Strona główna/Gazeta Rybnicka/Dzielnice Rybnika/Ochojec/Ślązaczka z fotograficzną wrażliwością w rybnickiej (..)

Ślązaczka z fotograficzną wrażliwością w rybnickiej bibliotece

22.01.2025 Kultura i rozrywka

Jak to jest otworzyć szafę z ubraniami po zmarłej mamie i założyć jej płaszcz? Albo stanąć pośrodku pokoju, którego lokator zaginął, albo patrzeć na niedoszłą matkę, która bierze na ręce lalkę, kopię niemowlaka? – Stworzyłam projekty o stracie i o tym, jak ludzie sobie z nią radzą. A wszystko zaczęło się od straty mojej mamy – mówi fotografka-reportażystka Karolina Jonderko, jedyna Ślązaczka z prestiżowym tytułem World Press Photo, z którą 23 stycznia spotkają się czytelnicy rybnickiej biblioteki.

Karolina Jonderko, jedyna Ślązaczka z prestiżowym tytułem World Press Photo. Zdj. Paweł Łączny

To taki Oscar w świecie fotografii. – Zwykle mówiłam, że jestem piątą Polką z nagrodą World Press Photo, aż kumpel uświadomił mi: – Dziołcha, dyć tyś jest pierwszo Ślonzoczka, kiero dostała tako nagroda. I to mi się spodobało! – śmieje się Karolina Jonderko, która w 2021 roku otrzymała nagrodę WPP za długoterminowy projekt „Odrodzony”. Zainspirowała się dokumentem brytyjskiej telewizji „My Fake Baby” o nieprawdziwych niemowlakach.

– Jest szereg zastosowań dla tych ręcznie robionych lalek-niemowląt: są przedmiotami kolekcjonerskimi, są używane w filmach czy w szkołach położniczych, ale mnie zaciekawiło ich wykorzystanie w terapii kobiet, które straciły lub nie mogą mieć własnych dzieci – opowiada dokumentalistka.

– Jest szereg zastosowań dla tych ręcznie robionych lalek-niemowląt - opowiada Karolina o projekcie "Odrodzony", za który dostała nagrodę WPP. Zdj. Karolina Jonderko

Dzięki jej fotografiom i nagrodzie WPP coraz więcej kobiet dowiaduje się o terapeutycznej roli lalek. – I łatwiej jest im przejść choćby przez czas żałoby po stracie dziecka – mówi Karolina.

Autoportret z matką

Jej mama była nauczycielką muzyki. Była. – Musiałam sobie poradzić z jej odejściem – mówi Karolina o przełomowym projekcie, który powstał, gdy studiowała w łódzkiej filmówce. „Autoportret z matką” zmienił wszystko. – To było w domu babci. Było mi zimno, podeszłam do szafy z ubraniami po mamie, założyłam jej płaszcz i poczułam ogromną ulgę, jakby mnie przytulała – opowiada Karolina. Była z mamą, gdy ta chorowała na raka.

– Choroba zabrała mi jej zdrowy obraz z pamięci. To siostra przypomniała mi okoliczności, w jakich mama nosiła te wszystkie ubrania, które przychodziły w paczkach od ciotek z RFN-u – opowiada Karolina, która sfotografowała się w tych maminych, niepasujących do młodej dziołszki ubraniach. I jak mówi, było to autoterapeutyczne doznanie.

Karolina sfotografowała się w tych maminych, niepasujących do młodej dziołszki ubraniach. Zdj. Karolina Jonderko

Kiedy jej zdjęcia zawisły w wielu miejscach, trafiła na okładkę „Wysokich Obcasów”.

– Bałam się tych wszystkich komentarzy, że zakładam mantle po zmarłej… Okazało się jednak, że te fotografie miały walor terapeutyczny również dla innych, dostałam wiele wiadomości od osób, które też zmagały się ze stratą. Wtedy zwróciłam się w stronę fotografii dokumentalnej oraz straty, z którą wielu z nas wcześniej czy później się zmierzy – mówi.

Tak powstały jej kolejne cykle „Zaginieni”, „Mała Polska” czy „Bebok”. – Tutaj stratę młodzieńczych lat i grupy rówieśniczej wypełniłam dzięki kreatywnej współpracy z wrzesińską młodzieżą – mówi o „Beboku”, o którym opowie też w Rybniku, bo chciałaby zrealizować podobny projekt właśnie w naszym mieście.

"Bebok" opowiada o grupie przyjaciół, młodych ludzi z małego miasteczka Września. Zdj. Karolina Jonderko

Projekt "Zaginieni" to opowieść o osobach, które wyszły z domu i już nie wróciły. - Pozostawiły swoje pokoje nieprzygotowane na pustkę - opowiada autorka zdjęć.

Pora na Śląsk

Jej tata był górnikiem w kopalni Rydułtowy. – Śląsk jest dla mnie ważny. Kiedy tu mieszkałam, nie dostrzegałam wielu rzeczy, które warto dziś uchronić od zapomnienia, bo ulatują, podobnie jak ślonsko godka – mówi. Żałuje, że coraz mniej ludzi godo, bo kiedy wraca z Warszawy, lubi se pogodać. A wraca na Śląsk, bo chce dokumentować schyłek górnictwa, kopalnie, ludzi i tradycje. Właśnie rozpoczęła pracę nad doktoratem – wybrała górnicze orkiestry, a zainspirowała ją orkiestra, którą usłyszała przy okazji otwarcia wystawy w rybnickim muzeum.

– Teraz szukam sposobu na fotografowanie tego mojego Śląska, bo nie chcę powielać innych, ale zrobić coś przewrotnego i pokazać Śląsk tak, jak nie był jeszcze fotografowany, a to trudne. Zależy mi na ludziach, bo to wspaniała wspólnota i z sentymentem wracam do czasów, kiedy wszyscy się znali, a na nas, bajtli bawiących się między blokami, zawsze zaglądał ktoś z okna – mówi Karolina, która rosła w cieniu rydułtowskiej Szarloty.

I cieszy się ze zdjęć górniczek wykonanych do książki Moniki Glosowitz i tych, które zrobiła w kopalni Ignacy, kiedy ta była jeszcze w ruinie. „Transformacje”, w których wykorzystała ojca i płaszcz mamy, pokazywała później na Hoymie.

– Kopalnia się odrodziła niczym moje życie. To właśnie fotografia pomogła mi poradzić sobie z emocjami i przerobić boleści, które we mnie siedziały – mówi.

Uczyła się jej w Klubie Fotograficznym Format przy Elektrowni Rybnik, potem wielokrotnie bywała na Rybnik Foto Festivalu. – Bo tutaj zapraszano najlepszych, a dla mnie kontakt z nimi był ważny – mówi.

W swojej pracy Karolina najbardziej ceni rozmowę z drugim człowiekiem. – Tak naprawdę zdjęcia są przy okazji – mówi. Projekt "Mała Polska" zrealizowała w angielskim Domu Polskim Ilford Park. Zdj. Karolina Jonderko

Dziś w swojej pracy najbardziej ceni rozmowę z drugim człowiekiem. – Tak naprawdę zdjęcia są przy okazji – opowiada dokumentalistka, która miała zostać nauczycielką angielskiego, a chce uczyć fotografii.

– Jak się nie uda, to wyjadę do Indii i będę grywać czarne charaktery w bollywoodzkich filmach. Bo mam taką przypadłość, że nie poradza na rzici usiedzieć – śmieje się Karolina Jonderko.

 

Dziennikarz
Sabina Horzela-Piskula
do góry