Strona główna/Gazeta Rybnicka/Dzielnice Rybnika/Rybnicka Kuźnia/Geszeft z Rybnika, lody rzemieślnicze od Tomasza Dybały

Geszeft z Rybnika, lody rzemieślnicze od Tomasza Dybały

13.04.2025 Miasto

– Na każde warunki pogodowe przygotowałem coś innego. Jeśli będzie deszczowo, serwować będziemy grzańca herbacianego i gorącą czekoladę, a gdy pogoda dopisze, podamy konfitury i pokażemy doświadczenia z ciekłym azotem – mówi Tomasz Dybała, zdradzając, co znajdziemy na stoisku Manufaktury Rybnickiej i Rybnickich Lodów Rzemieślniczych podczas jarmarku wielkanocnego.

Czy od dziecka lubił Pan lody?

Tak, potrafiłem zjeść kilogram naraz! Ale pierwsze moje wspomnienie związane z lodami to jedzenie ich przez łzy. Miałem wtedy sześć lat, byliśmy w Paryżu, upał był nieznośny. Uparłem się, że nie ruszę się spod Luwru, dopóki nie dostanę lodów. W końcu ojciec się zgodził, ale postawił warunek: „muszę je zjeść, nawet jeśli nie będą mi smakować”. Wybrałem najbardziej kolorowe lody o smaku anyżu i lukrecji – okazały się okropne. Skończyło się laniem i płaczem.

Niejeden mógłby się zrazić do lodów, a Pan otwiera lodziarnię?

Wiele lat minęło od tamtego czasu. Problem w tym, że mam skłonność do cukrzycy, a nadal moim ulubionym deserem są lody. Skoro nie dało się kupić takich, które mogę jeść, to trzeba było tę niszę wypełnić. W dużym skrócie, cukier w lodach pełni kilka ról – wpływa na kremowość, konsystencję, obniża temperaturę zamarzania i działa jako nośnik smaku. Niestety, często dodaje się go w nadmiarze, głównie po to, by zwiększyć masę produktu. Możliwości produkcji lodów jest wiele, ale to już osobny temat. Wiedziałem, że jeśli mam tworzyć lody, to muszą być inne: zdrowsze, z lepszym składem, z minimalną ilością cukru. Świadomy klient przyjdzie właśnie po takie. A nieświadomy? Kupi lody gdziekolwiek.

Niedawno powstał „Rybnicki Dubajok”, inspirowany słynną czekoladą. Skąd bierze Pan pomysły na nowe smaki?

Wiele smaków powstaje na prośbę klientów. Dużą inspiracją są dzieci – prowadzę warsztaty w szkołach i często to właśnie one podsuwają najciekawsze pomysły. Moim życiowym celem jest stworzenie 3000 różnych smaków. Na razie mam ich około 300.

Najdziwniejszy smak, jaki Pan stworzył?

Kiedyś stworzyłem lody czekoladowe z chili i bekonem – były pyszne. Na prośbę Mariusza Kałamagi przygotowałem „lody ryjkowe” na Kabaryjton – malinowe z dodatkiem buraka dla uzyskania różowego koloru. Kałamaga zażartował później ze sceny: „Moi drodzy, mamy specjalne lody, bo niejedna malinka przyszła tutaj z burakiem”.

Swoje produkty pokażecie na jarmarku wielkanocnym…

Przyciągnęła mnie jego krótsza formuła – liczę, że dzięki temu pojawi się więcej ludzi. Pokażemy produkty naszej drugiej marki – Manufaktury Rybnickiej, gdzie produkujemy konfitury, sosy, liofilizowane owoce, kremy, orzeszki w miodzie i czekoladzie. Będą też nasze wypieki: serniki, tarty oraz inne produkty z obniżoną zawartością cukru. Na stoisku będziemy serwować GOFRYTKI, czyli gofry w kształcie frytek z naszymi konfiturami lub kremami orzechowymi. W drugim domku postawimy wózek z Rybnickimi Lodami, a jeśli nie będzie padać, zaprezentujemy także pokazy z ciekłym azotem. Dodatkowo będziemy promować naszą aplikację „Rybnickie Lody”, dzięki której można zamówić lody z dostawą do domu. Mam nadzieję, że wyjdzie nam dobry show i rzemieślnicy udowodnią, że coś się w tym mieście dzieje!

Można u Was zamówić lody przez telefon?

Tak. Wczoraj zamówienie złożył klient z Gniezna, dzisiaj je zapakujemy i jutro wyślemy kurierem. Paradoksalnie, łatwiej jest dostarczyć lody niż ciepłe dania. Lody pakujemy w papierowy kubeczek, wkładamy do termoboksu z woreczkiem suchego lodu o temperaturze minus 80 stopni. Gdy klient dostaje lody, musi poczekać, bo są twarde jak kamień. Chcemy dotrzeć do ludzi, którzy nie mogą nas odwiedzić osobiście, jak moja 77-letnia mama, która uwielbia lody. Ona nie dowiezie ich autobusem, bo się roztopią…

Skąd pomysł na warsztaty z produkcji lodów z użyciem ciekłego azotu dla dzieci?

Jest coraz mniej rzemieślników. Gdy widzę młodzież, która nie wie, co ze sobą zrobić, myślę, że może uda mi się kogoś zainspirować. Sam kiedyś jeździłem na wózku inwalidzkim i powiedziano mi, że nie będę chodził. Ktoś postawił mnie na nogi i chyba czuję potrzebę, by dać coś od siebie. Na warsztatach edukuję przez doświadczenia fizyczne – zamrażamy owoce, albo balony, demonstrując jak zachowałyby się nasze płuca po kontakcie z azotem. Dzieci mogą spróbować zamrożonych ziół, zobaczyć, jak róża zamraża się w dwie sekundy…

dziennikarz
Dominika R
do góry