, bo lubiłam grać na fortepianie, ale trafiłam pod skrzydła fantastycznego profesora - Juliusza Malika, który był wicedyrektorem szkoły i „prawą ręką” braci Szafranków. Pamiętam, jak zabrał mnie na przesłuchanie do prof. Antoniego Szafranka. A trzeba wiedzieć, że bracia Szafrankowie już wtedy byli postaciami niemal pomnikowymi i gdy przechodzili szkolnymi korytarzami, chciało się przed nimi padać na kolana (śmiech). Kiedy więc usłyszałam, że mam zagrać dla samego Antoniego Szafranka, było to dla mnie wielkie wydarzenie! Co więcej, pan Szafranek zapowiedział, że… nagra mój występ. Włączył jakiś „dziwny” sprzęt produkcji niemieckiej, a ja zagrałam. Wciąż mam to przed oczami.
Jak Szafranek ocenił występ?
Powiedział, że ładnie zagrałam i zachęcał do dalszej pracy. Był pedagogiem, który w sposób twórczy i niezwykle ciepły potrafił motywować ucznia do rozwoju, podobnie jak Karol Szafranek. Choć bracia pozornie bardzo się różnili, łączył ich fenomenalny talent i wielka osobowość artystyczna. Myślę, że dziś może byłabym lepszą skrzypaczką, gdybym skupiła się wyłącznie na tym instrumencie, ale fortepian był moją wielką miłością, więc dzieliłam czas między te instrumenty. Pewnie dlatego nie jestem ani wybitną skrzypaczką, ani tym bardziej wybitną pianistką, ale bardzo się staram, żeby wszystko, co robiłam i robię, było na wysokim poziomie: jako altowiolistka rybnickiej filharmonii, nauczyciel skrzypiec i dyrygent orkiestry. I to musi mi wystarczyć (śmiech).
90-letnia szkoła wciąż cieszy się zainteresowaniem młodych zdolnych?
Niezmiennie. Obecnie mamy 340 uczniów, a najliczniej reprezentowani są pianiści i skrzypkowie. Popularny jest też flet, gitara i perkusja. W tym roku przyjęliśmy rekordową liczbę 62 uczniów do szkoły I stopnia, do której trafiają dzieci od 7. roku życia. Zdarzają się jednak osoby rozpoczynające swoją edukację później, ale jeżeli ktoś jest zdolny, pracowity i ma sporo samodyscypliny, może odnieść sukces w każdym wieku. Najlepszym tego przykładem jest droga światowej sławy kompozytora Henryka Mikołaja Góreckiego, który naukę w rybnickiej szkole rozpoczął jako 18-letni młodzieniec. Niezwykłe są koleje losów naszych absolwentów - kończąc szkołę kontynuują studia na różnych kierunkach. Obok wspaniałych solistów i kameralistów jest cała plejada świetnych jazzmanów, fantastyczni śpiewacy operowi, znakomici kompozytorzy i dyrygenci, znani muzykolodzy i reżyserzy dźwięku. Wielu kontynuuje tradycję pedagogiczną szkoły na wszystkich szczeblach edukacji artystycznej. Jak widać, szkoła pozwala spełniać marzenia, nawet te najbardziej nieprawdopodobne, a rodzice przyprowadzają tutaj dzieci, bo cieszy się ona bardzo dobrą opinią.
Dyrektorem została Pani w 2002 roku, w smutnych okolicznościach…
Z dyrektorem Eugeniuszem Stawarskim, który powołał mnie na swojego zastępcę, współpracowało mi się znakomicie. Jego niespodziewana śmierć była dla całej społeczności szkoły przeżyciem traumatycznym. Uczniowie go uwielbiali - pamiętam, że kiedy zachorował i znalazł się w szpitalu, młodzież zrobiła koncert dla swojego profesora pod oknami szpitala. Był wspaniałym człowiekiem i dyrektorem. I w tamtym trudnym dla szkoły momencie - idąc za głosem jej społeczności, która uważała, że jako wicedyrektor jestem w stanie zapewnić stabilną ciągłość jej działań - podjęłam jedną z najtrudniejszych w życiu decyzji. Choć nie czułam się godną następczynią swoich wspaniałych poprzedników, a przede wszystkim Szafranków, zdecydowałam się przystąpić do konkursu na stanowisko dyrektora, ponieważ szkoła była w trudnym momencie swojej historii, przede wszystkim w kryzysie działań związanych z generalnym remontem nowej siedziby. Uznałam, że w szkole z tak wspaniałą tradycją muszę się sprawdzać na tysiąc procent. I to motto przyświeca mi do dziś. W pracy największą radość sprawia mi kontakt ze zdolną młodzieżą i jej wspaniałymi pedagogami. Świetnie się z nimi czuję.
Największym niepowodzeniem było fiasko budowy sali koncertowej?
Dziś myślę, że tak miało być… Przedstawiciele firmy, która w przetargu dała najniższą cenę, mówili później, że gdyby wybudowali salę za taką kwotę, dziś byliby bankrutami, po tym, jak ceny robocizny i materiałów poszybowały w górę. Projekt sali i tak był już okrojony, a kolejne cięcia budziły wątpliwości. Uznaliśmy więc, że lepiej jej nie wybudować, niż budować byle jak. Bardzo potrzebujemy sali koncertowej, z akustyką i sceną pozwalająca na realizację koncertów w warunkach na miarę XXI wieku.
Myśli Pani, że kiedyś uda się ją zbudować?
Obecnie kończymy pisać wniosek w ramach programu funduszy europejskich - FEnIKS, który umożliwia wnioskowanie o środki m.in. na budowę sal koncertowych. Mamy mocne argumenty - aktualny projekt i pozwolenie na budowę. Jestem niepoprawną optymistką i wierzę, że musi się udać! Rozstrzygnięcia konkursowe powinny zapaść na początku przyszłego roku i mam nadzieję, że niedługo potem wbijemy pierwszą łopatę na placu budowy. Przecież należy się nam wyjątkowy prezent na tak wyjątkowy jubileusz!?
Rozmawiała: Sabina Horzela-Piskula