Na pomniku żołnierzy września brakuje kilku nazwisk
Żołnierzom, którzy oddali życie w obronie Rybnika, należy się szacunek. Całe ich życie zawarte jest na pamiątkowych tablicach. Niech nie będą z błędami.
Najczęściej pracuję na starych dokumentach i wiem, że z aktu zgonu można czasem odtworzyć czyjeś życie. Taki dokument, gdy był właściwie wypełniony, zawierał wiele informacji: nazwisko, imię, datę i miejsce urodzenia, imiona rodziców, ostatnie miejsce zamieszkania, niejednokrotnie stan cywilny i zawód. Kiedyś wpisywano też wyznanie, a czasem ołówkiem nawet przyczynę zgonu.
W raciborskim archiwum, gdzie znajdują się rybnickie akta zgonów z 1939 r., można dotknąć historii, która w globalnej skali spowodowała śmierć milionów ludzi. Z rybnickiej perspektywy 1 września 1939 r. to około dwudziestu paru zabitych żołnierzy i prawdopodobnie dziesięcioro zwykłych rybniczan i rybniczanek.
Dokumenty, które wystawiono dla cywilnych ofiar, są w miarę dokładne. Niestety, te „żołnierskie” mają braki.
1 września ginęli cywile i wojskowi, ale dopiero następnego dnia przed urzędnikiem stanu cywilnego stawili się ci, którzy chcieli pochować bliskich i potrzebowali do tego dokumentu. Wojskowi mieli większe problemy niż grzebanie poległych i zgłaszanie tego do urzędu, zresztą w Rybniku ich już nie było. Urzędowe druki są wypełnione jeszcze w języku polskim. Z boku ołówkiem dopisano ledwo widoczne krótkie adnotacje, np. „postrzał w płuca”, jak w przypadku kupca Piotra Kupczaka, czy „strzał brzuszny”, w wyniku którego zginął kowal Leon Malina (choć w jego akcie zgonu nie podano informacji, że był żołnierzem, to gdy zabierano jego zwłoki, był w mundurze WP. Zmobilizowano go pięć dni przed wybuchem wojny).
6 września zaczęto wypisywać dokumenty w języku niemieckim, choć nadal na polskich drukach. Wśród aktów zgonu polskich żołnierzy, o których tym razem informowały już szpitale, są dwa, którym raczej nikt się dotychczas nie przyglądał. W obronie Rybnika zginęło dwóch żołnierzy – Żydów. Jeden nazywał się Waldi Berant, a drugi Lejzer Kornhauser. Choćby nie wiem ile przekopywać internet, to nie można ustalić żadnych szczegółów z przedwojennego życia tych dwóch młodych mężczyzn.
Według aktu zgonu sporządzonego 11 września, szeregowy Waldi (prawdopodobnie Waldemar) Berant pochodził
z Będzina i miał 24 lata. Zmarł 3 września w „Juliuszu” od rany postrzałowej, co dopisano ołówkiem wraz z datą urodzenia: 15.4.1915 oraz słowami „poln. Soldat”. W przypadku Waldiego, jak i drugiego z żołnierzy żydowskich, wyraźnie wpisano wyznanie, czego na kilku innych aktach dotyczących obrońców Rybnika nie zrobiono.
Na pozostałych dokumentach, sporządzonych dla zabitych polskich żołnierzy po około 10 dniach od śmierci, podano datę zgonu „1 września przed południem”. Ranny strzelec Waldi został dostarczony do „Juliusza” i tam skonał po dwóch dobach.
W książce Jana Delowicza pt. „Ziemia rybnicko-wodzisławska i jej mieszkańcy w wojnie obronnej 1939 roku” jest relacja Kingi Grabiec, pracownicy w starostwie, która 1 września pomagała przy transporcie zabitych wozami konnymi z browaru pod szpital. Wspomina ona rannego żołnierza, którego zabrano do „Juliusza”. Mógł to być właśnie Berant, ale też drugi z Żydów – Lejzer Kornhauser.
Może personel szpitala knapszaftowego przy ul. Rudzkiej znalazł przy nim jakieś dokumenty lub on sam, przed śmiercią, w malignie, mówił kim jest, dzięki czemu wiemy, że Lejzer Kornhauser był saperem z 3. kompanii zmotoryzowanej 6. batalionu saperów, która wchodziła w skład 6. Dywizji Piechoty. Przed wojną mieszkał w Krakowie. Zmarł 21 września 1939 r. w wyniku złamania podstawy czaszki i zapalenia mózgu - czyli przeleżał w naszym szpitalu 20 dni. To nie było szybkie umieranie…
Choć jego nazwisko jest dość znane1, to nie udało mi się ustalić, kim byli jego rodzice ani gdzie się urodził i czy był żonaty. Mogę jedynie snuć przypuszczenia, że skoro był saperem, to być może był jednym z tych, którzy w sierpniu 1939 r., u wejść do miasta, stawiali „rogatki” przeciwczołgowe, zaminowywali mosty oraz tunel w Rydułtowach. U niego jedynego przyczyną zgonu nie był postrzał, co jest dla mnie zastanawiające. Złamanie podstawy czaszki to uraz, który zdarza się w wyniku silnego uderzenia głowy twardym przedmiotem, na skutek wypadku motoryzacyjnego czy upadku ze znacznej wysokości. Mógł doznać takiego urazu choćby przy wysadzaniu mostu kolejowego na Zamysłowie.
Jak podaje dr Bogdan Kloch2, pierwszy pochówek ofiar miał miejsce 3 września. Na cmentarzu parafialnym pochowano wtedy czterech żołnierzy i trzech cywilów. Waldi Berant oraz Lejzer Kornhauser zostali według mnie pogrzebani na nowym cmentarzu żydowskim, który został założony na początku lat 30., dokładnie tam, gdzie obecnie znajduje się nekropolia żołnierzy Armii Czerwonej. Wątpię, by ówczesny proboszcz zgodził się na pochówek innowierców na cmentarzu katolickim.
Po wojnie na tej nekropolii stanął pomnik „Żołnierzy Września 1939”, na którym jest sporo błędów. Niektórych kolejne zdania mogą szokować. Otóż w 1972 r. Prezydium Miejskiej Rady Narodowej
w Rybniku zwróciło się z „uprzejmą prośbą” do takiego samego organu w Raciborzu o „odstąpienie złomu czarnego granitu i białego marmuru pochodzącego z likwidacji cmentarza wyznania mojżeszowego w Raciborzu”. Jak dalej napisano: „Materiał ten potrzebny nam jest do wykonania obramowania oraz płyt na grobach Żołnierzy Wojska Polskiego poległych w obronie naszego miasta”3.
To niejedyna kontrowersja związana z tym pomnikiem, na którym oprócz bohaterskiego obrońcy miasta kapitana Jana Kotucza (z niewłaściwą datą śmierci) upamiętnionych jest z imienia i nazwiska 19 żołnierzy Wojska Polskiego i jeden cywil (z pochodzenia Niemiec).
Na pomniku jest sporo błędów, jak choćby informacja o miejscu śmierci Leona Maliny (na pomniku podano Suszec, a ów żołnierz zginął w Rybniku w rejonie ul. Wiejskiej). Strzelec Waldi Berant jest wymieniony dwukrotnie. Raz na marmurowej płycie (wraz z Ernestem Szeinthauerem z Godowa, który też wspomniany jest dwa razy, w tym z niewłaściwym miejscem śmierci) oraz powyżej na płycie granitowej – jako Berach Waldemar zmarły 1 września w Suszcu. To jest błędem, gdyż zmarł 3 września w Rybniku.
Lejzerowi Kornhauserowi też na pomniku dodano jedno nadmiarowe „e” w nazwisku. Nazwisko kolejnego żołnierza – Pawła Bannera – pewnie również zostało przeinaczone, gdyż zgodnie z aktem zgonu brzmiało ono „Bauer”. No i czy aż dziesięciu z żołnierzy zginęło w Suszcu?
Uważni czytelnicy mojego bloga oraz książki dobrze wiedzą, że do „obrońców Rybnika” zaliczono żydowskiego kupca – Fritza (Fryderyka) Aronadego. I on ma elegancką granitową płytę, na której napisano, iż urodził się w Rybniku i tu zmarł 10 listopada 1939 r. Poza datą i miejscem urodzenia reszta jest nieprawdą. Aronade nie był polskim żołnierzem (był rybnickim niemieckim Żydem) i zginął jako ofiara cywilna 4 września pod Woszczycami. Prawdopodobnie znalazł się w tym samym miejscu, w którym wzięto do niewoli kpt. Kotucza i jego żołnierzy, i albo został zabity, albo zginął od przypadkowej kuli.
I ostatnia sprawa, która razi najbardziej. Na pomniku brak nazwisk dwóch żołnierzy, którzy także polegli, broniąc naszego miasta. To nie byli NN! Na aktach zgonu sporządzonych 11 września 1939 r. (akta USC nr 303 i 304) są ich imiona i nazwiska. Jednym był Seweryn Abol z garnizonu w Olkuszu, a drugim podoficer rezerwy Alojzy Wojciech z Pszczyny.
Zaś kapitan Jan Kotucz, zgodnie z relacjami świadków, został rozstrzelany 6 września, a nie 5, jak to widnieje na pomniku na cmentarzu oraz na obelisku przy rondzie z żużlowcami.
Żołnierzom, którzy oddali życie w obronie Rybnika, należy się szacunek. Całe ich życie zawarte jest na pamiątkowych tablicach. Niech nie będą z błędami.
1. Nazwisko Kornhauser nosi wybitny polski poeta, prozaik i eseista Julian – ojciec literaturoznawcy Jakuba Kornhausera oraz prezydentowej Agaty Kornhauser-Dudy.
2. Bogdan Kloch „Cywilne straty wojenne na terenie miasta Rybnika w dniu 1 września 1939 r. w świetle nieznanych źródeł”, Zeszyty Rybnickie 8; 2009 r.
3. Źródło: Archiwum Państwowe w Raciborzu; „Prezydium MRN w Raciborzu”, sygn. 678.