Lato z rybnickim Fikołkiem
Tenis, pływanie, rower, a może żagle? Po co wybierać, skoro można cieszyć się każdym z tych sportów, tak jak nasza bohaterka. Z dwójką, trójką, a może z piątką dzieci? Po co się ograniczać, skoro można spędzić lato nawet z 200 dzieci? Tak jak nasza bohaterka Małgorzata Błaszczyk, dla znajomych Gocha, pasjonatka aktywnego stylu życia, która 18 lat temu otworzyła w naszym mieście Akademię Zdrowia „Fikołek”. I niestrudzenie zachęca małych i dużych do ruchu i rekreacji.
Małgorzata Błaszczyk od dziecka lubiła sport – trenowała tenis ziemny i lekkoatletykę. Bielszczanka z urodzenia sporo pływała, próbowała też dżudo, a nawet saneczkarstwa. Od dziecka wiedziała, że chce być nauczycielką WF-u. Udało się, ale dziś do swojego CV Gocha może dopisać też: instruktorka pływania, tenisa ziemnego i narciarstwa, żeglarz jachtowy, a do tego mama dwóch dorosłych już synów i żona trenera żeglarstwa. Kiedy w 2006 otwierała Fikołka, uczyła WF-u w Mechaniku. Lubiła tę pracę, ale po 15 latach spędzonych w szkole zapragnęła czegoś więcej.
– Zawsze chciałam stworzyć firmę, która wprowadzałaby dzieci w świat sportu rekreacyjnego, niekoniecznie wyczynowego, bo rekreacja jest dla wszystkich. Zależało mi na tym, by pokazać im sport z nieco innej strony, sprawić, by stał się ważną częścią ich życia, naturalną, jak mycie zębów czy jedzenie – mówi.
Nie było łatwo, zaczynała w pojedynkę, od jednego dziecka, dziś w Fikołku pracuje 10 instruktorów, nie licząc ratowników i opiekunów obozów i półkolonii, jakie latem i zimą akademia organizuje nawet dla 200 dzieci.
Fikać z Fikołkiem!
– Będą żeglować, jeździć na rowerach, pływać na desce SUP, grać w tenisa ziemnego. Planujemy gry zespołowe i podchody w terenie, baloniadę, festiwal kolorów, warsztaty zielarskie czy nocne szukanie skarbów. Z nami nie ma czasu na nudę ani na siedzenie z nosem w telefonie – mówi Gosia.
Obozowicze pojadą w Bory Tucholskie i na Kaszuby, półkoloniści będą wypoczywać w Stodołach.
– Zależy mi, by dzieci, które są dziś mocno przebodźcowane, miały jak najczęstszy kontakt z naturą. W Fikołku stawiamy na ruch, zdrową głowę i zdrowe odżywianie, dlatego zachęcamy dzieci, by wybierały ruch w lesie zamiast komputerów i telefonów czy wodę zamiast soków – mówi rybniczanka.
Najmłodsze dziecko z jakim wypoczywała – pięcioletnia Kasia, uczestniczka obozu zimowego – dziś jest maturzystką i wolontariuszką na półkoloniach Fikołka.
– I to jest piękne! Ale jeszcze fajniejsze jest to, że dorosłe już fikołkowe dzieciaki przyprowadzają na zajęcia swoje maluchy – cieszy się Gosia Błaszczyk, która od października do czerwca na basenie w Budowlance prowadzi też kursy pływania.
Korzysta z nich średnio ok. 200 dzieci miesięcznie. Gocha pływała od dziecka, ale nie była fanką basenowej rutyny „od ściany do ściany” i była zbyt niska, by zająć się tym na poważnie, ale przez lata zdobyła wiedzę i umiejętności, by z pasją uczyć pływania.
– Często słyszę, że jestem jedynym instruktorem, który zamiast stać na brzegu, siedzi z kursantami w wodzie, ale uważam, że tak jest dla nich lepiej, a poza tym kocham wodę. Woda rozluźnia, odpręża i oczyszcza. Pływanie to rodzaj medytacji, szczególnie na otwartym akwenie. Uwielbiam pływać w morzu czy w jeziorze, bo lubię kontakt z naturą. Dlatego podobną frajdę daje mi żeglarstwo, w którym liczy się przygoda z wodą, wiatrem, naturą. Nic dziwnego, że żeglowanie pokochali też moi synowie oraz mąż Jacek – opowiada.
Poznali się na obozie narciarskim, w Rybniku zamieszkali po ślubie, prawie 30 lat temu. – Synów Cypka i Kacpra nauczyłam jazdy na nartach i snowboardzie, gry w tenisa i pływania, ale oni wybrali żeglarstwo, po tacie. Żeglowali od szóstego roku życia – opowiada. Dziś żeglują rekreacyjnie, jeden mieszka w Gdyni i projektuje jachty, drugi w Szwecji i jest kucharzem.
– Dlatego trochę się martwię o przyszłość Fikołka. Dużo miłości przelałam na to moje trzecie dziecko i wciąż mam mnóstwo pomysłów. Jestem typem pofyrtańca, na szczęście mój mąż sprowadza mnie na ziemię, bo często działam na zasadzie bodziec-reakcja. Jak zbytnio wymyślam, słyszę: wsiądź na rower! – mówi z uśmiechem.
Praca jest dla niej bardzo ważna, ale dziś już tak nie goni. – Chyba znalazłam sama siebie – dodaje.
Dziadek w basenie
Do pływania zachęca wszystkich, bez względu na wiek. Na jej zajęcia trafiają dzieci oraz seniorzy. Mówi, że dorośli są najgrzeczniejszą grupą, ale nie jest im łatwo.
– Barierą jest głowa – muszą wyjść ze strefy komfortu, przełamać się, nie myśleć o tym, co powiedzą inni. Są bardzo krytyczni w stosunku do siebie, zupełnie niepotrzebnie. Podczas zajęć jestem z nimi w wodzie, pokazuję, pomagam, przytrzymuję, przytulam kiedy trzeba, uczę, co i jak zrobić. Fajnie jest patrzeć na ich radość z własnych postępów – mówi.
Cieszy ją, że coraz więcej osób chce coś zrobić dla siebie. – Dobrze, by tych, którzy chcą się otworzyć na coś nowego, było coraz więcej, zwłaszcza osób po jakichś wodnych traumach. Zachęcam, by potraktowali wodę jako coś, co daje im dobro, bo woda odpręża i wycisza, a zajęcia w wodzie są najmniej kontuzjogenne – mówi.
Wspomina też pewnego kursanta, emeryta po zawale, któremu kardiolog zalecił pływanie. Szkopuł w tym, że nie umiał pływać. Na szczęście trafił do Gochy.
– Dziś pływa czterema stylami, kupił bojkę asekuracyjną i pływa na otwartych akwenach – mówi.
Meksykanie też fikają
Od czterech lat Małgorzata Błaszczyk realizuje z mieszkańcami dzielnicy Meksyk rekreacyjno-sportowe projekty w ramach budżetu obywatelskiego, a z propozycją wyszła dyrektorka Zespołu Szkół Budowlanych dr Katarzyna Wróbel.
– Właśnie zakończyliśmy czwartą edycję, więc myślałam, że pora na zmiany, ale usłyszałam: – Gocha, no co ty! Nadal więc słucham tego, czego chcą mieszkańcy – opowiada.
A chcą: nauki pływania dla dzieci, młodzieży i dorosłych, zajęć aquafitnessu czy jogi. – Co roku dodajemy też jakieś nowe elementy: zawody pływackie na wesoło, spływ kajakowy czy grill z rajdem rowerowym – mówi. Cieszy ją ta współpraca i zaangażowanie mieszkańców. Nic więc dziwnego, że 17 czerwca w UM złożyli kolejny wspólny projekt „Meksyk pływa i ćwiczy – sport dla całej dzielnicy”.
Przed Gosią kolejne intensywne lato – półkolonie i obozy, więc wakacje planuje dopiero we wrześniu.
– Przerobiliśmy busa na kampera, więc wciskamy się w największe dziury, by unikać tłumów. Szukamy kontaktu z naturą, by wreszcie wypocząć i spotkać się z samym sobą. Zabieramy SUP-a i rowery. Będziemy też pływać – planuje aktywne wakacje.
Ale w przypadku Gosi Błaszczyk nie może być inaczej!
O autorce zdjęć Oli Kubicy i bohaterkach jej projektu "Rybnickie kobiety" przeczytacie tutaj